Recenzja ksiązki "Sternberg"
Dodane: 26-07-2007 15:04 ()
Stało się już niemal pewną tradycją, że nowych pisarzy poznaję głównie z książek wygranych w różnego rodzaju konwentowych konkursach. Podobnie rzecz się miała ze Szczepanem Twardochem, którego debiutancki tom opowiadań wpadł mi ręce przed laty w ten właśnie sposób. Po jego przeczytaniu czymś niepojętym był dla mnie stosunkowo niewielki odzew, z jakim ten zbiorek się spotkał. Z czasem doszedłem do wniosku, że to co dla mnie stanowiło podstawowe zalety prozy Twardocha, mogło być także główną wadą dla przeciętnego czytelnika, oczekującego od fantastyki tylko lekkiej niezobowiązującej rozrywki. W tym zaś wypadku trafiali na autora oryginalnego (inż. Mamoń nie był zadowolony), mającego własny charakterystyczny styl, a do tego nie obawiającego się uzewnętrzniać w prozie własnych wyrazistych (czyli kontrowersyjnych) poglądów. Nie twierdzę tutaj, iż nagle objawił mi się geniusz, Szekspir odrodzony, czy drugi Dostojewski. Ale na pewno można było dostrzec bardzo duży potencjał i zaangażowanie twórcy. Byłem zachwycony.
Nic więc chyba dziwnego, że gdy do redakcji trafił „Sternberg" zabrałem się za niego co prędzej, byle mnie ktoś nie ubiegł i nie przejął redakcyjnego egzemplarza. Książkę przeczytałem jednym tchem, otrząsnąłem się, wciąż pełen entuzjazmu dla niej i... kiedy ciśnienie opadło poczułem się lekko zawiedziony. Ale po kolei.Akcja powieści rozgrywa się w tej samej alternatywnej monarchii Habsburgów, co opowiadania „Obłęd rotmistrza von Egern" (który nawiasem mówiąc w „Sternbergu" również się pojawia) i „Otchłań" z debiutanckiego zbioru. Jednakże na innych zupełnie założeniach zbudowana jest fabuła. Wspomniane opowiadania były historią tragedii i upadku tytułowego rotmistrza na tle wojny i rewolucji. „Sternberg" to powieść o rewolucji jako takiej. W zapowiedziach można znaleźć było informacje o historii dwóch braci, którzy prezentują dwa podejścia do walki z rewolucją: politykę i czynny zbrojny opór. Ten fakt oraz tytuł mogły sugerować, iż Carl i Alexander von Stenberg są głównymi bohaterami powieści. Tymczasem ja sam widzę w nich co najwyżej punkty, których autor potrzebował, by skupić wokół nich fabułę, gdyż ta inaczej mogłaby zbytnio się rozrosnąć i do reszty utracić zwartość.
Bo tak naprawdę to nijak nie jest powieść o poszczególnych ludziach. Ktoś napisał, że to powieść o polityce. To prawda, ale nie cała. To powieść o historii. Co prawda fikcyjnej, ale znów nie tak trudno wyobrazić sobie wiele z przedstawionych wydarzeń w naszych realiach. Zresztą, jak powiedział pewien generał: „Historia to to, co o mały włos wyglądałoby zupełnie inaczej". W ramach smaczków można wspomnieć o przewijających się nie raz i nie dwa wątkach ze wspominanych wyżej opowiadań, tym razem z innej perspektywy. Przyznam, że taki zabieg znacznie ożywił w moich oczach świat powieści.Na osobny akapit zasługuje wyraźna prezentacja w książce poglądów autora. Są one nie tylko wyraziste, dla wielu osób mogą być też miejscami niestrawne. Zrównanie w niektórych miejscach nazizmu z pragmatyzmem politycznym (pośrednie ale wyraźne) jest tu bodaj największym problemem. Choć każdy może odbierać to po swojemu. To, o czym jest książka, często określa jej formę. I tak jest w tym przypadku.
W „Sternbergu" mimo dramatycznych wydarzeń brak wartkiej akcji. Większość z tego, co się dzieje, poznajemy jako wspomnienia różnych osób lub niejako z pozycji wertującego podręcznik historii ucznia, czyli zawsze w pewnym oddaleniu i w połączeniu z refleksją nad obserwowanym przebiegiem zdarzeń, prezentowaną przez któregoś z narratorów, wśród których są zarówno występujące w powieści postaci, jak i narrator trzecioosobowy. Trochę szkoda, że autor nie pociągnął do końca stylizacji powieści na zbiór fragmentów z różnych pamiętników. Byłoby to rozwiązanie nieco spójniejsze. W „Sternbergu" uwydatnia się też pewna cecha pisarstwa Twardocha, którą, przyznam, dość lubię, a mianowicie skłonność do dygresji, krótkich wstawek z życia postaci mających dla całej historii mizerne znaczenie, ale pozwalających budować klimat i wprowadzających głębiej w realia świata. Niektórych będzie to irytować, ale ja należę do ludzi, którzy piąty tom cyklu wiedźmińskiego uważają za najlepszy. Byłem więc zadowolony. Z początku, bo miejscami autor zaczyna przesadzać. Niektóre z takich dygresyjnych wtrętów wydają mi się dorobione wyjątkowo na siłę i kompletnie nic nie wnoszące. To pierwszy zgrzyt.Inną właściwą autorowi cechą charakterystyczną jest zamiłowanie do rozbudowanych opisów i kwiecistego stylu, ubarwianego archaiczną stylizacją. Dzięki temu, mimo braku żywej akcji, proza ta jest efektowna i bardzo dobrze przyswajalna. Przynajmniej dla mnie, bo znam osoby, którym właśnie ten element najbardziej przeszkadza. Ale znów autor idzie w dobrym kierunku, tylko miejscami o wiele za daleko. W niektórych momentach opisy przestają być kwieciste, a stają się homeryckie. Nieomal pół strony opisu pojedynczego wystrzału, od naciśnięcia spustu do wystrzelenia kuli, to jednak za dużo. W takich momentach powieść staje się rozwlekła ponad miarę.A więc była beczka miodu, ale i garnek dziegciu.
Przyznam, że dawno żadna powieść nie wprawiła mnie w podobną konfuzję. Czytało mi się ją nad wyraz przyjemnie, ale warsztatowe niedoróbki, czy też fragmenty „przeszarżowane" muszą wpłynąć znacząco na ocenę. Zatem, czy warto po tę pozycję sięgnąć? Jeśli macie dość kolejnych przygód Mordimera czy Wędrowycza, a lubicie historię wojen i polityki, to na pewno tak. Twardoch nie ma tu po prostu konkurencji. Można też sięgnąć po „Sternberg" po prostu w poszukiwaniu odmiany, ale bez zainteresowania tematem robicie to raczej na własne ryzyko. Jednak jeśli jesteście fanami wartkich i lekkich powieści przygodowo-sensacyjnych, omijajcie najnowsze dzieło Szczepana Twardocha szerokim łukiem.
Tytuł: "Sternberg"
Autor: Szczepan Twardoch
Wydawnictwo: SuperNOWA
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 304
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...