„IstillDK” - recenzja
Dodane: 27-04-2021 18:42 ()
Zvyrke, pozostając nieco w cieniu, jednak systematycznie powiększa swoje komiksowe uniwersum. Całkiem niedawno ukazał się na rynku jej nowy komiks, którego głównym bohaterem jest niejaki Neil wraz ze swoją muzyczną ekipą. Biorąc pod uwagę wcześniejsze epizody, krótkie szorty z „Aktu” i inne publikacje autorki, które, choć mają inne nazewnictwo, to nadal łączy je wszystkie wspólny mianownik, zebrała się tego już pokaźna liczba. Autorka zdaje sobie z tego sprawę i dlatego na samym końcu najnowszej odsłony, zrobiła ona wrzutkę ze spisem dotychczasowych publikacji i sugerowaną kolejnością lektury. Tyle tytułem wstępu.
Najnowsza odsłona IDK jest chyba najbardziej – przepraszam za kolokwializm – pojechaną i narkotyczną odsłoną ze wszystkich dotychczas sprezentowanych nam przez autorkę. Ok, jej „dzień świstaka” publikowany w „Akcie” również jest niczego sobie, natomiast tutaj już nie ma hamulców, jest za to jazda po bandzie, a czasami wręcz przekraczanie granic dobrego smaku – sugestywna scena z gitarą w… zobaczycie w czym, jest tego doskonałym przykładem. Można chyba więc zaryzykować (pół żartem) stwierdzenie, że covidovy czas w sposób znaczący odbił się na Zvyrkę, która daje swoim komiksem upust emocjom skrywanym w sobie. Aha, rzeczywiście dobrze jest znać poprzednie jej komiksy, bo choć bez ich znajomości fabuła najnowszego będzie dla was zrozumiała, to jednak wiele smaczków czy odpowiedzi na pytania wam umknie. Choćby to, co się stało z bohaterem komiksu, dlaczego został on zombie i co u jego boku robi ten dziwny potwór z sześcioma cyckami? Fani twórczości autorki będą pod tym względem usatysfakcjonowani, gdyż tego typu nawiązań jest dużo więcej, przez co daje się odczuć, że jest to solidnie zaplanowana nie tylko pojedyncza fabuła, ale i całe uniwersum.
No dobra, ale o czym w ogóle jest ten odcinek? Tak, jak wspomniane zostało powyżej, Neil został zombie i włóczy się po świecie, chcąc odnaleźć drogę do domu. W tym samym czasie część zespołu opłakuje jego śmierć, reszta z kolei nie chce w nią uwierzyć, a już cała grupa szuka nowego muzyka, który zastąpiłby nieobecnego. Jeden z nich zawiązuje przy okazji nietypowy pakt, chcąc zdobyć popularność i sławę dla ekipy. W tle są rockowe imprezy, potwory, demony, muzyka i pełno humoru. Już kiedyś określiłem komiksy Zvyrke (absolutnie nie mając na celu obrażanie), jako emo-horrory i coś w tym nadal jest, w dalszym ciągu podtrzymuję to określenie. Wystarczy spojrzeć na wygląd gwiazd zespołu, klimat wszechobecnej śmierci itp. rzeczy, aby w połączeniu z często sporą brutalnością i taką pokazaną bez ceregieli śmiercią sprawia, że wspomniana atmosfera nad tą publikacją się unosi. I cóż, to się sprawdza, aczkolwiek trzeba mieć też świadomość, że nie każdy tego typu komiks polubi. Szczególnie ten ostatni zeszyt, który w mojej ocenie – powtórzę się – jest najbardziej specyficzny, mocny i charakterystyczny ze wszystkich. Przekleństwa, sceny seksu (odpowiednio oczywiście przefiltrowane), brutalność, wyrywane serca…czego tu nie ma, moglibyście zapytać i przyznam, że ciężko byłoby na to pytanie odpowiedzieć, gdyż jest tu naprawdę dużo. Od waszej zdolności przyswajania takich treści zależeć będzie to, jak się będziecie podczas lektury bawić. Ja wybawiłem się naprawdę w porządku. Historia jest bowiem skonstruowana i prowadzona bardzo zręcznie, dużo się dzieje, pokazywaną muzykę niemalże słyszy się w uszach, a całość daję niezłą rozrywkę i chwilę niezobowiązującej zabawy na wysokich obrotach. Myślę sobie, że to może was przekonać, aby do komiksu sięgnąć przy pierwszej dostępnej okazji.
Graficznie również jest tak, jak było do tej pory, Zvyrke utrzymuje poziom, więc tutaj zaskoczenia, jeśli czytaliście jakiś wcześniejszy komiks autorki, nie będzie. Jeśli podobało się wam kiedyś, podobać będzie się i teraz. Rysunki są ważną częścią tej historii bowiem, to w dużej mierze one odpowiedzialne są za charakterystyczną atmosferę publikacji. Jest nieco „cartoonowo”, nieco „emo”, niekiedy są jakieś wkrętki gore, więc i pod tym względem naprawdę sporo się dzieje. Właśnie z powodu tej dynamiki, wykorzystanej czerni i bieli oraz niewielkiego formatu zeszytu w pojedynczych przypadkach jest nieco nieczytelnie, natomiast nie na tyle, aby nie móc odnaleźć się w akcji.
Fajnie, że są tego typu autorzy na scenie komiksowej. Może nie do końca działający w mainstreamie, ale robiący swoje w ciszy i skupieniu i oddający co jakiś czas czytelnikom i fanom twórczości kolejne, trzymające poziom, publikację. Czy jest to historia w pewnym sensie niszowa? Na pewno tak. Czy znajdzie swoich odbiorców? Zdecydowanie. Nietypowo i dynamicznie z charakterystycznym klimatem, taka jest nowa publikacja od Zvyrke. Jeśli was przekonałem, to szukajcie w sklepach (kłania się zinowy sklepik Słowoobrazu) poprzednich jej komiksów i zapoznajcie się z wykreowanym przez nią muzycznym światem.
Tytuł: IstillDK
- Scenariusz: Zvyrke
- Rysunek: Zvyrke
- Wydawnictwo: Niezależne
- Data wydania: 05.02.2021 r.
- Liczba stron: 110
- Format: 150x210 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: offsetowy
- Druk: cz.-b.
- Wydanie: I
- Cena: 18,90 zł
Dziękujemy wydawcy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus