„Smak zemsty. Peppermint” - recenzja
Dodane: 20-09-2018 14:42 ()
Z uwagi na brak porozumienia i wypracowania wspólnego stanowiska między siecią Cinema City a Monolith Films od ponad dwóch miesięcy ofertę tego dystrybutora można oglądać albo w Multikinie, albo obejść się smakiem, jeśli w danej miejscowości nie ma innego kina. Na pewno przeciągający się impas nie jest dobry ani dla widzów, ani dla dystrybutora. Kolejną produkcją, która trafiła na ekrany w ograniczonym zakresie, jest Smak zemsty. Peppermint – akcyjniak z wprawioną w boju Jennifer Garner, którą możemy pamiętać z Agentki o stu twarzach. Aktorka kojarzona ostatnio z kinem familijnym postanowiła wrócić do korzeni, czyli ról silnych kobiet, które są w stanie przyjąć nieprawdopodobny oklep, a przy tym ukatrupić armię złoczyńców.
W najnowszym filmie Pierre’a Morela Riley North to stateczna, ciężko pracująca matka, która szczęście odnajduje w swojej rodzinie – córce i mężu. Gdy pewnego dnia zostaje jej to odebrane, a skorumpowany wymiar sprawiedliwości nie jest w stanie wymierzyć kary zwyrodnialcom odpowiedzialnym za zabójstwo jej bliskich, kobieta sama postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Znika na pięć lat, po czym wraca upuścić nieco krwi swoim prześladowcom. Jednak nie tylko im, bo również ręka sprawiedliwości nie ominie przekupnych sędziów, umoczonych gliniarzy czy podrzędnych oprychów naprzykrzających się okolicznej ludności. Riley jest wkurzona, zmotywowana, a dzięki przeszkoleniu zabójczo skuteczna. Policja nie ma zbyt wielu środków albo nie chce przeszkadzać jej w odstrzeleniu gangsterskiej śmietanki miasta.
Smak zemsty. Peppermint to film o staroświeckiej przaśnej zemście. Kino dramatyczne połączone ze sporą dawką akcji i stosem trupów spod ręki bohaterki. Gdyby to były lata dziewięćdziesiąte lub osiemdziesiąte to pewnie przeciętny widz podskakiwałby z ekscytacji na kinowym fotelu i zachwycał się bezkompromisowością i brutalnością bohaterki. Jednak z uwagi na to, że Smak zemsty to jedynie klon klona i kino trącące wszelkimi schematami, w którym można odnaleźć inspiracje klasykami gatunku – daleko nie trzeba szukać, można wskazać choćby Życzenie śmierci – toteż brak tu krztyny oryginalności, większość postaci jest uroczo papierowo-drewniana, a wszelki zwroty akcji przewidywalne. Fajnie jest zobaczyć Jennifer Garner jako wkurzoną matkę robiącą z dup dilerów jesień średniowiecza, ale jak na filmowe atrakcje to zdecydowanie za mało. Widać, kto w związki z Batfleckiem nosi spodnie, zwłaszcza gdy niegdysiejszy obrońca Gotham zbyt często zagląda do kieliszka i jego forma zarówno aktorska, jak i rodzinna pozostawia wiele do życzenia.
Pierre Morel nie chciał bądź nie umiał zagrać mocniej na emocjach, pobawić się trochę nieoczywistymi rozwiązaniami, dać bohaterce więcej przestrzeni do uzewnętrznienia jej demonów. Wszystko jest bardzo powierzchowne, zagrane od linijki i mało angażujące widza. Od początku wiadomo, kto jest kapusiem, kto dobrym gliną i jaki będzie finał tej krwistej, acz bezbarwnej zemsty. Możliwe, że obraz przypadnie do gustu koneserom gatunku, cała reszta może spokojnie oddać się szukaniu innego filmu w repertuarze rodzimych kin.
Ocena: 3/10
Tytuł: „Smak zemsty. Peppermint”
Reżyseria: Pierre Morel
Scenariusz: Chad St. John
Obsada:
- Jennifer Garner
- John Gallagher Jr.
- John Ortiz
- Juan Pablo Raba
- Annie Ilonzeh
- Jeff Hephner
- Cailey Fleming
- Eddie Shin
Muzyka: Simon Franglen
Zdjęcia: David Lanzenberg
Montaż: Frédéric Thoraval
Scenografia: Ramsey Avery
Kostiumy: Lori Mazuer
Czas trwania 101 minut
Dziękujemy Multikino za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus