„Krucyfiks" - recenzja
Dodane: 15-10-2017 16:44 ()
Piątek trzynastego i zbliżające się Halloween to bez wątpienia okazje dla wysypu przeróżnej maści filmowych straszaków. Jedne mogą być dobre, drugie szukają tylko szansy zaistnienia przez chwilę na dużym ekranie. Produkcja podrzędnego kina grozy to wciąż niewielki wydatek, który zwraca się, nawet gdy film mało zarobi. Po której stronie plasuje się Krucyfiks? Niestety po tej drugiej.
Scena otwierająca obraz zabiera nas do Rumunii podczas egzorcyzmów młodej kobiety. Dziewczyna przywiązana do krzyża nerwowo wije się i krzyczy. Wydaje się nie reagować na kolejne słowa lokalnego klechy. Jak się okazuje, trzydniowe odprawianie rytuału skończyło się dla niej tragicznie, a ksiądz odpowiedzialny za egzorcyzm trafił do więzienia. Rozgłos nadany sprawie wzbudził zainteresowanie młodej amerykańskiej dziennikarki – nomen omen niebędącej osobą wierzącą, która postanawia przyjrzeć się bliżej zdarzeniu i ocenić, czy dziewczyna zmarła w wyniku trzydniowego wycieńczenia z uwagi na niepotrzebny rytuał, czy faktycznie w grę wchodzi opętanie. W pierwszej chwili śledztwo wydaje się przybliżać dziewczynę do wersji zabójstwa, jednak z czasem, gdy sama zaczyna mieć przewidzenia, zaczyna głębiej drążyć temat.
Od początku filmu wyraźnie widać, że Krucyfiks jest półproduktem, który trafił do kin tylko z racji wspomnianych na początku dat, które potęgują zalew kin horrorowym badziewiem. Bo wyłącznie w takich kategoriach należy rozpatrywać niniejszą produkcję. Nic się w niej nie klei, a główny wątek został poprowadzony z wielką nieporadnością. Dziennikarka snuje się po miasteczku bez ładu i składu, zadając nie tyle niewygodne pytania, ile niepokojąc rodzinę zmarłej. Jak na reporterkę doszukującą się prawdy brak jej wszystkiego – warsztatu, pazura, zadziorności. Wygląda to bardziej nie jak profesjonalnie nakręcony film, tylko dokument z amatorką na pierwszym planie. Rozmowy między nią a mieszkańcami są jałowe i nie posuwają fabuły do przodu. Dopiero opowieść o zmarłej trochę dynamizuje akcję, ale jest już za późno na uratowanie filmu.
Repertuar chwytów grozy jest w przypadku Krucyfiksu niezwykle ubogi. Standardowe straszenie przeciągiem, trzaskanie drzwiami, tajemniczą postacią za oknem czy też senne wizje o zabarwieniu erotycznym, wrzucone chyba tylko po to, by zapewnić jakiekolwiek napięcie – gwarantują dość częste ziewanie. Z ekranu na ogół wieje nudą. Dwie, trzy sceny retrospekcji na tle wyświechtanych motywów prezentują się ożywczo, jednak jak na film o opętaniu to zdecydowanie za mało. Ciekawie zapowiadający się wątek z demonem, który nęka lokalnych mieszkańców, został zbyt słabo zarysowany i niepociągnięty dalej, a mógłby stanowić udane rozwinięcie początkowej sceny i okazać się nieco mniej sztampowym rozwiązaniem, niż te, na które zdecydowali się twórcy.
Krucyfiks to typowy straszak, który poza intrygującym tytułem, jak i dwoma, trzema scenami na krzyż wartymi uwagi nie gwarantuje żadnych wrażeń, a wręcz przeciwnie, jest przeraźliwie nudny. Szkoda, że wciąż powstają takie potworki, niszczące nadwątloną reputację kina grozy.
Ocena: 2/10
Tytuł: „Krucyfiks"
Reżyseria: Xavier Gens
Scenariusz: Carey Hayes, Chad Hayes
Obsada:
- Sophie Cookson
- Corneliu Ulici
- Brittany Ashworth
- Matthew Zajac
- Diana Vladu
- Florian Voicu
- Radu Banzaru
Muzyka: David Julyan
Zdjęcia: Daniel Aranyó
Montaż: Justyna Wierszyńska, Dorota Kobiela
Scenografia: Tony Noble, Călin Papură
Kostiumy: Luminita Lungu
Czas trwania: 90 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus