„Strażnicy Galaktyki” tom 5: „Grzech pierworodny” - recenzja
Dodane: 11-12-2017 22:29 ()
Piąty tom „Strażników Galaktyki” rozpada się na dwie odrębne i słabo ze sobą powiązane historie. Pierwsza z nich stanowi nawiązanie do wcześniejszych zdarzeń, jakie rozegrały się w czasie, gdy tę serię tworzyli Dan Abnett i Andy Lanning, druga natomiast związana jest z problemami Flasha Thompsona, który z coraz większym trudem panuje nad swoim symbiontem.
Jeśli chodzi o pierwszą część tomu, to lepsze jej zrozumienie może zapewnić lektura „Imperatywu Thanosa – opowieści Abnetta i Lanninga opublikowanej w 91 tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. To właśnie w niej doszło do pojawienia się alternatywnej wersji Mar-Vella, który w swoim wszechświecie pokonał śmierć, doprowadzając do powstania tzw. Rakowersum (o życiu i śmierci prawdziwego Kapitana Mar-Vella również możemy poczytać w WKKM – tomy 77 i 81). Teraz za sprawą różnych uskoków i pęknięć w materii wszechświata spowodowanych m.in. Falą Anihilacji (tu naprawdę wszystko jest powiązane ze wszystkim) dokonuje on inwazji na nasz wszechświat. Co więcej, okazuje się, że Thanos, który został wcześniej zabity, nie tylko żyje, ale wspólnie ze strażnikami staje do walki z hordami Lorda Mar-Vella. Ostatecznie udaje się je pokonać, ale pozostaje problem z szalonym tytanem, który, choć początkowo wydawał się sprzymierzeńcem strażników, okazał się jednak zdrajcą. Peter Quill oraz Richard Rider, czyli Star-Lord oraz Nova, decydują się poświęcić swoje życie – tak im się przynajmniej wydawało – by zatrzymać Thanosa w tym negatywnym wymiarze.
I tu właśnie rozpoczyna się opowieść zawarta w tomie „Grzech pierworodny”. Gamora nie przebierając w środkach, usiłuje dowiedzieć się od Star-Lorda, jak udało mu się przeżyć i co się stało z Novą. Pierwsza część tomu to zatem retrospekcja, w której śledzimy zdarzenia, jakie miały miejsce po tym, jak obaj bohaterowie wykonali samobójczy krok polegający na zamknięciu się wspólnie z Thanosem w Rakowersum. Druga część tomu zarezerwowana została natomiast dla Flasha Thompsona, a raczej dla jego symbionta. W efekcie kłopotów z opanowaniem Venoma jego aktualny nosiciel wraz ze strażnikami trafiają na planetę, z której pochodzi ten pasożyt. Ta opowieść stanowi okazję do zaprezentowania nieco innego spojrzenia na jego gatunek, ale nie sposób także pozbyć się wrażenia, że w gruncie rzeczy był to tylko pretekst, by pokazać, jak w Venomowej wersji wyglądałby Drax, Groot oraz Rocket.
Wydaje się, że ten tom okaże się atrakcyjny głównie dla fanów Marvela nieźle orientujących się we wszystkich zawiłościach tego uniwersum. Znając wcześniejsze opowieści o strażnikach oraz niuanse związane z takimi eventami jak Anihilacja czy Imperatyw Thanosa, na pewno można czerpać wiele satysfakcji z wyłapywania różnych szczegółów i nawiązań obecnych w tej historii. Niestety bez tej wiedzy komiks staje się raczej trudny w odbiorze. Sprawy nie ułatwia także brak spójności. Historia, w której Star-Lord opowiada o zdarzeniach z Rakowersum, sprawia wrażenie wtrąconej (dlaczego Gamora akurat teraz zdecydowała się na takie przesłuchanie?), a bezpośrednia kontynuacja zdarzeń z poprzedniego tomu rozpoczyna się dopiero wraz z opowieścią o kłopotach Flasha Thompsona rozgrywającą się w porcie na krańcu wszechświata – Knowhere. Na szczęście znów jest na czym zawiesić oko podczas lektury. Rysunki Eda McGuinnessa, Valerio Schitiego oraz Davida Lopeza są bardzo dynamiczne i efektowne. Spektakularne pojedynki z Thanosem oraz pokaz możliwości symbionta robią spore wrażenie.
Całość, jako autonomiczny tom, prezentuje się jednak niezbyt przekonująco. Podczas lektury trudno pozbyć się wrażenia, że jest to nie tyle oryginalna historia, ile raczej zbiór kilku nawiązań do przeszłości (rozprawa z Thanosem w Rakowersum), prób przyciągnięcia uwagi czytelników oraz zapowiedź innych serii (nowy symbiont Flasha Thompsona). Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę dwa elementy. Po pierwsze jest to zaledwie jedno ogniwo w dłuższym łańcuchu zdarzeń rozwijanych przez Bendisa, zatem z ostateczną oceną całości trzeba poczekać do kolejnego tomu. Po drugie, mamy tu do czynienia z fragmentem większego zdarzenia przetaczającego się przez uniwersum Marvela, czyli z Grzechem pierworodnym. Formułowanie krytycznych ocen na temat komiksu w oderwaniu od tego układu odniesienia byłoby zatem niezbyt uczciwe, ale z drugiej strony scenarzyści powinni bardziej dbać o czytelników, którzy nie śledzą na bieżąco wszystkich mniej lub bardziej powiązanych ze sobą historii rozgrywających się w marvelowskim uniwersum.
Tytuł: „Strażnicy Galaktyki” tom 5: „Grzech pierworodny”
- Tytuł oryginału: „Guardians of the Galaxy. Original Sin”
- Scenariusz: Brian Michael Bendis
- Rysunki: Ed McGuinnes, Valerio Shiti, Dan Lopez
- Tłumaczenie: Paulina Braiter
- Wydawca: Egmont
- Data polskiego wydania: 22.11.2017 r.
- Wydawca oryginału: Marvel Comics
- Data wydania oryginalnego: 2017 r.
- Objętość: 132 strony
- Format 165x255 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena okładkowa: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.
comments powered by Disqus