„Wyspa Fantazji” - recenzja
Dodane: 20-02-2020 16:21 ()
Każdy ma jakieś swoje mniej lub bardziej pokręcone fantazje, fetysze czy zachcianki. Czasami mamy możliwość je spełniać, niekiedy jedynie częściowo. Co jednak wydarzyłoby się, gdybyśmy trafili do miejsca, gdzie wszystko jest możliwe, ale ma swoje konsekwencje? Na pytanie to stara się odpowiedzieć Wyspa Fantazji w reżyserii Jeffa Wadlowa będąca re-interpretacją znanego z lat siedemdziesiątych serialu pod tym samym tytułem. Jaka jest odpowiedź?
Na tytułową wyspę trafia piątka z pozoru niemających ze sobą nic wspólnego ludzi. Tajemniczy pan Rourke, gospodarz wyspy przyrzeka im spełnienie najskrytszych marzeń i pragnień. Szybko okazuje się jednak, że wyspa ma swoją mroczną tajemnicę, a to, czego pragniemy, nie zawsze jest dla nas dobre. Wyspa Fantazji ma ambicje mienić się filmem grozy. Okazuje się jednak, że jest ona swoistą zupką-śmieciuszką, która ma trudności z ustaleniem, czy chce być dramatem, komedią czy też horrorem – a jeśli zaś horrorem, to którym z jego licznych podgatunków? Torture porn? Home invasion? Slasherem? Psychologicznym? Ze wszystkich tych typów stara się czerpać po trochu, tworząc miks nie tyle niestrawny, ile bardzo eklektyczny z silną przewagą głupkowatości dzięki wykorzystaniu najbardziej oklepanych motywów ze wzmiankowanych stylów i rodzajów kina grozy. Skutkuje to filmem, który z uczuciem strachu wiele wspólnego nie ma, za to dostarcza wiele, niestety najprawdopodobniej niezamierzonych przez twórców okazji do śmiechu. Fabuła gmatwa się i plącze, raczy widza coraz to nowymi zwrotami akcji i stara się uchodzić za bardziej ambitną i skomplikowaną niż jest nią w rzeczywistości. Na plus mogę jednak zaliczyć to, że filmowa narracja ma bardzo dobry rytm, a produkcja pozbawiona jest fabularnych dłużyzn. Ba, pomimo absurdu próby odgadnięcia, w jaki też sposób scenarzysta poplącze akcję, dają pewną satysfakcję i na swój sposób bawią.
Niestety film nie spełnia swojej podstawowej funkcji – nie straszy. Napięcie – owszem jest. Groza? No tu już jest dużo gorzej. Pomimo starań scenarzysty i ekipy filmowej nie udało się wytworzyć w Wyspie Fantazji odpowiedniej aury strachu. Ani fabułą, ani zdjęciami, ani efektami specjalnymi, które w filmie wyglądają przeciętnie, a chwilami wręcz kiczowato. Nie pomaga również to, że jak na obraz aspirujący do miana horroru i wyraźnie wzorujący się na krwawych klasykach gatunku, to film ten jest nad wyraz grzeczny. Mocnych scen widz w nim nie uświadczy. Muzyka Beara McCreary'ego stara się ratować sytuację, ale choć bardzo dobra to sama w sobie nie jest w stanie uciągnąć całości. Dorzućmy do tego aktorstwo, które oscyluje pomiędzy przerysowaniem (Michael Pena w roli pana Rourka) oraz perfekcyjnej przeciętności (reszta obsady) i otrzymamy w rezultacie pozycję, w której ciężko dopatrzyć się zalet, a wyjątkowo łatwo wytknąć wady.
Co jednak najdziwniejsze, wbrew wszystkiemu film ten ogląda się całkiem sympatycznie. Komicznie wręcz poplątany scenariusz, brak drastyczności i całkiem przyzwoite dialogi składają się na relatywnie lekkie i przyjemne kino. Taki bezpieczny wybór, gdy masz ochotę na „film grozy”, a twoja druga połówka nie przepada za tym gatunkiem. Jeśli odpuścisz sobie seans, to wiele nie stracisz, ale szczerze mówiąc, można trafić o wiele gorzej.
Ocena: 5/10
Tytuł: Wyspa Fantazji
Reżyseria: Jeff Wadlow
Scenariusz: Jillian Jacobs, Christopher Roach, Jeff Wadlow
Obsada:
- Lucy Hale
- Maggie Q
- Charlotte McKinney
- Evan Evagora
- Portia Doubleday
- Michael Peña
- Parisa Fitz-Henley
- Kim Coates
- Michael Rooker
Muzyka: Bear McCreary
Zdjęcia: Toby Oliver
Montaż: Sean Albertson
Scenografia: Thomas Salpietro
Kostiumy: Lisa Norcia
Czas trwania: 109 minut
comments powered by Disqus