„Hellboy w piekle” tom 2: „Karta śmierci” - recenzja
Dodane: 27-05-2017 15:12 ()
Zacznijmy nietypowo. Poniższa recenzja, którą przyjdzie ci przeczytać drogi Czytelniku, skupia się na ostatnim tomie przygód Piekielnego Chłopca. Przykra to prawda, ale wraz z wydaniem dziesiątego zeszytu (w naszym kraju ostatnich pięć zostało zebranych w najnowszy tom o podtytule „Karta śmierci”) Mike Mignola oficjalnie pożegnał się z przygodami Hellboya. Jak dalece pozostanie konsekwentny w swej decyzji, przyjdzie nam jeszcze z pewnością zobaczyć. Jednakże niewątpliwie mamy do czynienia z zakończeniem historii, która rozbudzała wyobraźnię wielu fanów komiksu przez długie lata.
Czy to źle, że owa opowieść wreszcie doczekała się końca? Cóż, ryzykując publiczny lincz, oblanie smołą i obrzucenie piórami skory jestem stwierdzić, że był to najwyższy czas. Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam tę serię jak mało kto. Czytałem ją wielokrotnie, w różnych wydaniach, nie tylko w ojczystym języku. Wraz z bohaterami przeżywałem ich wzloty i upadki, radości oraz smutki. Gdy pierwszy raz dowiedziałem się, że Hellboy powróci w serii „Hellboy w piekle”, byłem cholernie szczęśliwy. Jak się jednak okazało, sentyment i przywiązanie mają swoje wady.
Wszelkie opowieści o Piekielnym Chłopcu zawsze były miejscem, gdzie przy jednym stoliku siadały science-fiction z fantasy oraz okultyzmem. W jakiś wiadomy tylko sobie sposób Mike Mignola zawsze był w stanie spiąć to razem, prezentując sensowną, wciągającą całość. Niestety już w końcówce oryginalnej serii, gdy Hellboy przygotowywał się do ostatecznej batalii, coś zaczęło mi zgrzytać. Wtedy jeszcze nie byłem w stanie stwierdzić co to takiego, jednakże po przeczytaniu „Karty śmierci” wreszcie do mnie dotarło – wraz ze zbliżaniem się zakończenia całej historii, a także po jego przedłużeniu w kolejnej serii, zapanował w opowieści chaos. Nagle okazało się, że jest jeszcze dużo wątków, ale jakby za mało czasu na ich opowiedzenie lub też dopowiedzenie. Stąd też, wgłębiając się w najnowszą część, miałem wrażenie, że całość nie trzyma się kupy. Poszczególne rozdziały wydawały się od siebie strasznie niezależne („zaraz, przecież przed chwilą był tam, skąd się znalazł tu?”), natomiast wydarzenia wewnątrz ich zmieniały się tak, jakby nad komiksem pracował nieudolny student kinematografii, który postanowił zabawić się z taśmą filmową za pomocą nożyczek i kleju, mając zasłonięte oczy.
Może poprzedni akapit brzmi nieco wulgarnie, ale w pełni oddaje moje odczucia. Rozumiem zabiegi autora, który na jednej planszy przedstawia rozmówców Hellboya jako postaci z krwi i kości tylko po to, aby za chwilę sportretować ich jako nieboszczyków. Ma to sens, w końcu jesteśmy w piekle, w dodatku buduje całkiem niezłą atmosferę. Jednak co chwilę wtrącanie jakichś wydarzeń z przeszłości albo postaci, których jedynym zadaniem jest wypowiedzenie słów cytowanych przez kogoś innego (tak wiem, brzmi dziwnie, ale tak to wygląda) wprowadza po prostu niepotrzebny zamęt. Tęsknię za starymi albumami, gdzie agenci B.B.P.O. walczyli z nazistowską machiną okultystyczną lub rozwiązywali inne paranormalne sprawy.
Zakończenie „Karty śmierci” jest… problematyczne. Ciężko mi powiedzieć, czy przypadło mi do gustu, czy też dobiło ostatni gwóźdź do trumny zawodu i goryczy. Wszystko chyba zależy od tego, jak kto zechce je zinterpretować. Mimo wszystko ostatnia plansza daje jakąś nadzieję na to, że Hellboy może jednak powróci – ale w jaki sposób, tego możemy się jedynie domyślać.
Tytuł:„Hellboy w piekle” tom 2: „Karta śmierci”
- Scenariusz: Mike Mignola
- Rysunek: Mike Mignola
- Kolor: Dave Stewart
- Okładka: Mike Mignola
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawnictwo: Egmont
- Data publikacji: 24.05.2017 r.
- Stron: 152
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: miękka
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 59,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus