„The Meg” - recenzja
Dodane: 24-08-2018 21:20 ()
Człowiek kontra matka natura, a raczej przerośnięty morski potwór, który w swoim środowisku naturalnym jest zabójczą, niepowstrzymaną machiną to najprostszy schemat kina akcji i absurdu. A że po drugiej stronie kamery szaleje nie tylko prehistoryczny stwór, ale też Jason Statham, można mieć pewność, że czeka nas krwawa jatka, przegryzione i przeżute kończyny, ogromne zębiska, niewiarygodna akcja i masa drętwych dialogów.
Jednak oglądając zwiastun The Meg, wiemy, czego możemy się spodziewać. To w żadnym wypadku nie ma być głębokie kino filozoficzne czy przemyślany akcyjniak z finezyjną fabułą. Nie, to ma być typowy film ze Stathamem, gdzie główny bohater dokonuje heroicznych czynów, a jego podwodny przeciwnik dziesiątkuję załogę pobliskiej stacji badawczej. Chaos, zębiska, krew, pot i łzy.
Zaczyna się prozaicznie od akcji ratunkowej, podczas której grany przez Stathama Jonas zostawia część załogi na łasce potwora, a sam z resztą uratowanych ucieka. Wybór z tych najgorszych, ratować swoje życie i rannych czy iść po pozostałych, prawdopodobnie poświęcając swoje życie. Pechowo nikt nie chce wierzyć w bajki o prehistorycznych stworach z głębin, więc Jonas znów staje się potrzebny, gdy olbrzymi Megalodon zagraża akcji badawczej. Ponownie trzeba dokonać misji ratunkowej, a nieustraszony wyga podejmuje się jej jedynie z osobistych pobudek. Niestety zabawa na dnie oceanu kończy się wypuszczeniem potwora na płytsze wody, co oznacza dla maszkary czającej się dotychczas w głębinach zaproszenie do nieograniczonego bufetu.
Trudno nazwać The Meg filmem odkrywczym. Jon Turteltaub korzysta z całego dobrodziejstwa kina przygodowego wymieszanego z akcją i horrorem. Dzięki temu udaje mu się kilka razy zaskoczyć widza, a i podwodne sekwencje walk wypadają nieźle, poza tymi, gdzie widać mocną ingerencję komputera przy naginaniu praw fizyki. Szczęśliwie nie samymi szczękami żyje ekran i czasami obok wybornych sucharów można dostrzec jakiś błyskotliwy dialog czy przejaw ambitniejszego humoru. Niemniej lepiej, gdy na ekranie dochodzi do starcia ludzi z Megalodonem niż sążnistych dysput nad moralną stroną działalności naukowców. Aż żal, że twórcy powstrzymywali się od większego przetrzebienia potencjalnych ludzkich przystawek dla żarłocznego stwora, bo scen rzezi mamy tutaj niewiele.
W przypadku podobnych produkcji można mieć zastrzeżenia do racjonalności niektórych działań bohaterów, a finałowe starcie to już typowe science fiction, ale nie można odmówić obrazowi swoistego czaru, który sprawia, że mocno odrealnioną historię ogląda się jednak z zaciekawieniem. Prostym zabiegiem jest dziecinna sztuczka oszukania widza, bo skoro człowiek zmieściłby się w paszczy tego podwodnego giganta, to można wykorzystać iluzję kina i dostarczyć potwora o gabarytach odbiegających od jego naturalnych. Takie małe kłamstewko, ale za to gwarantujące większe emocje.
The Meg to typowy odmóżdżający film, który ma zapewnić dwie godziny satysfakcjonującej rozrywki. Może nie jest ona wyrafinowana, ale gwarantuje przyjemnie spędzony czas w kinie. Nic wprawdzie nie przebije Szczęk, jeśli chodzi o niepowtarzalną atmosferę niepokoju, ale film choćby w niewielki stopniu pokazuje, że czasem wielkość zagrożenia ma znaczenie, bo trudno sobie wyobrazić samotną walkę z takim gigantem. Chyba że jest się Jasonem Stathamem. Meg szaleje na wodach międzynarodowych, zwłaszcza chińskich. Sequel nieunikniony.
Ocena: 5/10
Tytuł: „The Meg”
Reżyseria: Jon Turteltaub
Scenariusz: Dean Georgaris, Jon Hoeber, Erich Hoeber
Obsada:
- Jason Statham
- Bingbing Li
- Rainn Wilson
- Cliff Curtis
- Winston Chao
- Shuya Sophia Cai
- Ruby Rose
- Page Kennedy
- Robert Taylor
Muzyka: Harry Gregson-Williams
Zdjęcia: Tom Stern
Montaż: Steven Kemper
Scenografia: Amber Richards
Kostiumy: Amanda Neale
Czas trwania: 114 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus