„American Assassin” - recenzja
Dodane: 29-09-2017 11:28 ()
Wojna Ameryki z terroryzmem przelewa się przez kinowe ekrany. Nie ma sezonu, aby podobnej treści produkcja nie trafiła do repertuaru głównych wytwórni. Patrząc przez pryzmat polityki największego mocarstwa na świecie, jak również nasilającą się ilość dramatycznych incydentów, żyjemy na bombie, której lont się tli, ale jeszcze nie wiadomo czy dojdzie do eksplozji. Zbyt wiele jest w kontaktach między Ameryką a społecznością muzułmańską antagonizmów. Nie przeszkadza to jednak w produkowaniu iście patriotycznych agitek w postaci filmów, mówiących jak to amerykańscy chłopcy walczą z wrogiem.
„American Assassin" nie wyróżnia się na tym tle znacznie. Istotną różnicą może być wstęp do historii, dramatyczny i przejmujący, ale w rękach przeciętnego reżysera nieudolnie pokazany. Główny bohater traci ukochaną osobę i pragnie zemsty. Żądza krwi jest na tyle silna, że porzuca dotychczasowe życie i obmyśla plan, aby wziąć rewanż na zamachowcach. Prawie mu się to udaje, gdyby nie wmieszanie się w sprawę CIA. Cierpienie, ból są siłą chłopaka, który nie cofnie się przed niczym, toteż postrzegany jest nie tylko jako zagrożenie, ale sojusznik, który pod okiem starego wygi może zostać wytrenowany na dobrego agenta.
Nieopierzony żółtodziób zostaje rzucony w wir agenturalnych działań, kiedy okazuje się, że ktoś pragnie uzbroić i detonować bombę atomową. Pod okiem starszego kolegi po fachu MItch bierze udział w akcji i zawodzi. Jednak nie ma zamiaru odpuścić, tylko swoimi metodami dotrzeć od enigmatycznej postaci zwanej Duchem, która wydaje się wyprzedzać ruchy świetnie wyszkolonych agentów o co najmniej jeden krok.
Film sensacyjny ma przede wszystkim trzymać widza w napięciu i dostarczyć mu solidnej dawki wrażeń nie tylko za sprawą dynamicznej, mknącej na złamanie karku akcji – pościgami nie da się wypełnić fabuły – ale też sensowną intrygą i ciekawymi kreacjami aktorskimi. O ile pierwszą z wymienionych funkcji obraz spełnia, o tyle w dwóch kolejnych wypada bladziutko. Przewidywalność, korzystanie ze schematów, a przede wszystkim naiwności widza sprawia, że fabułą obrazu jest intrygą szytą grubymi nićmi z mało przekonującymi i nierealnymi charakterami. Sam wybór tak młodego aktora na Mitcha należy uznać za pomyłkę. Dylan O'Brien może w kinie young adult spełnia oczekiwania widzów, ale jako niesubordynowany zabijaka po traumatycznych przejściach wypada komicznie, w dodatku mając wątłą budowę ciała odstaje od innych kolegów z branży. Fabułę łata jak tylko może Michael Keaton, którego charyzmą można by obdzielić wszystkich pozostałych aktorów w tym widowisku. Sam jeden jednak filmu nie zrobi, ale wstydu też nie przynosi. Widać, że po latach posuchy eks-Batman może przebierać w ofertach. Następnym razem niech jednak podobne skrypty odrzuca.
„American Assassin" to przykład kina z potencjałem, ale zaprzepaszczonego już na etapie tworzenia niezbyt przekonującej fabuły. Żadne aktorskie popisy nie są w stanie wynieść produkcję ponad przeciętną, gdy śladowe ilości napięcia skutecznie utrudniają utrzymanie uwagi na seansie. Produkcja wyłącznie dla mało wymagających fanów nieustającej walki Wielkiego Brata z terroryzmem.
Ocena: 3/10
Tytuł: „American Assassin"
Reżyseria: Michael Cuesta
Scenariusz: Stephen Schiff, Michael Finch, Edward Zwick, Marshall Herskovitz
Obsada:
- Dylan O'Brien
- Charlotte Vega
- Sanaa Lathan
- Jeff Davis
- David Suchet
- Michael Keaton
- Scott Adkins
- Taylor Kitsch
Muzyka: Steven Price
Zdjęcia: Enrique Chediak
Montaż: Conrad Buff IV
Scenografia: Matthew Gray
Kostiumy: Anna B. Sheppard
Czas trwania: 112 minut
comments powered by Disqus