„Wypychacz zwierząt” Jarosława Grzędowicza już w księgarniach!

Autor: Fabryka Słów Redaktor: Motyl

Dodane: 23-01-2021 11:04 ()


Kolejne wydanie wspaniałego zbioru opowiadań Jarosława Grzędowicza, w którym znalazły się teksty nagrodzone:

Nagroda im. Janusza A. Zajdla – Wilcza zamieć
Nagroda Sfinks – Buran wieje z tamtej strony

O książce:

Spokojnie, to tylko fikcja... Czyżby?
A więc wierzysz w to, co widzisz... Strzeż się! Bo znane i bezpieczne bywa podstępne. Zbłądzić możesz, podążając jedną z dróg, gdy wiele innych w zasięgu wzroku. Przyszłość jawi się milionem możliwości, ale to teraźniejszość Cię zaskoczy. Przesuń kamień, a runie imperium.

A więc ufasz rozumowi… Najwyraźniej pracownię wypychacza zwierząt odwiedzić musisz, na pokład U-boota wsiąść, przeżyć pocałunek Loisetty, przetrwać syberyjską zamieć, posłuchać pożegnalnego blues'a albo specjałów kuchni Wschodu skosztować. Zaprasza autor „Księgi Jesiennych Demonów”.

Oto kolejna – pełna niesamowitości, wyrazistych bohaterów i mrocznej tajemnicy – antologia jego opowiadań. A liczba ich... 13.

 

FRAGMENTY Z ILUSTRACJAMI DOMINIKA BROŃKA

To się zaczęło trzeciej nocy, kiedy myślałem, że już się oswoiłem z mieszkaniem. Sądziłem, że to tylko koszmar. Najpierw było dziwaczne uczucie, jakbym zapadł się przez materac mojego nowego tapczanu i runął gdzieś w świetlistą przepaść. Widziałem wokół siebie przelewające się świetliste kształty, migały w nich pyski dziwacznych i przerażających istot, kłapały na mnie szczęki, wyciągały się szpony. A potem nagle stałem nagi w ogromnej sali kolumnowej, pod łukowym sklepieniem, wszystko lśniło czernią jak polerowany bazalt. Wokół krążyły półprzejrzyste widma, falując niczym strzępy delikatnego muślinu. A gdzieś nade mną z sufitu grzmiący głos zadawał mi pytania. Dziwaczne pytania. O sytuację w Iraku. O to, co powiedział któryś tam polityk. Jaka jest pogoda. Czasem znałem odpowiedź, a czasem nie. Jeżeli nie, czułem rozczarowanie przesłuchujących mnie istot. Lodowate, przejmujące do szpiku kości, niemal bolesne. To było jak tortury. Obudziłem się zlany potem i już wiedziałem, że to tylko koszmar. A mimo to następnej nocy bałem się zasnąć. Później zrozumiałem, że to nie był tylko sen.


Loisetta...

Zobaczył, co chciał, i zrozumiał. Zabijał razem z nią. Patrzył w gasnące, przerażone oczy mężczyzn, kobiet i dzieci. Starców, dziewcząt i kapłanów. Widział bryzgi krwi i ogień pożarów. Ale nie czuł niczego poza płonącym dziko życiem. Żadnej hipokryzji czy chciwości, żadnego tchórzostwa ani kłamstwa. Była jak wilczyca. Kierowała się samym kaprysem i instynktem. Kiedy czegoś chciała, zabierała to. Kiedy miała ochotę, rozkładała nogi. Kiedy była głodna, jadła. Czyjąś kurę, krowę albo dziecko. Gdy ktoś stawał jej na drodze, wyciągała zza koszuli swój hiszpański nóż i zabijała. Szybko, brutalnie.
Jak żmija.

Darła mu grzbiet połamanymi pazurami, rzucała dziko biodrami i jęczała prosto w ucho: Jestem głodna! Głodna! I cały czas płonął w niej jasny, huczący ogień życia. Zgasił go nazajutrz, o wschodzie słońca, spuszczając na smukły kark dziewczyny ważące pół cetnara ostrze. Kiedy jej głowa tkwiła już w bloku podtrzymki, widział, jak wywaliła na niego lubieżnie język. A potem już się od niej nie uwolnił.


comments powered by Disqus