„Sherlock Frankenstein i Legion Zła” - recenzja
Dodane: 02-08-2018 23:39 ()
Seria Czarny młot pokazała zupełnie nową jakość opowieści obrazkowych z superbohaterami w tle. Sięgając po Sherlocka, chciałoby się otrzymać coś podobnego. I chociaż nie jest źle, to jednak nie jest już tak dobrze.
Akcja komiksu ma miejsce w Spiral City. Kilka lat wcześniej w wyniku walki z Antybogiem z miasta zniknęli najwięksi bohaterowie. Większość ludzi uznała, że zginęli. Pogodzono się z tym faktem, a życie wróciło na swoje normalne tory. Wyjątkiem jest Lucy Weber, córka Czarnego Młota. Młoda dama jest przekonana o tym, że jej ojciec żyje, a rozbłysk światła, który pojawił się w trakcie zadawania ostatecznego ciosu, nie zabił bohaterów, lecz przeniósł ich w inne miejsce. Jako początkująca adeptka dziennikarstwa postanawia wyjaśnić tę niedającą jej spokoju kwestię. Kluczem do odkrycia prawdy jest odnalezienie tytułowego Sherlocka.
Sherlock Frankenstein to czarny charakter będący głównym przeciwnikiem Czarnego Młota. Dość tajemnicza i wiekowa postać pojawia się dopiero pod koniec albumu. Jej geneza wyłożona została na kilku stronach w trakcie retrospekcji, w której Frankenstein opisuje swoją historię. Jest to zabieg nieco rozczarowujący podobnie jak sedno tejże genezy, która jest wyjątkowo mało oryginalna w tym znaczeniu, że czerpie bardzo dużo z filmowej wersji kultowego filmu wytwórni Universal Studios z 1931 rok oraz całkiem udanej adaptacji z 1994 roku. Jakby Lemire na chwilę zdjął filtr, przez który przepuszczał większość swoich dotychczasowych pomysłów opartych na istniejących źródłach i po prostu dokonał operacji CTRL+C, a następnie CTRL+V. Dlatego tak naprawdę główną postacią omawianego albumu jest Lucy. W trakcie śledztwa natrafi na mniej lub bardziej oryginalne postaci super złoczyńców w spoczynku, co oczywiście jest pomysłem znanym choćby z genialnego dzieła Alana Moore'a. Chociaż lektura jest całkiem przyjemna z uwagi na wkroczenie w świat zamieszkany przez sympatyczne dziwadła, to zdecydowanie brak jej wielopłaszczyznowości, do jakiej w swoich pracach przyzwyczaił nas Lemire. Historia oraz biorące w niej udział postaci są zbyt proste, chyba że tym razem zamierzeniem autora było tylko i wyłącznie dostarczenie lekkiej i niezobowiązującej rozrywki. Ja sięgając po ten tytuł, liczyłem na ciut więcej. O ile na kolejne przygody Abrahama Slama czekam z niecierpliwością, o tyle poczynania Lucy są mi obojętne, co świadczy o ogromnej różnicy jakości między tymi dwoma tytułami.
Oprawą graficzną zajął się David Rubin. Artysta mający swój gościnny występ w Młocie tutaj wykonał cały album włącznie z okładkami, zarówno rysunek, jak i kolor. Jego dość lekki, kreskówkowy styl całkiem dobrze sprawdza się w opowieści, słabiej za to autor wypada w kwestii kolorystyki, która nijak nie przystaje do obranego stylu. Dużo gradientów, faktur, dość ciemna paleta, w której mimo wszystko rysownik upycha jaskrawe zielonkawo fioletowe elementy, nie wygląda dobrze i sprawia wrażenie przekombinowanej. Dlatego również pod względem wizualnym z porównaniem do serii głównej spin-off wychodzi słabiej. Wewnątrz znalazły się dwie całostronicowe ilustracje spod ręki Ormstona i każdy czytelnik, widząc je, prawie na pewno pomyśli w duchu: wow, gdyby cały album tak wyglądał, to byłaby petarda!
Sherlock Frankenstein jako odprysk doskonałego tytułu nie miał łatwego zadania. I chociaż jest to album na dobrym poziomie, pozostawia znaczący niedosyt. Czuć w nim charakterystyczną dla Lemire'a zabawę w aranżację istniejących ikon popkultury zaprzęgniętych do opowiadania nietuzinkowych historii, jednakże jest to uczucie w przypadku tego tytułu zaledwie przelotne. Pozycja raczej dla fanów serii o Młocie, którzy chcieliby poszerzyć swoją wiedzę na temat realiów wykreowanego tam świata, no i oczywiście miłośników kultowych, pulpowych produkcji, z których Jeff czerpie obficie, za co fani kochają go na całym świecie.
Tytuł: Sherlock Frankenstein i Legion Zła
- Scenarzysta: Jeff Lemire
- Rysunki: David Rubin
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca: Egmont
- Oprawa: miękka
- Data premiery: 25.07.2018 r.
- Stron: 152
- Format: 17.0x26.0cm
- Druk: kolor
- Papier: kreda
- Cena: 49,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus