„Avengers”: „Wojna bez granic” - recenzja czwarta

Autor: Wojciech Wilk Redaktor: Motyl

Dodane: 08-06-2018 12:24 ()


Wokół najnowszej odsłony Avengers narosła już pewna kultowa otoczka. Dla jednych film prezentuje się jako niezapomniane widowisko, jedna z najlepszych produkcji o superbohaterach w historii tego medium. Oczywiście znajdą się również tacy, którzy pokręcą nosem. Dla nich dzieło braci Russo może okazać się przeładowaną postaciami i efektami papką, która jest tylko kolejnym odcinkiem przydługiej telenoweli. A jak jest w istocie?

Było wiadomo od dawna, że drogi Mścicieli i Thanosa kiedyś się przetną. Świadczyły o tym wszystkie tzw. mrugnięcia okiem, cameo Szalonego Tytana czy nawet pieczołowicie eksponowane w kolejnych produkcjach MCU kamienie nieskończoności. Rozgrywka ostateczna, batalia, na której szalę położono los nie tylko ludzkości, ale i wszechświata. Z samego założenia konfrontacji największych ziemskich herosów z postacią prawie omnipotentną zwiastowała niemałe emocje. I tak też się dzieje podczas osławionej już Wojny bez granic.

Poplecznicy Thanosa najeżdżają Ziemię w celu zdobycia dwóch znajdujących się tam kamieni nieskończoności. Jeden należy do Stephena Strange’a, drugi jest swoistym paliwem napędzającym androida Visiona. Obaj są bardzo przywiązani do swoich błyskotek, syntezoid wręcz nie może bez niej żyć, więc łatwo ich nie oddadzą. Pierwsze starcie pokazuje, że przeciwnicy bohaterów dysponują większą siłą rażenia niż ich dotychczasowi antagoniści. W pojedynkę nie sposób ich powstrzymać, więc w grę wchodzi jedynie gra zespołowa. Z pewnością jej reguły są dobrze znane Kapitanowi Ameryce, który nie raz i nie dwa wybierał się do boju podczas II wojny światowej ze swoją drużyną Howling Commandos. Gorzej sprawa ma się z Tonym Starkiem, który może jest nie tyle egoistyczny, ile chciałby chronić wszystkich wokoło i sam, najlepiej poświęcając się, uratować świat. Wszak jego koszmary senne pokazują dobitnie, że nie ma mocnych na Thanosa.

Trudno nazwać Wojnę bez granic inaczej niż dziełem kompletnym. Zbiegają się tu wątki z kilku poprzednich filmów MCU, na ekranie paraduje ponad dwudziestu herosów, a akcja została przemyślanie podzielona na kosmiczny i ziemski epizod. Nie brakuje zaskoczenia i interakcji między postaciami. Pierwszy raz możemy przecież oglądać sojusz Starka ze Strangem. Strażnicy Galaktyki spotykają Thora, co już samo w sobie implikuje masę zabawnych scen. Technologicznie zaawansowana Wakanda, którą poznaliśmy w innym tegorocznym filmie Marvela, znów olśniewa swoim eklektycznym blaskiem. Ponadto Russo wyciągnęli różne asy z rękawa, by nie rzec trupa z szafy, zaskakując pojawieniem się dawno niewidzianych postaci. Na poziomie złożoności fabuły, jak i spektakularnych starć między oponentami Wojna bez granic dostarcza wyjątkowo udanej i angażującej rozrywki.

Spisują się przede wszystkim aktorzy. Robert Downey Jr. i Benedict Cumberbatch dają popis swoich umiejętności, ich duet jest niezwykle ożywczy dla kosmicznej przygody. Aktorzy wcielający się w Strażników Galaktyki to niewyczerpane źródło komizmu, mające choćby odrobinę rozwiać fatalizm położenia, w jakim znaleźli się bohaterowie. Nie brakuje też aktów odwagi czy zawsze widowiskowych szarż na przeważające siły wroga. To wszystko jest tak dobrze zrównoważone, że nie odczuwa się upływającego czasu, śledząc kolejne zmagania nieustępliwych herosów.

Warto przy tym zauważyć, że cichym bohaterem tego widowiska jest Thanos. Potężny tytan mający klarowny cel w swoim długim żywocie i konsekwentnie do niego zmierzający. Widzi siebie jako zbawcę wszechświata, jedyną osobę, która wie, co należy zrobić, by wszystko uratować. Dla niego bowiem liczy się równowaga w każdej materii życia, a ta została zachwiana. Należy dodać, że Josh Brolin wcielający się w tę postać (użyczający głosu i mimiki) wykonał kawał wyśmienitej roboty. Nadał galaktycznemu uzurpatorowi zarówno iście boskiego majestatu, odrobiny szaleństwa, jak i zaskakującej wrażliwości. To jeden z niewielu złoczyńców, który wydaje się postacią skomplikowaną, a nawet wewnętrznie rozdartą.

Thanos powróci! Tak brzmi napis na końcu tej niezwykłej produkcji. Nie ma wątpliwości, że główny akt kosmicznej tragedii właśnie się rozegrał, a czeka nas jeszcze runda rewanżowa. Jest na co czekać, gdyż bracia Russo niejednoznacznym zakończeniem dali do zrozumienia, że w filmowym uniwersum wszystko może się zdarzyć. I dobrze, nie zamyka to bowiem drzwi przed wprowadzeniem nowych postaci, kolejnych zaskakujących rozwiązań, a nade wszystko rozsądnego manipulowania czasem, który wydaje się kluczowy w tej trwającej bez końca wojnie o los wszechświata. Najnowsza część Avengers to widowisko dostarczające rozrywki na każdym poziomie, emocjonujące i wyciskające łzy. Warto czekać na kontynuację. To kino superbohaterskie najwyższych lotów. Polecam.    

Ocena: 9,5/10

Tytuł: Avengers: Wojna bez granic

Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo

Scenariusz: Stephen McFeely, Christopher Markus

Obsada:

  • Chris Evans
  • Scarlett Johansson
  • Josh Brolin
  • Anthony Mackie
  • Robert Downey Jr.
  • Sebastian Stan
  • Chadwick Boseman
  • Don Cheadle
  • Paul Bettany
  • Elizabeth Olsen
  • Chris Pratt
  • Zoe Saldana
  • Vin Diesel
  • Bradley Cooper
  • Dave Bautista
  • Karen Gillan
  • Pom Klementieff  
  • Tom Holland
  • Carrie Coon
  • Chris Hemsworth
  • Tom Hiddleston
  • Benedict Cumberbatch
  • Letitia Wright
  • Danai Gurira
  • Gwyneth Paltrow
  • Peter Dinklage
  • Mark Ruffalo
  • Tom Vaughan-Lawlor
  • Benedict Wong

Muzyka: Alan Silvestri

Zdjęcia: Trent Opaloch 

Montaż: Jeffrey Ford, Matthew Schmidt

Scenografia: Leslie Pope

Kostiumy: Judianna Makovsky

Czas trwania: 156 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus