„Avengers”: „Koniec gry” - recenzja czwarta

Autor: Wojciech Wilk Redaktor: Motyl

Dodane: 11-05-2019 21:21 ()


Po spektakularnym Avengers: Wojnie bez granic stało się jasne, że kolejny film braci Russo musi być typowym game changer, aby nie tylko odkręcić pstryknięcie Thanosa, a jednocześnie w sensowny sposób pokazać finałową rozgrywkę. Oczekiwania były wielkie, a jak wyszło w praktyce?

Avengers: Koniec gry to widowiskowy spektakl będący sentymentalną wyprawą poprzez produkcje z ostatnich jedenastu lat. Szczególnie przez kilka kluczowych, które stanowią przystanki w temporalnej podróży mającej pomóc drużynie w zebraniu kamieni nieskończoności i cofnięciu efektu zachcianki Thanosa. Nim jednak bohaterowie wyruszą w niebezpieczną podróż, każdy z nich na swój sposób przeżywa żałobę po wielkiej stracie. Zarówno ci, których dotknęła ich osobiście, jak Hawkeye w scenie otwierającej film, jak również przeciętni obywatele starający się wyżalić, co stracili i dlaczego nie mogą ruszyć dalej. Minęło pięć lat, a niektórzy z nich wciąż pozostają w marazmie, niedobitki Avengers strzegą pokoju w galaktyce, a bohaterowie pokroju Iron Mana odeszli na zasłużoną emeryturę, by nacieszyć się rodzinnym życiem. Największa zmiana dotknęła Thora, który z władcy gromów zmienił się w zgnuśniałego i brzuchatego piwosza, który w ciągłej zabawie stara się znaleźć ukojenie tamtych niepokojących chwil.

W tej rozpaczy i rozpamiętywaniu porażki rodzi się nadzieja, a zwiastunem dobrej nowiny jest Ant-Man, bohater na pół gwizdka, który wyrwawszy się z oków niewoli – rzeczywistości kwantowej – puka do drzwi siedziby Avengers. W głowach największych umysłów drużyny rodzi się plan podróży w czasie i zebrania kamieni nieskończoności, a co za tym idzie cofnięcia czynu Thanosa, który pogrążył w żałobie połowę galaktyki. Zadanie nie jest z rodzaju tych prostych i przyjemnych, bo duety bohaterów w różnych odcinkach czasu mogą wpaść na swoich odpowiedników. Rozpoczyna się gra, której finał albo przywróci wszystko do normalności, albo doprowadzi globalnej katastrofy.

Mimo kilku zaskakujących rozwiązań balansujących na granicy logiki Avengers: Koniec gry to dzieło przemyślane od pierwszej do ostatniej minuty. Grające na emocjach widzów poprzez trudne, niekiedy niemożliwe do pogodzenia z moralnością wybory bohaterów. To wielki atut obrazu braci Russo, że mimo tak dużej ilości postaci każda z nich ma swoje miejsce w tej międzygalaktycznej układance, stanowi istotny trybik w fabularnej machinie. Nie sposób nie zauważyć, że główne skrzypce w tej produkcji gra oryginalna szóstka Avengers – co zrozumiałe, dla nich to punkt kulminacyjny jedenastoletniej przygody. Najbardziej doświadczeni, ale też potężni teraz są ostatnią szansą ludzkości. Od bohaterstwa trudno uciec, widać to najlepiej na przykładzie Tony’ego Starka, który przez te wszystkie lata zmienił się z playboya, filantropa i handlarza bronią w największego orędownika pokoju oraz obrońcę Ziemi. Teraz, w momencie największej próby przedkłada rodzinne szczęście nad obowiązek, wyprawę, która może nie mieć happy endu. Nie boi się zaryzykować, wiedząc, że od poświęcenia grupki ludzi zależy los wszechświata. W Końcu gry wielu bohaterów musi coś poświęcić, musi wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Thanos nie jest byle jakim złoczyńcą, przekonany o swojej nieomylności, prawie boskości jest zdeterminowany nie cofnąć się przed niczym.

Całość składa się na emocjonujące i trzymające w napięciu widowisko. Nawet jeśli pewne jego elementy są przewidywalne to rozmach z jakim twórcy kreują finalny akt, zaangażowanie armii aktorów, podpięcie wszystkich istotnych wątków i postaci zasługuje na uznanie. I nie chodzi tu wyłącznie o finałową rozwałkę. Rozwiązanie pokroju podróży w czasie czy puszczenie oka do widzów przez pryzmat komiksowych wyczynów bohaterów prowadzi do jednej konkluzji. Powstał najbardziej spektakularny film superbohaterski, który na lata okaże się niedoścignionym ideałem. Konfrontując go krótko z Ligą Sprawiedliwości można dostrzec, że różnica dzieląca oba ekranowe uniwersa jest przeogromna, ze wskazaniem na Marvela oczywiście. Skrzętnie budowany przez lata świat zaowocował blockbusterem, o którym będzie się mówić przez lata. Avengers: Koniec gry to rozrywka w najczystszej postaci, pewien etap ekranowej przygody, a przede wszystkim obraz nakręcony z pasją i zaangażowaniem. Dla takich podniosłych chwil warto spędzić trzy godziny w kinowym fotelu. Polecam.

Ocena: 10/10

Tytuł: Avengers: Koniec gry

Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo

Scenariusz: Stephen McFeely, Christopher Markus

Obsada:

  • Chris Evans
  • Scarlett Johansson
  • Josh Brolin
  • Anthony Mackie
  • Robert Downey Jr.
  • Katherine Langford
  • Emma Fuhrmann
  • Sebastian Stan
  • Chadwick Boseman
  • Don Cheadle
  • Elizabeth Olsen
  • Chris Pratt
  • Zoe Saldana
  • Vin Diesel
  • Bradley Cooper
  • Dave Bautista
  • Karen Gillan
  • Pom Klementieff  
  • Tom Holland
  • Chris Hemsworth
  • Tom Hiddleston
  • Benedict Cumberbatch
  • Letitia Wright
  • Danai Gurira
  • Gwyneth Paltrow
  • Brie Larson
  • Mark Ruffalo
  • John Slattery
  • Tilda Swinton
  • Jon Favreau
  • Hayley Atwell 
  • Winston Duke
  • Benedict Wong
  • William Hurt  

Muzyka: Alan Silvestri

Zdjęcia:  Trent Opaloch 

Montaż: Jeffrey Ford, Matthew Schmidt

Scenografia: Leslie Pope

Kostiumy:  Judianna Makovsky

Czas trwania: 181 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus