Ilona Andrews „Magia Kąsa” - recenzja druga
Dodane: 09-03-2018 11:16 ()
Marzenia o posiadaniu nadprzyrodzonej mocy nawiedzają każdego z nas. Co byśmy nie mówili o magii, nie ma chyba człowieka, który nie pragnąłby skrycie móc się nią posługiwać. I to niezależnie od ceny, która – jeśli wierzyć niezliczonym książkom – może być bardzo wysoka. Tylko pozornie jest to klucz do wszystkich zamków, bo w praktyce okazuje się nie być nawet wytrychem. Owszem, przydaje się, jednak w posługiwaniu się nią należy zachować daleko posuniętą ostrożność. Bardzo plastycznie przedstawia ten problem Ilona Andrews w książce „Magia kąsa”
W świecie, w którym magia zdominowała technikę, Kate Daniels jest adeptką magii, a jednocześnie najemniczką – ostatnio na usługach Zakonu Rycerzy Miłosiernej Pomocy. Kiedy dowiaduje się o śmierci rycerza-wróżbity, Grega Feldmana, będącego jednocześnie jej opiekunem, postanawia odkryć, kto za tym stoi, a nie zdołałaby tego dokonać, działając poza Zakonem. Choć nie ufa temu zgromadzaniu i ma do niego stosunek dość sceptyczny, musi przyznać, że jego wpływy sięgają wszystkich dziedzin życia w Atlancie i nic nie dzieje się bez jego wiedzy. Śmierć Grega wydaje się częścią większej układanki, gdyż oprócz niego giną inni. Sekret zabójstw próbuje oprócz najemniczki rozwikłać odważny doktor Grzebyk, który wkrótce przyłącza się do dziewczyny. Kate dowiaduje się, prowadząc dochodzenie, że jej przeciwnikiem w niebezpiecznej rozgrywce nie jest Władca Bestii, jak początkowo sądziła, a ktoś o wiele bardziej tajemniczy i nieuchwytny...
Przyznam, że do czytania zabrałam się z pewną niechęcią. Powodem nie był uraz do fantasy jako takiego, co liczba marnych książek tego gatunku, które ostatnio zalewają półki księgarskie. Tym razem jednak czekała mnie miła niespodzianka, czego w sumie mogłam się spodziewać po Fabryce Słów. Nie jest to wydawnictwo promujące byle co, choć i jemu zdarzają się czasem wpadki. „Magia kąsa” to powieść ciekawa i świeża, bo zgłębiając przygody Kate Daniels, nie ma wrażenia, że wszystko to już kiedyś czytał, może nawet kilka razy. Główna bohaterka, choć — podobnie jak inne dzisiejsze wojowniczki, najemniczki czy waleczne księżniczki – nie ma w sobie zbyt wiele kobiecości, jest przyjemną postacią, niegłupią, obdarzoną poczuciem humoru i nieprzesadnie supermocarną. Trudno co prawda nie odnieść wrażenia, że autorka więcej serca włożyła w męskie postaci. Taki na przykład doktor Grzebyk to prawdziwy majstersztyk i trudno się w nim po prostu nie zakochać. Również Władca Bestii to postać pełnokrwista, gorąca i pełna potencjału na przyszłość. W końcu „Magia kąsa” to zaledwie pierwsza część cyklu.
Przeczytałam mnóstwo książek, które nie wnosiły do fantasy nic nowego. Jedne mimo to warte były uwagi, inne nie. „Magia kąsa” stanowi miłe urozmaicenie, bo mimo pewnych odległych skojarzeń jest to powieść całkiem oryginalna. Światy, gdzie technika i magia niejako współistnieją, już mieliśmy – coś takiego jest choćby w mocno przereklamowanych „Kronikach Shannary” i w genialnej, niewydanej w Polsce serii „Technik z Wielkiego Kijowa” Wasiljewa. Jednak to, co stworzyła Ilona Andrews, nie sprawia na czytelniku wrażenia wtórności, a już samo to jest godne podkreślenia. Wartka akcja, ciekawe nawiązania i nieszablonowe podejście do tematu czynią z jej książki pozycję wartą wydania tych paru złotych. Nie od rzeczy jest podkreślenie, że choć okładka książka wygląda trochę skromnie, zwłaszcza w porównaniu z innymi tego wydawnictwa, jest wcale ładna i elegancka. Nie dziwi to, gdyż Fabryka Słów bardzo dba o zewnętrzną szatę wydawanych dzieł.
Tytuł: Magia kąsa
- Autor: Ilona Andrews
- Tłumaczenie: Anna Czapla
- Wydawnictwo: Fabryka Słów
- Data wydania: 11.2017 r.
- ISBN: 978-83-7964-225-0
- Wymiary: 125 x 205
- Liczba stron: 438
- Oprawa: miękka
- Cena: 39,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus