Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym...
Dodane: 12-07-2020 17:24 ()
„Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym” – powiedział Winston Churchill o lotnikach po bitwie o Anglię. Wśród tych nielicznych najlepsi byli Polacy.
Skrzydła we krwi to owoc czterdziestoletniej pracy autorki. Jako rdzenna mieszkanka Northolt Nina Britton Boyle od lat osiemdziesiątych zbierała materiały i kultywowała pamięć o polskich lotnikach walczących za Wielką Brytanię. Gdy była dzieckiem, słuchała opowieści o przeżyciach ojca z czasów II wojny światowej. Jej rodzina mieszkała mniej niż milę od bazy RAF-u w Northolt, zaś historie ojca wypełniały jej wyobraźnię ryczącymi Hurricane’ami i Spitfire’ami, które wylatywały z tej bazy podczas wojny.
Opowieści ojca wywarły na niej głębokie wrażenie i zostawiły długotrwały ślad. Podczas jednej z rozlicznych wizyt pod Polish War Memorial, które odbywała z mężem i dziećmi, Nina postanowiła, że napisze książkę o losach polskich lotników, będącą hołdem dla ich służby i poświęcenia.
Przez kolejne czterdzieści lat prowadziła skrupulatne badania w brytyjskich Archiwach Narodowych, Instytucie Sikorskiego oraz bazie RAF-u w Hendon. Z pomocą Polskich Sił Powietrznych, ministerstwa obrony, a także dzięki wicekonsulowi brytyjskiemu w Polsce oraz wsparciu osób, które zamieszczały ogłoszenia w polskiej prasie, Nina dotarła także do weteranów Dywizjonu 303. Ich dokonania, niektóre słabo znane, zaprezentowała czytelnikowi w bardzo przystępnej formie.
Książka składa się z pięciu części i kilku apendyksów. Pierwsza ukazuje sylwetki „ojców założycieli” – 36 osób związanych z Dywizjonem 303 od jego powstania. Część druga zawiera wspomnienia pilotów. W części trzeciej i czwartej, na podstawie wspomnień i meldunków bojowych, Boyle relacjonuje udział Dywizjonu 303 w bitwie o Anglię i omawia funkcjonowanie tej formacji w bazie RAF-u w Northolt. Część piąta obejmuje zbiór krótkich artykułów tematycznych związanych z dywizjonem.
Dodatkowo w książce znalazło się podsumowanie dokonań polskiego lotnictwa w latach 1940–1945, wybór listów i dokumentów, słownik oraz indeks. Całość opracowania uzupełniają zdjęcia i dokumenty, w tym wiele wcześniej niepublikowanych.
W 2014 roku Polish Air Force Memorial Committee, w uznaniu za opiekę nad grobami polskich lotników sprawowaną w imieniu rodzin z Polski, uhonorował Ninę Britton Boyle Commendation Certificate za znaczący wkład osobisty w utrwalanie pamięci o polskich lotnikach i ich osiągnięciach na Zachodzie.
Fragment rozdziału Polskie Siły Powietrzne walczą dalej
Piloci docierali do Francji drogą lądową, przez Jugosławię i północne Włochy. Niektórzy łapówkami otwierali sobie drogę powietrzną i morską – z portów w Konstancy i Bałcziku. Inni podróżowali przez cieśniny czarnomorskie do Syrii. Polscy piloci wydostawali się z Polski i Rumuni każdym nadarzającym się sposobem. Nadzieja na dalszą walkę sprowadzała się do kwestii, czy piloci zdołają dotrzeć do Francji.
We Francji tamtejsze lotnictwo przyjęło polskich lotników i mechaników. W sumie stu trzydziestu pięciu lotników rozrzuconych po różnych jednostkach odniosło sześćdziesiąt siedem zwycięstw. Na każdego polskiego pilota w powietrzu przypadało jednak kilku czekających bez samolotu. Z każdym dniem rosła frustracja polskich lotników i pałali coraz większą żądzą pomszczenia ojczyzny.
17 czerwca 1940 roku gruchnęła wiadomość, której wszyscy się obawiali: marszałek Philippe Pétain ogłosił kapitulację Francji. Generał Władysław Sikorski, Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, rozkazał wszystkim polskim jednostkom we Francji ewakuację do Wielkiej Brytanii wszelkimi dostępnymi środkami. Z wyjątkiem jednej polskiej jednostki1, która walczyła dalej w Afryce, siły polskie ruszyły na drugą stronę kanału La Manche, aby tam walczyć dalej ramię w ramię z brytyjskimi sojusznikami.
Pierwsi polscy lotnicy i mechanicy wylądowali w Anglii pod koniec 1939 roku. Otrzymali przydział do RAF Eastchurch, gdzie przeszli badania lekarskie, po czym zaczęli naukę języka angielskiego oraz przepisów i regulaminów obowiązujących w RAF-ie. Organizowano wiele żmudnych defilad, ale szkolenia lotniczego – ani widu, ani słychu.
Polscy lotnicy znów czuli się coraz bardziej sfrustrowani. Żądali odpowiedzi na pytania: „Kiedy rozpocznie się szkolenie lotnicze? Jesteśmy myśliwcami i najlepiej znamy się na walce z nieprzyjacielem. Jak możemy zabijać nieprzyjaciela w powietrzu, kiedy trzyma się nas na ziemi?”.
Po wielotygodniowym oczekiwaniu przybyły mundury dla polskich lotników, ale nadzieje o rychłym rozpoczęciu lotów bojowych szybko się rozwiały. Mijał czas. Lotnicy coraz dobitniej wyrażali swój gniew. Rosło napięcie, dochodziło do kłótni między brytyjskimi i polskimi ofi cerami. Bariera językowa dodatkowo zwiększała napięcie. Wielu polskich lotników zasmakowało słodyczy zemsty w walkach w Polsce i Francji. Wiedzieli, jak to jest – stawić czoła nieprzyjacielowi i czuć przyjemność, którą daje zestrzelenie. Wielu z nich latało od dawna i mogło się pochwalić wybornymi umiejętnościami pilotażowymi. W Polsce postawili swoje nędzne wyposażenie przeciw dobrze uzbrojonym wojskom niemieckim, ale Brytyjczycy nie ufali ich doświadczeniu. Niektórzy wysocy rangą oficerowie RAF-u widzieli jedynie polską klęskę. No bo przecież polskie lotnictwo wytrzymało we wrześniu 1939 roku ledwie parę tygodni.
Wreszcie wiosną 1940 roku RAF wyznaczył garstkę polskich pilotów do szkolenia lotniczego. Po upadku Francji w czerwcu 1940 roku większość przybywających do Anglii lotników i mechaników odsyłano do Blackpoolu. Polska przeniosła swój rząd na uchodźstwie z Francji do Anglii, a 5 sierpnia podpisano polsko-brytyjską umowę wojskową, która zakładała, że Polskie Siły Powietrzne zachowają niezależność. Przydział personelu do szkolenia pozostał w rękach Inspektoratu Sił Powietrznych. Brytyjczycy dowodzili działaniami na szczeblu operacyjnym, ale część kwestii taktycznych pozostała w gestii Polaków.
2 sierpnia 1940 roku w RAF Northolt w South Ruislip w hrabstwie Middlesex w ramach 11. Grupy powołano do życia No. 303 Polish Fighter Squadron – 303. Dywizjon Myśliwski. Wielu pilotów wybranych do służby w tej jednostce miało za sobą wspólną walkę w Polsce w szeregach 111. Eskadry od dowództwem majora Krasnodębskiego.
10 sierpnia ruszyło szkolenie z łączności radiowej, 12 sierpnia – kurs lotów w formacji, a 24 sierpnia – lotów patrolowych. Już niebawem polskie orły z Dywizjonu Kościuszkowskiego miały zanurzyć swoje skrzydła we krwi podczas bitwy o Wielką Brytanię.
comments powered by Disqus