„Extraordinary X-Men” tom 1: „Przystań X” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 25-01-2019 23:57 ()


No more mutants – prorocze słowa wypowiedziane niegdyś przez Wandę Maximoff, zawisły niczym klątwa nad podopiecznymi Charlesa Xaviera. Wówczas zabieg był prosty, a będący kulminacją udanego Rodu M. Ograniczyć populację homo superior do niezbędnego minimum i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja, w zależności od kreatywności kolejnych x-twórców.

Włodarze Domu Pomysłów nie uczą się na błędach, starając się wysłużone pomysły poddawać nieustającemu recyclingowi. Tak można nazwać ponowne sięgnięcie po znane hasło. Tym razem nie pada ono jednak z ust zdesperowanej mutantki, acz całej ludzkości, która nie chce już uczestniczyć w realizacji młodzieńczej mrzonki profesora Xaviera. Koegzystencja ludzi i mutantów jest niemożliwa, a konflikt między dwoma gatunkami osiągnął najwyższy poziom nienawiści.

Marvel przez lata miał problem z mutantami, wyjętymi poza nawias ich filmowego uniwersum. Toteż na kartach komiksów ciągle zwiastowany był ich rychły koniec. Jednak to nie za sprawą En Sabah Nura, Sinistera czy kosmicznych pasożytów Brood zobaczymy ostatnie dni X-Men, lecz za sprawą decyzji wydawniczego molocha. Chciałoby się w końcu przeczytać sążnistą opowieść pokroju X-Tinction Agenda, Upadku mutantów czy choćby Pieśni Egzekutora. Równie dobrze Grant Morrison mógłby ponownie wcielić w życie kilka swoich szalonych konceptów i przenieść je wprost na karty x-tytułów. Zamiast tego Dom Pomysłów zatrudnił do Extraordinary X-Men głośne nazwiska – bo w takich kategoriach należy mówić o Jeffie Lemire (Opowieści z hrabstwa Essex, Descender) i Humberto Ramosie, ale widać, że ograniczył scenarzyście pole do kreatywnego popisu. Lemire słynie z autorskich, mocno awangardowych pomysłów, więc jego nietuzinkowy talent na potrzeby x-grupy może okazać się zwykłym marnowaniem czasu. Gdyby mógł zbudować całkowicie nową jakość spod znaku mutantów, możliwe że odniósłby sukces. Niestety po lekturze Przystani X łatwo dostrzec, że autor Łasucha raczej podzieli los Eda Brubakera, odnajdującego się w każdej konwencji poza przygodami mutantów. 

Extraordinary X-Men to kolejny restart mający pokazać formowanie nowej/starej ekipy. Po zamieszaniu z Cyclopsem poprawienie wizerunku bohaterów spadło na barki Storm. Afrykańska królowa nie poradzi sobie jednak bez oddanych towarzyszy – tych samych, co przed czterdziestu laty po raz pierwszy przekroczyli bramę posiadłości Xaviera. Przekonanie Colossusa nie powinno być trudno, gdy ma się w odwodzie jego ukochaną siostrę – Illyanę Rasputin. Dużo gorzej przekonać Jean Grey, która postanowiła wieść życie „zwykłej śmiertelniczki”, niż znów umierać i odradzać się niczym Feniks z popiołów. Z pewnością do takiej drużyny dołączy teleportujący się elf, mimo że obecnie nie może narzekać na brak wrażeń. Ostatnim, acz znaczącym członkiem tej ekipy ma być Logan, a właściwie mutant znany niegdyś jako Wolverine. Zmiany w świecie Marvela jego dotknęły najbardziej. Dla mutantów nastały mroczne czasy, wypuszczone na Ziemi Mgły Terrigenu doprowadziły do sterylizacji homo superior. Oznacza to, że dopóki Hank McCoy nie rozgryzie kolejnej mutanckiej plagi, nie narodzi się żaden osobnik z genem x. Dodatkowy naczelny „genetyk” Marvela powrócił, by pogrzebać w DNA dwóch super ras, a przy okazji pobawić się w zbawcę humo superior. Nie dziwi więc idea stworzenia bezpiecznego azylu, który da schronienie wszystkim outsiderom obdarzonych ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Mało oryginalne, ale od czasu słynnego runu Chrisa Claremonta w mniej lub większym stopniu spełniało swoje zadanie. Nie zmienia to jednak faktu, że po raz enty otrzymujemy odgrzewanego kotleta – rodzenie się w bólach drużyny mutantów. Patrząc na dobór postaci, zmiany są kosmetyczne, więc trudno mówić o ich atrakcyjności. Można mieć jedynie nadzieję, że Lemire zechce pokazać pazur i przemycić do serii kilka śmiałych pomysłów. Wyciągnąć coś z eksploatowanych przez lata popularnych charakterów.

Dużo lepiej prezentuje się część graficzna, szczególnie dla miłośników charakterystycznej kreski Humberto Ramosa. Znany u nas dzięki wyczynom w Spectacular Spider-Manie (publikowanym niegdyś przez Dobry Komiks), Superior Spider-Manie czy Objawieniach, postarał się odświeżyć wizerunek kilku bohaterów. Na pierwszy ogień trafiła Storm w swojej nieco buntowniczej wersji, potężny drwal Colossus, a także Nightcrawler. Zmiany dotyczące Logana najbardziej rzucają się w oczy, ale ta specyficzna metamorfoza wywołana jest odważnym twistem, który z pewnością znajdzie swoją konkluzję na dalszym etapie opowieści. To głównie dzięki ilustracjom Humberto Ramosa tytuł zyskuje tak potrzebnej świeżości. Miejmy nadzieję, że dość szybko do poziomu rysownika dostosuje się również scenarzysta.

Jeff Lemire otrzymał niewdzięczne zadanie ukształtowanie nowego teamu mutantów, zachęcenia kolejnego pokolenia czytelników do przygód X-Men. Start ma poprawny, ale czy uda mu się wybić ponad przeciętne opowieści? Przekonamy się z Wojny Apocalypse’a

 

Tytuł: „Extraordinary X-Men” tom 1: „Przystań X”

  • Scenariusz: Jeff Lemire
  • Rysunek: Humberto Ramos
  • Kolor: Edgar Delgado
  • Tusz: Victor Olazaba
  • Tłumaczenie: Maria Jaszczurowska
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 23.01.2019 r.
  • Liczba stron: 120
  • Format: 170×260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Cena: 39,99 zł 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus