„Pierwsza noc oczyszczenia” - recenzja
Dodane: 21-07-2018 21:57 ()
Kiedy formuła cyklu się wyczerpuje, aby zapewnić dalszy żywot miernej, acz dochodowej serii, twórcy sięgają po wszelkie dostępne środki. Trzy filmy o oczyszczającej mocy nocnych zabaw z bronią to za mało, toteż wypadałoby opowiedzieć jeszcze wstęp do tej morderczej tradycji. Jak to się stało, że kraj mlekiem i miodem płynący zdecydował się wprowadzić coroczne święto szlachtowania bez ponoszenia konsekwencji?
Ameryka stoi u progu fundamentalnych zmian. Nowy prezydent wywodzący się z partii Ojców Założycieli pragnie przeprowadzić śmiały eksperyment. Na razie w ograniczonym zakresie próbuje przetestować noc oczyszczenia, czyli dwunastogodzinną dyspensę na przestępstwa wszelkiego rodzaju. Wandalizm, kradzieże, pobicia, gwałty i oczywiście morderstwa. Do tego wizjonerskiego projektu wybiera Staten Island – czyli bastion biedoty, Afroamerykanów i Latynosów. To właśnie tutaj mają być badane ludzkie reakcje na przyzwolenie do nieetycznych i wątpliwie moralnych wyborów. Mieszkańcy wytypowanego nieprzypadkowo okręgu są dodatkowo motywowani obietnicą łatwego zarobku, jeśli tylko zostaną na czas próby w okolicy lub też wezmą tej nocy czynny udział w aktach przemocy. Zawsze są jednak dwie strony medalu. Obok grup nastawionych na nocną rzeź pozostali to uczciwi obywatele nawołujący do odstąpienia od eksperymentu. Która grupa przeważy szalę na swoją stronę?
W przypadku prequela trudno mówić o oryginalności czy zaskoczeniu – bo reguły tej gry są dobrze znane, a jedyne, co może w jakiś sposób odróżnić niniejszy film od wcześniejszych to charyzmatyczni bohaterowie i wysublimowane akty przemocy. Niestety ani jednego, ani drugiego w tym filmie nie uświadczymy. Scenariusz nie jest tu nawet pretekstem do pokazywania żądnych krwi mieszkańców wyspy, bo noc oczyszczenia zaczyna się nietypowo od imprezowania, a dopiero później pewne czynniki decydują o krwawym przebiegu tej nocy. Krótko mówiąc, perypetie głównych bohaterów są nieciekawe i z góry przewidywalne, natomiast finał rozgrywany w takt oklepanego schematu sam przeciw wszystkim lub Czarna Pantera biedoty kontratakuje, to mało emocjonująca sieka ociekająca patosem i banalnością, a przy tym mająca ukazać kolorowych obywateli Ameryki – gangsterów, handlarzy narkotyków i podrzędnych zbirów - jako ostoję praworządności cierpiącą wobec niecnych działań białych oligarchów i grup opowiadających się za czystością rasową. Temat wałkowany wielokrotnie, który chyba nigdy nie zniknie z afiszy X Muzy. Lekiem na kryzys gospodarczo-ekonomiczny ma być wybicie biednych i uciskanych czarnoskórych mieszkańców, którzy nadwyrężają garnuszek tego pięknego państwa. Praktyczne rozwiązanie, nad którym debatowano w pocie czoła zapewne wiele dni i nocy. Demontaż resztek moralności trwa w najlepsze.
Pierwsza noc oczyszczenia razi nie tylko skrótowością fabularną i aktorską amatorszczyzną, to przede wszystkim obraz pozbawiony jakichkolwiek pozywanych cech. Marnowanie taśmy filmowej i pieniędzy, które można byłoby przeznaczyć na sprawniej nakręcony i bardziej sensowny thriller. Marisa Tomei ewidentnie pomyliła plan zdjęciowy. Zagubienie i pustka wyraźnie zioną z jej oczu. Wizyta w kinie niewskazana.
Ocena: 2/10
Tytuł: Pierwsza noc oczyszczenia
Reżyseria: Gerard McMurray
Scenariusz: James DeMonaco
Obsada:
- Y'lan Noel
- Lex Scott Davis
- Joivan Wade
- Mugga Mugga
- Patch Darragh
- Marisa Tomei
Muzyka: Kevin Lax
Zdjęcia: Anastas N. Michos
Montaż: Jim Page
Scenografia: Matthew Sullivan
Kostiumy: Amela Baksic
Czas trwania: 100 minut
comments powered by Disqus