„Urban” tom 4: „Nieruchome śledztwo” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 25-02-2018 16:36 ()


Dość długo przyszło nam czekać na kolejną odsłonę cyklu „Urban”. Serii, której początki zrobiły na mnie kolosalne wrażenie, dzięki czemu jej poszczególne części znajdowały się w moich rocznych topkach. Z racji mijającego czasu i zawodnej pamięci przed lekturą czwartej odsłony sprawiłem sam sobie przyjemność i od początku zagłębiłem się w szalonym świecie Monplaisir, a zwieńczeniem tej wyprawy była lektura „Nieruchomego śledztwa”, czyli najnowszej propozycji Luca Brunschwiga i Robrto Ricci.

Monplaiser, czyli zbudowane od podstaw, zrobotyzowane miasto, w którym przynajmniej część ludzkości spędza swoje dwutygodniowe wakacje, robiąc to, na co mają ochotę i co jest ich pragnieniami. Przez ten krótki okres mogą być zupełnie kimś innym niż w rzeczywistości, więc nie dziwcie się, że pełno tu Wolverine'ów, Wonder Woman czy bohaterów serii gier Street Fighter. Serio. Tego typu postaci znajdziecie tu od groma, co już samo w sobie daje czytelników kawał niezłej zabawy i rozrywki. Częścią rozrywki są też zakłady bukmacherskie. Obstawianie jest o tyle nietypowe, że ludzie stawiają pieniądze albo na przestępcę, albo na mającego złapać go policjanta. Jeśli pamiętacie poprzednie części, wiecie też, że sprawa się zagmatwała, gdy w pojedynku swoistych rewolwerowców zginął niewinny dzieciak, a Monplaisir spowił mrok wyłączonego oświetlenia. Szybko okazało się wówczas, że w grę wchodzi zamach, główny bohater serii niejaki Zach staje się kozłem ofiarnym w rozgrywce, a śmierć dzieciaka być może nie była wcale tym, czym wydawała się na początku. Przyznać trzeba, że z wieloma pytaniami zostawili nas autorzy na ten szmat czasu, który minął między wydaniem trzeciego a czwartego zeszytu serii.

Część czwarta jest wyraźniej dłuższa od poprzednich odsłon, Brunschwig ma dzięki temu więcej miejsca na snucie historii. Pojawia się tu więc kilka nowych elementów jak retrospekcje dotyczące powstania samego miasteczka Monplaisir. Scenarzysta, cofając się do dawnych lat, daje czytelnikowi szansę nie tylko na poznanie genezy parku rozrywki, ale także poznania motywacji kierujących najważniejszymi osobistościami tej historii. Odpowiada on tym samym na kilka pytań, które mogły nurtować. Bez spojlerów napiszę tylko, że przynajmniej jeden moment jest doprawdy zaskakujący. Nie samymi retrospekcjami jednak zeszyt ten stoi, więc jak przystało na „Urbana” sporo tu też akcji. Zach prowadzi śledztwo, które ma wyjaśnić, co wydarzyło się tego feralnego popołudnia, gdy podjął próbę aresztowania przestępcy. Jednocześnie Brunschwig, choć seria powoli zmierza ku końcowi, stawia przed czytelnikiem kolejne pytania i zagwozdki. Pytanie tylko, czy wystarczy mu miejsca, aby poskładać to tak, aby całość była spójna i nie zawiodła oczekiwań?

Czwarta część wyróżnia się też w pewien sposób podejściem autorów do erotyki. Choć już wcześniejsze odsłony pokazały, że scenarzysta nie stroni od ukazywania tzw. momentów, to w ostatniej części jest tu ich zdecydowanie więcej, przez co sam klimat już i tak mocny, staje się jeszcze bardziej intrygujący. Bardzo dobrze stało się też, że Brunschwig stworzył tak ciekawą, wyrazistą i niezwykle ludzką postać, jaką jest Zach. Jego wątpliwości, momenty zwątpienia, czy w końcu przeogromna chęć rozwiązania zagadki powodują, że jest to „swojska” postać z kwi i kości i szczerze przejmujemy się jego losem.

Oprócz zadawania nowych pytań, wprowadzania kolejnych postaci i wątków „Nieruchome śledztwo” daje nam też niezwykłą okazję poznania początków Monplaisir, co razem daje kawał ciekawej lektury. Nie tylko zagłębiamy się w bieżące wydarzenia, ale i poznajemy tajemnice ego nietypowego raju i jego właścicieli. Jednocześnie scenarzysta bawi się nieco z czytelnikiem. Kiedy ten myśli, że już niewiele nowego w tej serii się pojawi, że scenarzysta skupi się na rozwiązywaniu zagadek, ten stawia przed nimi kolejne wyzwania pod postacią niezbyt przyjaznych organizacji czy zupełnie nowych a przy tym niezwykle ważnych dla całości wątków. I tylko trochę szkoda, że losy rodziny Zacha traktowane są nieco po macoszemu, gdyż mają one zadatki na naprawdę dobrą historię.

W tym całym gąszczu fabularnym nie można zapomnieć o wybornych, niemalże perfekcyjnych rysunkach Ricciego. W czwartym tomie wsparty osobą kolorysty (w tej roli Manolo Linares) daje nam kolejną okazję obserwowania jego niemałych umiejętności. Tym razem nieco bardziej mroczne kadry (momentami da się tu wyczuć klimat postapo) nadal radują oczy swoim niesamowitym stylem. Precyzja i zabawa kultowymi postaciami z gier, komiksów czy filmów powoduje, że większość plansz to małe dzieła sztuki. Ricci doskonale odtwarza to, co scenariuszem przekazać chce Brunschwig. Dzięki temu obrazy niekiedy szokują swoją brutalnością i realistycznym ich ukazaniem. Wspomniane wcześniej sceny seksu, to erotyka pełną gębą jakże odległa od mało smacznego i jeszcze mniej wyszukanego porno. Niezwykła i godna zauważenia pomysłowość Włocha w tworzeniu postaci dopełnia całości tego, czym graficznie jest „Urban”.

Na zakończenie opowieści przyjdzie nam nieco poczekać. Przez ten czas będę liczył na to, że finał okaże się przynajmniej tak samo dobry, jak epizody, które ukazały się do tej pory. „Urban” jest udaną serią łączącą świetnie skonstruowanych bohaterów, ciekawą i wciągającą fabułę z genialnymi rysunkami.

 

Tytuł: „Urban” tom 4: „Nieruchome śledztwo”

  • Scenariusz: Luc Brunschwig
  • Rysunek: Roberto Ricci
  • Kolor: Manolo Linares, Roberto Ricci
  • Wydawca: Taurus Media
  • Kolor: Roberto Ricci
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Data publikacji 01.2018 r.
  • Stron: 64
  • Format: A4
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Cena: 38 zł 

    Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus