„Tank Girl” tom 2 - recenzja
Dodane: 25-03-2018 12:24 ()
Drugi tom „Tank Girl” to jedno z tych dzieł sztuki obrazkowej, które ma więcej wspólnego z muzyką niż z filmem czy malarstwem. To niefortunne, ponieważ - jak to pięknie ujął Frank Zappa - „pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury”. W tym wypadku lepiej sprawdziłoby się nagranie, w którym omawiam każdą stronę, wskazując palcem na najciekawsze elementy planszy. „Tank Girl 2” to rzecz raczej do analizowania, nie do recenzowania.
Gdybym miał znaleźć jakieś hasło dla drugiego tomu „Tank Girl”, byłoby to coś w rodzaju „poszukiwanie formy” ze względu na częste zmiany formuły pomiędzy epizodami tego komiksu albo „czysta forma”, ponieważ eksperymenty formalne odgrywają w tym wypadku główną rolę. To cudowny zbiór obrazów podszyty metascenariuszem, to znaczy opisującym procesy i struktury scenariuszowe, nie zaś klasycznym scenariuszem. Autorzy w równym stopniu wymagają od swoich odbiorców surrealistycznej wrażliwości, co znajomości konwencji komiksu punkowego. To rzecz jeszcze bardziej hermetyczna niż poprzedni tom, przez co krąg jego czytelników pozostaje jeszcze węższy. Jednakże wciąż zachęcam do zapoznania się z tematem, ponieważ to ważny komiks w historii medium, chociaż nie aż tak bardzo, jak część pierwsza. Koniec recenzji przejdźmy więc do analizy.
Z początku autorzy nawiązują do formuły, którą wypracowali sobie w tomie poprzednim. Mamy więc czarno-białe, nieco turpistyczne rysunki, czołg, znanych bohaterów, wiele brzydkich słów naraz oraz humor w kreskówkowej konwencji. Wkrótce jednak twórcy, zjawiwszy się zresztą w swoim własnym dziele, wysadzają w powietrze zastaną formułę. W jakim stopniu były to względy artystyczno-wydawnicze, a na ile zwykła zmiana narkotyków na bardziej halucynogenne? Nie wiem, ale potem robi się bardzo kolorowo. I to, pomimo że „historia” (w kontekście tego komiksu nie mogą o tym pisać inaczej niż poprzez cudzysłów) na jakiś czas zabiera nas do słodkiej Anglii!
Każdy kolejny epizod zabiera nas w inną, ale zawsze psychodeliczną podróż. Styl, rysunki, a także sposób kolorowana są dość płynne, ale za każdym razem jest to przemyślany zabieg rysownika. Duchy hipisowskiej rewolty, pogańskie duchy, a nawet sam Jack Keruack nawiedzą kolorowe strony, by zaprowadzić nas poprzez historię kontestacji. Nie jest to jednak podróż chronologiczna, taka jest dobra dla poważnych prac. Sztuka, a komiks jest sztuką, zapewnia nam wycieczkę w stylu adekwatnym do tematu. Powiedziałbym nawet, że „Tank Girl” awansuje do komiksu transgresyjnego, ale boję się, że ilość mądrych słów zbliża mnie do artykułów kulturalnych hipsterów.
W każdym razie, pod koniec autorzy znowu robią czytelnika w balona. Tym razem zwracają się ku formule jednostronicowych komiksów rodem z zinów. Chociaż to zwrot ku punkowemu dziedzictwu, rysunki tylko na pozór przypominają amatorską bazgraninę. Wyglądają bardziej profesjonalnie niż te w pierwszych zeszytach. Cykl „Rozkosze” obejmuje pięć historyjek, na moje oko dziwniejszych niż śmiesznych. Może po prostu jestem za mało punkowy, by mnie bawiły?
Tom kończą dwie czarno-białe opowiastki o bohaterach pobocznych... oraz krótka i kolorowa dwustronicówka pochodząca z antologii niezwiązanej z Tank Girl. To taki przegląd stylów, technik i pomysłów, które znaliśmy już wcześniej. Zapowiedź wyczerpania się formuły. Ale o tym opowiemy przy okazji tomu następnego.
Tytuł: Tank Girl tom 2
- Scenariusz: Alan Martin
- Rysunki: Jamie Hewlett
- Tłumaczenie: Marceli Szpak
- Wydawca oryginału: Titan Comics
- Format: 190x260mm
- Oprawa: miękka
- Liczba stron: 120
- druk: czarno-biały
- Data wydania: 14.02.2018 r.
- Cena: 42 zł
Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus