„Bodyguard Zawodowiec” - recenzja
Dodane: 19-08-2017 20:04 ()
Samuel L. Jackson i Ryan Reynolds potrafią odnaleźć się w filmie, w którym tło komediowe ma skutecznie zagłuszyć wszystkie mielizny scenariusza. Powygłupiać się przed kamerą, wygłosić kilka soczystych tyrad okraszonych solidną dawką przekleństw, a dodatkowo skopać tyłki paru zakapiorom. Idealny przepis na lekki, wakacyjny hit. Pewnie by tak było, gdyby okroić fabułę Bodyguarda Zawodowca z niepotrzebnej ilości wątków, retrospekcji czy postaci nic niewnoszących do niej i postawić jedynie na show dwóch gwiazdorów kina. Niestety tak się nie stało i dzieło Patricka Hughesa nieco zawodzi.
Michael Bryce otrzymuje zlecenie eskortowania do Hagi na przesłuchanie kontraktowego zabójcy - Dariusa Kincaida, z którym od dawna ma na pieńku. Ich współpraca od początku nie prezentuje się wzorcowo, bo jeden drugiego z ochotą by ukatrupił. Jednakże dla wyższego dobra, złożenia zeznań obciążających despotycznego prezydenta Białorusi i jego zbrodniczą działalność, panowie postanawiają dokonać chwilowego zawieszenia broni i podjąć współpracę. Ta przychodzi im ciężko z uwagi na wieloletnie przyzwyczajenia, ale staje się nie tylko skutecznym sposobem na uniknięcie niespodziewanych pułapek, jak i generuje sporo zabawnych scen. Tyle i aż tyle.
Reynolds i Jackson całkiem nieźle się uzupełniają jako ekranowy duet i ich przepychanki słowne czy starcia z hordą bezmózgich osiłków wysłanych w celu ich likwidacji śledzi się z przyjemnością. Na drugim biegunie znajduje się główna intryga, szyta grubymi nićmi, przewidywalna i schematyczna aż zęby bolą. Nie znajdziemy w niej nic oryginalnego, a wielokrotnie zastanowimy się, czy za scenariusz nie odpowiada jakiś nowicjusz, który nie tylko postawił w złym świetle Interpol czy policjantów – którzy w filmie są zgrają nieprzydatnych nieudaczników i zawsze dają się wyprowadzić w pole – ale również postawił na starą bondowską szkołę, czyli strzelanie do bohaterów przez pół filmu i dziurawienie wszystkiego dookoła. Przypomina się radosne kino z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Bodyguard Zawodowiec cierpi jeszcze na co najmniej dwie przypadłości. Nudzi widza przedłużającymi się sekwencjami strzelanin, w żaden sposób nie jest w stanie uwiarygodnić poczynań bohaterów, a co gorsza w finale doprowadza do kuriozalnej sceny, która w rzeczywistości nigdy nie miałaby miejsca. Nie jest to ani efektowne, ani atrakcyjne. Drugą bolączką jest techniczna strona filmu. Niektóre ujęcia są nieostre, pojawia się problem z oświetleniem, zwłaszcza w pomieszczeniach, do których światło wpada przez okna. Te zdjęcia są gorszej jakości niż pozostałe. Dużo do życzenia pozostawia też montaż scen akcji. Innymi słowy, ktoś się nie popisał i dostarczył potworka, którego ciężko się ogląda.
Dla kreacji Samuela L. Jacksona, którego śmiech jest zaraźliwy, a także Ryana Reynoldsa można zaryzykować seans Bodyguarda Zawodowca, ale tylko dla nich. Jak ktoś nastawia się na sporą dawkę dynamicznej akcji i śmieszne widowisko, to nie ma co tu szukać. Chyba że przemawiają do niego sekwencje pościgów, z których nic nie wynika poza stertą zmarnowanych naboi i stosu wypowiedzianych wulgaryzmów. To kino rozrywkowe dla całkowicie niewymagającego widza. Do obejrzenia i zapomnienia.
Ocena: 4,5/10
Tytuł: Bodyguard Zawodowiec
Reżyseria: Patrick Hughes
Scenariusz: Tom O'Connor
Obsada:
- Samuel L. Jackson
- Ryan Reynolds
- Salma Hayek
- Elodie Yung
- Tine Joustra
- Richard E. Grant
- Gary Oldman
- Sam Hazeldine
- Joaquim de Almeida
Muzyka: Atli Örvarsson
Zdjęcia: Jules O'Loughlin
Montaż: Jake Roberts
Scenografia:Orlin Grozdanov, Claire Nia Richards
Kostiumy: Stephanie Collie
Czas trwania: 118 minut
comments powered by Disqus