Fragment "13. Anioła"

Autor: Anna Kańtoch Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 23-06-2007 11:23 ()


- Próbowałem się dzisiaj zabić. - Meric nie miał pojęcia, dlaczego to powiedział. Słowa padły z jego ust, zanim zdążył się powstrzymać.

Brwi Andresa raz jeszcze podjechały do góry. Detektyw miał najwyraźniej skłonność do wykrzywiania się w przesadnych minach - świadczyły też o tym zmarszczki mimiczne w kącikach ust i oczu.

- I ja mam panu pomóc zrobić to porządnie? - zapytał.

- Nie... Ja tylko... - Meric umilkł na chwilę i podjął z determinacją: - Co pan wie o Przymierzu?

- To samo, co wszyscy. - Tym razem na szczęście Andres ograniczył się do posłania Aelis zdziwionego spojrzenia. - Tamci, na Brzegu Zachodnim, rodzą się z kompletnym antytalentem do techniki, tak jak my rodzimy się z antytalentem do magii. Dlatego w Arlenie nie ma żadnego postępu, nic się u nich nie zmieniło od tysiąca lat. Żyją tam wszystkie nieludzkie rasy, smoki i minimum po pięć utopców w każdym bagnie. My wprawdzie nie dysponujemy magią, ale za to mamy cywilizację: samochody, broń palną, sztucznie barwione czekoladowe chrupki i kalendarze z gołymi panienkami. Zgadza się? Aha, zapomniałbym: jeśli ktoś urodził się na Brzegu Wschodnim, to nie może przejść na Zachodni, bo zginie w ciągu najdalej trzech minut, i na odwrót; w obie strony mogą poruszać się tylko ci, którzy urodzili się pośrodku, czyli na terenie Getteim. Coś pominąłem?

Meric zastanowił się, czy niefrasobliwy Nataniel Andres jest aby na pewno odpowiednim człowiekiem. Jednak teraz nie miał już wyjścia. Musiał mu zaufać.

Pchnął w jego stronę płytę.

- Chciałbym, aby pan posłuchał tego nagrania.

Andres przeczytał napis, raz jeszcze - Meric był na to przygotowany - podniósł do góry brwi i skrzywił się.

- Kto to napisał? Szpieg?

- Nie, anioł.

- Ach, anioł.

Detektyw włączył staroświecki, zakurzony gramofon. Przez cały czas, gdy z głośnika płynęła archaiczna arleńszczyzna Nemuela i Eliela, Andres ani razu nie uśmiechnął się z kpiną. Może to jednak jest właściwy człowiek, pomyślał Meric z ulgą.

Nagranie się skończyło. Jeśli detektywa lub dziewczynkę zaskoczył fakt, że żyli w świecie rządzonym nie przez Boga, lecz przez aniołów, to nic nie dali po sobie poznać.

- Pan nazywa się Aimeric Tyren? - pierwsza przerwała milczenie Aelis.

Skinął głową. Zapomniał nawet się przedstawić.

Andres odnalazł wśród leżących na biurku papierów dzisiejszą gazetę i porównał zdjęcie z twarzą Merica. Potem przeniósł wzrok wyżej, na artykuł zapowiadający zagładę Getteim.

- Jak rozumiem, to pan podał prasie tę wiadomość?

 

- Owszem, ja. Poprosiłem jednak naczelnego redaktora „Wiadomości Getteim", by nie ujawniał mojego nazwiska.

Opowiedział im o wizycie Nemuela i Eliela. Andres gwizdnął przez zęby.

- W ładnym pan się obraca towarzystwie, nie ma co. Myślałem, że aniołowie przychodzą tylko do proroków. Wie pan, skrzydła, ogniste miecze, przykazania, te sprawy.

Meric nie zadał sobie trudu, by odpowiedzieć. Jeszcze do niedawna on sam tak myślał.

- I chce mnie pan wynająć, bym odnalazł tego anioła?

Przytaknął.

- Zrobię, co będę mógł - zapewnił Andres. - Rzecz jasna, nie za darmo.

- Pan mi nie wierzy, prawda?

Andres wzruszył ramionami.

- Za dwieście pięćdziesiąt renów dziennie plus zwrot wydatków jestem w stanie uwierzyć we wszystko.

- Ja mu wierzę - szepnęła Aelis. Meric spojrzał w skupioną, poważną twarz dziewczynki.

Nie dziewczynki, poprawił się w myślach. To nie jest dziecko, powinienem na to wpaść już wcześniej. Mieszanka krwi dwóch ras powodowała czasem takie anomalie. Umysł rozwijał się zwyczajnie, ciało zaś w tempie znacznie wolniejszym, charakterystycznym dla późno dorastających i długowiecznych elfów. Aelis była kobietą w ciele dziecka.

- Mam jedno pytanie - powiedział Andres. - Zakładamy, że anioł Joel przebywa w tej chwili w Getteim, bo to jego ulubione miejsce. Jak dotąd nie dołączył do swoich skrzydlatych towarzyszy, włóczy się gdzieś z panienkami i zabawia na całego. Na razie wszystko jest w porządku, ale dziś po południu nasz anioł wychodzi sobie na ciężkim kacu z domu - czy tam z hotelu, zależy, gdzie mieszka - i pierwszym, co widzi, jest kiosk z gazetami, a w nim najnowszy numer „Wiadomości Getteim". W ten sposób Joel dowiaduje się, że kumple chcą urządzić jego ukochanemu miastu małą apokalipsę. Biegnie więc, dołącza do Rady i głosuje. Jest dwanaście głosów za, jeden przeciw. I nici z zagłady. Jesteśmy bezpieczni. Dość prawdopodobny scenariusz, nie sądzi pan? Nawet jeśli przyjąć, że Joel nie czyta gazet - może aniołowie nie mają takiego zwyczaju - to po pierwszym Znaku całe miasto będzie gadało tylko o tym. Tak czy siak więc dowie się, co grozi Getteim.

- Brałem to pod uwagę. - Meric skinął głową. - W takim przypadku mam nadzieję, że aniołowie powiedzą mi o tym, bym mógł poinformować innych mieszkańców miasta. Albo przynajmniej powie mi Eliel.

- Możliwe - wtrąciła Aelis - że Eliel jako anioł służebny czy ktoś w tym rodzaju nie może działać na własną rękę. Świadczyłby o tym fakt, że zamiast porozmawiać z panem i wszystko wytłumaczyć, zdecydował się podrzucić płytę.

- Tak czy inaczej, nie chcę czekać, aż Joel sam się znajdzie. - Meric sięgnął do kieszeni i wyciągnął plik banknotów. Nawet nie miał portfela, nie zabrał go ze sobą, gdy wychodził na spotkanie śmierci. - Proszę to wziąć i poszukać go. Na wypadek gdyby...

Gdyby co? Gdyby Joel leżał ciężko ranny czy nawet umierający w szpitalu? Gdyby na skutek jakiegoś wypadku stracił pamięć albo gdyby ktoś więził go w jakichś niecnych zamiarach? Brzmiało to fantastycznie, ale nie bardziej niż to, czego dowiedział się ostatnio.

Nataniel Andres z kpiącym i jednocześnie pobłażliwym uśmiechem oddzielił ze zwitka kilkanaście banknotów.

- To wystarczy. Zapłata za miesiąc. Potem albo nie będzie żadnych Znaków i wszystko rozejdzie się po kościach, albo Znaki będą i wszyscy pouciekają z miasta. Ja oczywiście ucieknę także, więc na nic się panu nie przydam. Za resztę proszę wyjechać z Getteim i ukryć się gdzieś.

- Nie wyjadę - głos Merica niespodziewanie zabrzmiał stanowczo. To jedno wiedział na pewno. Nie opuści Getteim. Nigdy. Nawet gdyby mieli go aresztować i postawić przed sądem.

 

 

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie fragmentu do publikacji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...