„Raz się żyje” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 24-04-2018 21:50 ()


Raz się żyje zapowiadało się na całkiem inteligentną rozrywkę. Zapowiadało to dobre słowo, bo poza kilkoma znanymi nazwiskami w obsadzie i wątkiem porwania film rozczarowuje w każdym innym elemencie.

Harold wypruwa sobie żyły dla koncernu farmaceutycznego, który prowadzi jego kumpel Richard. Harold jest jak typowy chłopiec na posyłki, zrobi wszystko, co każe szef, bezgranicznie mu ufa w każdej sytuacji. Z tego niewolniczego letargu wybudza go plotka o złej kondycji firmy i jej ewentualnej sprzedaży. Plotka niepotwierdzona, bo Richard robi dobrą minę do złej gry i idzie w zaparte, twierdząc, że nic złego się nie dzieje, a już niebawem ich największe dziecko przyniesie im miliony. Harold jednak nie jest tak głupi, jakby się wydawało i odkrywa przekręt „przyjaciół”. Postanawia uknuć małą zemstę, wykiwać przełożonych, pozorując swoje porwanie. Nie wszystko jednak idzie po jego myśli.

Film Nasha Edgertona to przeładowany zbuk, w którym ilość wątków jest przytłaczająca, pół tuzina postaci zwyczajnie zbędna, a akcja mało porywająca. Wszystko to sprawia, że obraz jest zwyczajnie nudny, bo głównie brakuje mu dynamiki wydarzeń. Historia Harolda łączy się z narkotykowym biznesem w Meksyku i tamtejszymi handlarzami, do tego dochodzą jeszcze jego problemy z niewierną żoną i chylącą się ku upadkowi korporacją. Plan Harolda będący zmyślnie opracowaną zemstą za lata poniżeń i kłamstw  w połączeniu z ciapowatością rzeczonego powinien generować masę komicznych sytuacji. Niestety wątek porwania jest poprowadzony tak beznamiętnie i bez większego napięcia, że przestaje widza interesować. W oczekiwaniu na rozwój wydarzeń jesteśmy raczeni meksykańskim środowiskiem – dwóch nieporadnych hotelarzy, parka Amerykanów, która przyjechała tu wywieźć tajną formułą oraz groźnie wyglądający mafiozo i jego świta – za dużo tego wszystkiego. Twórcy nie potrafili skupić się na jednym wątku, rozwodnili go na wiele pomniejszych z niekorzyścią dla filmu.

Joel Edgerton, Charlize Theron i David Oyelowo starają się nadać swoim postaciom wyrazistości, ale niezbyt lotne dialogi i niemrawa akcja mącą ich starania. O ile pierwsza dwójka ma dość proste zadanie wcielenia się w zepsutych i pazernych krętaczy, tak na barki Oyelowo spadło zadanie pociągnięcia całego filmu, Pechowo aktor nieźle spisuje się w roli desperata, ale nie ma za krzty komediowego drygu i wszystkie sceny z jego udziałem wypadają zbyt poważnie, psując pomysł fabuły. Theron ciągle kręci na boku i rzuca mięsem, a Edgerton wydaje się grać szczwanego lisa bez jaj, co również nie wychodzi mu przekonująco.

Raz się żyje (kolejny genialnie przetłumaczony tytuł ang. Gringo) zmrozi widza nudnawą fabułą, mało atrakcyjnymi zwrotami akcji i sztywnymi dialogami. Możliwe, że pomysł był nawet chwytliwy, ale wykonanie okazało się niewystarczające. Jeśli ktoś lubi mdłe komedie, gdzie nawet pomyłki nie są śmieszne, to właśnie znalazł dobry film na wieczór. W innym razie warto odpuścić sobie seans, aby się nie rozczarować. Szkoda potencjału i zaangażowania znanych aktorów.

Ocena: 4/10

Tytuł: „Raz się żyje

Reżyseria: Nash Edgerton

Scenariusz: Anthony Tambakis, Matthew Stone

Obsada:

  • Joel Edgerton
  • Charlize Theron
  • David Oyelowo
  • Thandie Newton
  • Bashir Salahuddin
  • Glenn Kubota
  • Melonie Diaz
  • Amanda Seyfried
  • Harry Treadaway

Muzyka: Christophe Beck

Zdjęcia: Eduard Grau

Montaż: Luke Doolan, David Rennie, Tatiana S. Riegel

Kostiumy: Donna Zakowska

Czas trwania: 111 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus