„Zakon Krańca Świata” tom 1 - recenzja
Dodane: 25-01-2018 22:17 ()
Maja Kossakowska to pisarka o ustalonej od lat renomie. Jej książek nie trzeba zachwalać, one same się bronią. Na rynku pojawiło się właśnie nowe wydanie „Zakonu Krańca Świata” i szczerze mówiąc, książka wywarła na mnie dużo lepsze wrażenie, niż inne powieści tej pisarki. Powiem więcej: jest pierwszą z pozycji jej pióra, którą przeczytałam z prawdziwym zadowoleniem.
Lars Bergenson, zwany w skrócie Berg, nie jest zwyczajnym złodziejaszkiem, tylko wyszkolonym Grabieżcą. Jego celem są przedmioty pochodzące z innych wymiarów, przesycone magią, które mogą być dla kogoś użyteczne. Sam jest sobie szefem i podwładnym, radzi sobie w życiu doskonale, w czym pomagają mu oswojone zwierzaki i przekonanie o własnym mistrzostwie. Jednak pewnego dnia ratuje z opresji młodą dziewczynę, Miriam, pochodzącą z miejsca zwanego Osiedlem i to zmienia jego życie. Osiedle jest centrum operacyjnym groźnej, zaborczej sekty, do której należy dziewczyna. Miriam ma wielką moc, z której początkowo sama nie zdaje sobie sprawy, ale jeszcze większe jest jej umiłowanie wolności. Nie chce, by inni decydowali o jej losie. Jeśli jednak pragnie być wolna, musi znaleźć sposób, by opuścić Osiedle i zmylić tych, którzy będą jej szukali. Lars staje się jej nadzieją, a ona – jego koszmarem...
Powieść Kossakowskiej jest zwarta i konsekwentnie zbudowana, co nie o każdym dziele fantasy można powiedzieć. Szybka, czasem krwawa i groźna, a czasem pełna wisielczego humoru akcja wciąga czytelnika, zanim się spostrzeże. Główny bohater to jakby połączenie Wiedźmina i Arsena Lupin, z małą domieszką Mad Maxa. Chociaż głównie kradnie, nigdy nie zaniedba okazji, by pomóc damie w potrzebie. Jest bezwzględny, ale jednocześnie posiada coś w rodzaju własnego kodeksu moralnego. Świat, w którym działa, również jest barwny i ciekawy, a także niezmiernie groźny. To czas po Apokalipsie, chaos, w którym trzeba być albo bardzo silnym, albo obdarzonym jakąś mocą. A najlepiej mieć jedną cechę i drugą. Choć nawet i to nie gwarantuje względnego choćby bezpieczeństwa, bo przecież jest to świat po Końcu Świata, ze wszystkimi jego pułapkami i całą beznadzieją istnienia.
Trzeba przyznać, że Breg łatwo zyskuje sympatię czytelnika. Przypomina nieco Autolikusa, nie tego z mitów, ale z serialu „Hercules”, złodzieja bezczelnego, zarozumiałego, ale też bardzo zręcznego i obdarzonego dużym urokiem osobistym. Autorka opowiada o jego przygodach w sposób na poły poważny, na poły humorystyczny, więc choć temat, który podjęła, nie jest w sumie nowy, można jej to darować. Nieraz już powtarzałam, że nie temat jest ważny, a sposób wykorzystania tego, co z sobą niesie. W przypadku Mai Kossakowskiej można wybaczyć skojarzenia z innymi dziełami, gdyż mamy do czynienia z powieścią naprawdę dobrą, taką, na którą nie szkoda wydać kilkudziesięciu złotych. A nie o każdej piszę coś takiego.
Okładka została wykonana bardzo profesjonalnie, dokładnie tak jak lubię. Podobają mi się takie solidne wydania, eleganckie i trwałe, które pięknie wyglądają na półce i jednocześnie nie rozlecą się po kilku czytaniach. Nie bardzo tylko wiem, co na grafice robi Arnold Schwarzenegger jako Terminator, ale to już drobiazg. Całość spodoba się każdemu i w sumie tylko to się liczy.
Tytuł: „Zakon Krańca Świata” tom 1
- Autor: Maja Kossakowska
- Gatunek: fantasy
- Okładka: zintegrowana
- Ilość stron: 486
- Rok wydania: 10.2017 r.
- Wydawnictwo: Fabryka Słów
- ISBN: 978-83-7964-269-4
- Cena: 39.90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus