„Strażnicy cnoty” - recenzja
Dodane: 21-05-2018 04:53 ()
Dla Amerykanów wkraczanie w dorosłość zawsze stanowiło dobrą okazję do zrobienie komedii, jeśli nie z życiowymi fajtłapami udowadniającymi, że nie są ostatnimi przegranymi, to pełną przaśnych dowcipów komedyjkę dla dorosłej widowni. Wszystko zależało od arsenału gagów, humoru wysokich czy niskich lotów oraz aktorów, którzy okazywali się prawdziwymi geniuszami w czynieniu dobrej miny do kiepskiego scenariusza.
Strażnicy cnoty plasują się gdzieś pośrodku między zabawną komedią o rodzicach, którzy zamierzają powstrzymać swoje prawie dorosłe już pociechy przed popełnieniem życiowej pomyłki lub doznanie pierwszego większego rozczarowania a zbiorem mało śmiesznych żartów , których poziom zbliża się niebezpieczne do kloaki.
Pomysł wyjściowy – trójka rodziców niezamierzenie szpieguje swoje latorośle, gdy te udają się na bal – jedną z najważniejszych w Ameryce imprez kończących pewien etap edukacji. Okazuje się bowiem, że trójka dziewczyn zamierza tej nocy stracić dziewictwo. Obojętnie czy to już ten czas, czy nie, czy chłopak to ten wybrany, czy przypadkowy, decydują się na poważny krok w dorosłe życie. Inicjacja seksualna niejednokrotnie oznacza przekroczenie granicy dojrzałości, poczucia się pewnym, zasmakowania w tym, co dotychczas zakazane. W trakcie pojawiają się różne rozterki, czy aby na pewno nadszedł już czas, że chcemy „to” zrobić oraz czy to ten właściwy partner. Tym bardziej że jedna z dziewczynek ewidentnie czuje miętę do szkolnej koleżanki, a seks z partnerem na bal wydaje się wymuszonym ruchem mającym pokazać, że nie zawaha się ani na moment przed tym istotnym krokiem w dorosłość. Boi się natomiast reakcji przyjaciółek na wieś o jej innej orientacji seksualnej, albo sama jeszcze nie wiem, czego w życiu pragnie najbardziej.
Niestety Strażnicy cnoty mają zasadniczy problem, mocno po macoszemu traktują ten ważny element dorastania, a przecież on również mógłby służyć jako źródło gagów istotniejszych niż potoki wymiocin w limuzynie. Wydaje się, że nastoletni bohaterowie są tylko katalizatorem do działań ich zdesperowanych rodziców, którzy oczywiście są na świeczniku i to ich nieporadne wyczyny zmierzające do powstrzymania dzieciaków przed seksem śledzimy na ekranie. Jednak nie wszystkie z dowcipów są celne, niektóre wręcz rozmijające się z tą tematyką, a sporo z nich jest nieumiejętnie rozegrana. John Cena ma całkiem spory potencjał komediowy, ale nie może go tu w pełni pokazać, za to eksploatowana jest nadmiernie Leslie Mann, która powtarza się już w swoich komediowych, bardzo podobnych do siebie rolach. Filmowi brakuje też odpowiedniej dynamiki, bo po kilku niezłych gagach następuje okres posuchy, a widz nerwowo zaczyna wiercić się na fotelu.
Strażnicy cnoty powinni zadowolić mało wybrednych widzów, bo kilka razy można zaśmiać się głośniej, ale w ostatecznym rozrachunku pozostawią mocne uczucie niedosytu. Po tej tematyce, jak i obsadzie można było spodziewać się znacznie więcej. Jak widać, nie zawsze wszystko musi iść zgodnie z planem.
Ocena: 4,5/10
Tytuł: „Strażnicy cnoty”
Reżyseria: Kay Cannon
Scenariusz: Brian Kehoe, Jim Kehoe
Obsada:
- Kathryn Newton
- Gina Gershon
- Leslie Mann
- John Cena
- June Diane Raphael
- Sarayu Blue
- Ike Barinholtze
Zdjęcia: Russ T. Alsobrook
Muzyka: Mateo Messina
Montaż: Stacey Schroeder
Scenografia: Melisa Jusufi
Kostiumy: Sarah Mae Burton
Czas trwania: 102 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus