„Zakonnica” - recenzja
Dodane: 08-09-2018 15:05 ()
Co sprawia, że horror wywołuje dreszcz emocji? Na pewno nie użycie sporej liczba jump scare’ów czy nagminne wykorzystywanie CGI do tworzenia kolejnych przerażających wizji, które mają widza przerazić. Czasami wystarczy nieźle nakreślona historia, zabawa światłocieniem i przede wszystkim przekonująca gra aktorska, która nie będzie ocierała się o sztuczność czy śmieszność. No i oczywiście pewna aura niedopowiedzenia, bo lepiej ogląda się obraz, który zaskakuje, niż ucieka się do powielania filmowych klisz.
Kolejna produkcja z uniwersum Obecności – Zakonnica – zapowiadana była jako przerażający wręcz horror, którego trailer wystraszył nawet użytkowników Youtube’a. Co innego jednak krótki zwiastun, a cały film, który Corinowi Hardy’emu nie wyszedł.
Akcja obrazu rozgrywa się w 1952 roku. Gdzieś na zabitej dechami rumuńskiej prowincji dochodzi do samobójczej śmierci zakonnicy. Ojciec Burke i siostra Irene zostają wysłani z misją sprawdzenia, czy lokalny klasztor wciąż jest świętym miejscem, czy może zagnieździły się tam siły zła. Ogromna, zniszczona przez wojnę budowla straszy pośród leśnej gęstwiny. Mieszkańcy uznają to miejsce za przeklęte, a moce ciemności coraz bardziej dają o sobie znać. Zdrożeni podróżni nie mogą liczyć więc na gorące przyjęcie. Jednak z pomocą Francuzika – miejscowego chłopaka, dostają się w końcu do owianego złą sławą klasztoru. Dialog z siostrą przełożoną nie jest jednak najłatwiejszy, a ilość dziwnych i nienaturalnych wydarzeń sprawia, że przybysze szybko przekonują się, że to nie jest już święte miejsce i na nich spoczywa obowiązek wypędzenia gnieżdżącego się tu zła.
Pomysł rozwoju Obecności o poboczne filmy, jak i zapowiedź Zakonnicy zwiastowały udane kino spod znaku grozy. Trudno jednak nie zauważyć, że Hardy to nie James Wan i nie musi sztywno trzymać się stylu swojego poprzednika. Zakonnica bazuje de facto jedynie na upiornym wizerunku nawiedzającej klasztor maszkary, która w filmie nie robi tak piorunującego wrażenia, jak w drugiej odsłonie Obecności. Twórcy postarali się o dużą ilość scen mających wywołać grozę na twarzy widza, ale wiele z nich to typowe straszaki, do których jesteśmy już przyzwyczajeni. Nie robią one wielkiego wrażenia. Jeśli strona techniczna nieco zawodzi, to chciałoby się, aby historia zapadała w pamięć. Niestety Zakonnica nie może pochwalić się niczym odkrywczym. Ot krucjata przeciwko pradawnemu złu kończy się stereotypową konfrontacją, której efekt jest przewidywalny. Najgorsze jednak w tym wszystkim, że autorzy za bardzo zbaczają w kierunku parodii horroru. Bo mroczny, przytłaczający ton klasztornych korytarzy i klaustrofobicznych izb jest mącony słabymi i humorystycznymi dialogami, a największą głupotą filmu jest walka z opętaniem za pomocą strzelby. Gdzie egzorcyzmy nie starczają, tam wystarczy strzał z broni. Im więcej takich scen, tym bardziej wydaje się, że ktoś nie do końca przemyślał fabułę filmu.
Na plus należy odnotować aktorstwo, bo zarówno ojciec Burke w interpretacji Demiána Bichira, jak i Irena w kreacji Taissy Farmigi to najjaśniejsze punkty obrazu. Postaci przez nich zagrane są wiarygodne, a pokrewieństwo aktorki z Verą Farmigą sprawia, że widz silniej czuje powiązanie tej fabuły z Obecnością. Szkoda zatem, że potencjał demonicznej zakonnicy nie został należycie wykorzystany, bo zamiast kolejnego solidnego filmu w serii otrzymaliśmy quasi horrorowy produkt. Zobaczymy, czy potknięcie nie spowoduje wygaszenia rozpędzonej serii. W planach jest przecież trzeci film z Annabelle z premierą ustaloną na lipiec 2019 r., znany jest też scenarzysta trzeciej odsłony Obecności, a wśród zapowiadanych spin-offów w grafiku jest również The Crooked Man – czyli kolejny film o postaci z drugiej części przeboju Jamesa Wana. Czas pokaże, czy wszystkie projekty ujrzą światło dzienne.
Ocena: 4/10
Tytuł: „Zakonnica”
Reżyseria: Corin Hardy
Scenariusz: Gary Dauberman
Obsada:
- Taissa Farmiga
- Demián Bichir
- Jonas Bloquet
- Bonnie Aarons
- Ingrid Bisu
- Charlotte Hope
- Sandra Teles
Muzyka: Abel Korzeniowski
Zdjęcia: Maxime Alexandre
Montaż: Michel Aller, Ken Blackwell
Scenografia: Gina Calin
Kostiumy: Sharon Gilham
Czas trwania: 97 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus