"Maski ciemności" - opowiadanie wyróżnione w konkursie Fabryka Masek

Autor: Agnieszka 'Druzila' Krzyżewska Redaktor: Ejdżej

Dodane: 22-05-2007 09:44 ()


Kedd ze zdumieniem patrzył na małe błękitnawe słońce, które niemal dotykało horyzontu. To oznaczało, że Wzgórza Graniczne musiały być już niedaleko i kres wędrówki był bliski. Chłopak usiadł na trawie, opierając się o jedno z karłowatych drzewek, które porastały łagodne, zielone pagórki. Właśnie sięgnął do plecaka w poszukiwaniu prowiantu, gdy nagle rozległ się ostry, skrzekliwy głos:

- Kim jesteś, młodzieńcze? I czego szukasz na tych wzgórzach? – Przygarbiona staruszka parzyła groźnie na jasnowłosego przybysza.

Kedd wstał i ukłonił się grzecznie, jak go nauczono. Lekko zawstydzony, że tak łatwo dał się przestraszyć, zastanawiał się nad odpowiedzią. Z dala od osad ludzkich, wścibskich języków i pogardliwych słów, uznał, że powie prawdę. Być może to jego ostatnia rozmowa z kimś żyjącym po Jasnej Stronie.

- Niczego nie szukam. Zmierzam w stronę Pasma Granicznego, za którym rozpościera się Wieczna Ciemność. I wołają na mnie Kedd.

Staruszka przyjrzała się mu uważnie. Wyglądał na zwykłego młodzieniaszka, zdeterminowanego i upartego. Poza tym był chudy i wyraźnie zmęczony, zaś jego pospolita chłopska twarz nosiła ślady udręki. To sprawiło, że kobieta powstrzymała pytania cisnące się jej na usta i powiedziała łagodnie:

- Pomóż mi zanieść chrust do chaty, a ja poczęstuję cię ciepłym i sycącym posiłkiem na drogę. Co ty na to, Kedd? Lubisz kaszę z grzybami?

- Uwielbiam! – W oczach wędrowca błysnęła radość. – A daleko mieszkasz, babciu?

Staruszka skrzywiła się na ostatnie słowo, jednak znała na tyle zwyczaje wieśniaków, że nauczyła się już nie wzbudzać podejrzeń.

- Jeszcze ładny kawałek, bliżej Granicy. Zresztą chyba i tak ci po drodze? – uśmiechnęła się i zrzuciła wiązkę chrustu z pleców.

- Po co ci tyle chrustu, skoro wszędzie dookoła masz mnóstwo drzewek? – spytał Kedd, kiedy już wyruszyli w drogę. Nie zwrócił uwagi, że babka zawahała się chwilę, zanim odrzekła beztrosko:

- Te drzewka słabo się palą i dają sporo żrącego dymu. Po prawdziwy opał muszę iść do prawdziwego lasu – skłamała. Miała nadzieję, że chłopak nie okaże się zbyt bystry i dociekliwy. Dalsza droga upłynęła w milczeniu.

 

 

*

 

 

Gorąca kasza z aromatycznym sosem grzybowym była smaczna i sycąca. Najedzony chłopak wycierał drewnianą miskę kawałkiem chleba i rozkoszował się spożytym posiłkiem.

- Więc powiedz mi, młodzieńcze – zagadnęła staruszka, stawiając na stole dwa kubki naparu ziołowego – czemu uciekasz do krainy Wiecznej Ciemności? Goni cię kto? Zabiłeś kogoś? A może szukasz pomsty na kimś, kto wyrządził ci jaką szkodę?

Na twarzy Kedda odmalowała się niechęć i złość. Widocznie miał dość ciągłego przepytywania. Babka była doświadczoną obserwatorką i potrafiła tak pokierować rozmową, by wydobyć od zniechęconego chłopaka pożądane informacje.

- Bo widzisz... – zaczęła niepewnie, robiąc krótką przerwę, by przyciągnąć uwagę wędrowca. Poskutkowało – Kedd przysłuchiwał się z zainteresowaniem.

- Stara już jestem – ciągnęła babka. – Moja chatka jest dobrze ukryta, mało kto przemierza te dzikie okolice... i pomoc by mi się przydała... mógłbyś zostać...

Pociągnęła kilka łyków naparu – zamyślony młodzieniec nieświadomie zrobił to samo. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, w końcu lekko oszołomiony chłopak odpowiedział:

- Nikt mnie nie goni, nikogo nie zabiłem i przed nikim się nie chowam. Muszę tylko... coś załatwić... i szybko wrócić z powrotem...

Staruszka stłumiła śmiech i zapytała zdumiona:

- Czy ty w ogóle wiesz, co to Ciemność? Myślisz, że pójdziesz do tej przeklętej Mrocznej Krainy i wrócisz?

- Wrócę! – wykrzyknął Kedd – Muszę wrócić! Bo Vivia na mnie czeka! Jak wrócę, to ożenię się z nią, więc wrócę na pewno, choćby nie wiem co...!

- Więc to o dziewkę ci idzie? Czego zażądała od ciebie? Skarbów? Błyskotek?

- Wcale nie – głos młodzieńca drżał i łamał się – chcę zmienić twarz, by mnie pokochała! Jak wrócę, to... zakocha się we mnie i wyjdzie za mnie, a nie... za tego nadętego Kilgara!

Zdenerwowany, wypił duszkiem resztkę naparu i wstał, kierując się ku wyjściu.

- Zaczekaj! – jęknęła staruszka. – Nie rób tego! Uwierz mi, spotkasz kiedyś dziewczynę, która cię pokocha takiego, jakim jesteś teraz – bez sztucznej, obcej twarzy, którą będziesz musiał nosić codziennie, jak maskę podczas Święta Przebierańców...

- Nie! – chłopak trząsł się z powstrzymywanej wściekłości. – Ty nic nie rozumiesz, to jest moja jedyna miłość i nie będzie już następnej! Ja ją kocham!

- Nie, młodzieńcze, to ty nic nie rozumiesz – głos staruszki był spokojny i łagodny. – Twarze szybko się nudzą, a prawdziwa miłość szuka wewnętrznego piękna. Uwierz mi –przeżyłam swoje, to wiem. Ale...

- Ale ty dalej nie rozumiesz i nie będę...

- Ale nie to chcę ci powiedzieć. Muszę cię ostrzec... – babka ciągnęła dalej, delikatnie popychając Kedda na ławę. - ... przed Mroczną Krainą. Jesteś dzieckiem światłości, nie wiesz, co to ciemność.

- Wiem! Przeżyłem już dwa zaćmienia i wcale...

- Nie wiesz! Mam na myśli prawdziwą ciemność, Wieczną Ciemność. Urodziłeś się i wychowałeś w słońcu, które świeciło ci nad głową bez przerwy – kiedy jadłeś, spałeś, pracowałeś... Tam słońca NIE MA! Nigdy nie zobaczysz ani jednego jasnego promienia. Nie ma jedzenia, nic nie widać, jest ciemno i zimno! Wiesz, co to zimno? Masz jakieś ciepłe ubrania?

- Ale po co...

- No więc właśnie o tym mówię! Jesteś nieprzygotowany do przejścia przez Granicę! Nie wiesz, jak tam jest!

- Wiem, bo w naszej wsi był Wędrowiec, który opowiadał o...

- Nie powiedział wszystkiego! Mówił o Mięsożernym Lesie? O Zimnych Bagnach? O pasożytach, które...

- DOŚĆ! – wykrzyknął Kedd. – Nie chcę tego więcej słuchać! Wcale się nie boję! Idę!

Zerwał się z miejsca, złapał plecak i wyszedł.

- Głupia baba! – mamrotał pod nosem – nic nie rozumie... Odwrócił się plecami do wiszącego nad horyzontem słońca i ruszył przed siebie.

 

*

 

 

- Co za głupi, naiwny chłopak – westchnęła staruszka, sprzątając ze stołu. Dołożyła kilka gałązek chrustu do paleniska, rzuciła aromatyczne zioła w zielonkawe płomienie. Wreszcie ustawiła wypełnioną wodą lśniącą misę z czarnego kamienia nad ogniem i wpatrywała się w swoje odbicie. Po chwili tafla zafalowała i po drugiej stronie ukazało się blade oblicze okolone smoliście czarnymi włosami.

- Co tak długo, Tammar? – odezwało się odbicie. – Czyżbyś trafiła coś ciekawego na patrolu? Spóźniasz się z raportem...

- Tak, panie – staruszka zadrżała. – Niedługo będziesz miał gościa. To młody chłopak, nazywa się Kedd...

- Młody, powiadasz? – w głosie wydobywającym się z czarnej misy słychać było wyraźnie zaciekawienie. – Nada się do pracy? Czego chce?

- Jest zdrowy i silny. Trochę chuderlawy. Chce zmienić wygląd.

- Ucieka przed kimś? Zbieg? Morderca?

- Nie, panie. On jest... nieszczęśliwie zakochany...

- Czyli dureń. Szkoda. A może to i dobrze, bo potrzeba mi kogoś do brudnej roboty.

- Ale... on chyba się nie nada. Za wrażliwy, młody, naiwny...

Okrutny śmiech sprawił, że kobieta miała ochotę krzyknąć z przerażenia.

- Droga Tammar, czyżbyś żałowała tego młodzika? Chciałaś go zniechęcić? Odebrać mi klienta?

- Nie, panie, kazałam mu tylko uważać...

- Tęskno ci na Ciemną Stronę? Chcesz zająć jego miejsce? Bo w każdej chwili możesz tu wrócić. Z przyjemnością cię ugoszczę.

- Nie, panie.

- W takim razie czekaj na zapłatę. Jeżeli będzie z niego pożytek, to może dostaniesz coś więcej. Na razie patroluj okolice i uprzedzaj o kolejnych... gościach.

- Tak, panie.

Tafla wody zafalowała i staruszka znów ujrzała swoje odbicie.

- Nienawidzę cię, Vastar! – ze złością strąciła kamienną misę z ognia i zapłakała gorzko.

 

*

 

 

Kedd stał na Paśmie Granicznym i ze zdumieniem spoglądał na krainę Wiecznej Ciemności. U jego stóp wręcz rozlewało się morze czerni, w którym kłębiły się najrozmaitsze kształty. Oczyma wyobraźni widział czające się w mroku potworności. Miał ogromną ochotę zawrócić, jednak gdy tylko pomyślał o Vivii i Kilgarze, zacisnął zęby i zaczął schodzić w dół. Spojrzał jeszcze tylko na ostatni widoczny kawałek słońca i jasnego nieba. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że to może być ostatni raz, kiedy widzi światło.

Nie mógł długo kontemplować tego widoku, gdyż porywisty, chłodny wiatr szarpał mu odzienie i utrudniał oddychanie. Szedł skulony, ostrożnie, czując, jakby zanurzał się w balii z zimną wodą. Szczękał zębami ze strachu i z zimna, zaś ciemność wokół gęstniała. Wreszcie, kiedy nie widział już zupełnie nic, potknął się i spadł w mięsiste ramiona czerni.

 

*

 

 

- Jest tam – Vastar skierował skrzydlatych pomocników do podnóża góry. – Wyciągnijcie go z tych macek i umyjcie dokładnie. Nie chcę, by soki trawienne tych roślin uszkodziły mi klienta. A potem zabierzcie go prosto do Fabryki. Skrzydlaci skłonili głowy i polecieli wykonać zadanie.

 

*

 

 

Kedd poczuł, że ktoś oblewa go wodą i otworzył oczy. Nie sprawiło to żadnej różnicy, bo nadal widział ciemność. Czuł, że oplatają go obce ręce, słyszał ciche głosy i wyobraźnia usłużnie podsunęła mu wizerunek potwornych stworzeń z długimi, ostrymi szponami. Zacisnął powieki i ze strachu omal nie zaczął krzyczeć. W nos wwiercał mu się jakiś dziwny zapach, który przynosił ukojenie i senność. Wydawało mu się, że budził się i zasypiał kilkakrotnie, ale gdy ponownie otworzył oczy, okazało się, że znajduje się w słabo oświetlonej izbie. Leżał, opatulony czymś miękkim i ciepłym, wydawało mu się również, że niedaleko jest coś na kształt stołu, a w przeciwległej ścianie – drzwi. Obrazy były jednak rozmazane.

- Witaj, dziecię światłości, w Krainie Mroku. – Niski, wibrujący głos odbił się echem od ścian, zaś Kedd podskoczył ze strachu.

- Och, nie bój się, nie zrobię ci krzywdy, dziecko... W końcu wyzwoliłem cię z macek mięsożernej rośliny. – Chłopakowi  wydawało się, że mówiący siedzi tuż obok. Te słowa wcale go nie uspokoiły, wręcz przeciwnie - czuł bardzo wyraźnie, że w głosie czai się coś złowieszczego.

- No cóż, musisz spędzić tu trochę czasu, zanim twoje oczy przywykną do ciemności. Gościłem już kilka osób z twoich stron, więc wiem, czego ci trzeba. Wydaje ci się, że ten pokój jest słabo oświetlony, ale zapewniam cię, że to jest najjaśniejsze pomieszczenie w całej Fabryce. Dzieci światłości nigdy nie przystosują się do życia pośród mroku, więc na razie nie wolno ci opuszczać tego pomieszczenia...

- Jestem więźniem? – wykrztusił Kedd.

Zimny śmiech sprawił, że chłopak pożałował, że się w ogóle odezwał.

 - Nie, nie jesteś. Nie zamkniemy cię, ale jeżeli wyjdziesz na zewnątrz, to nic nie zobaczysz, poza ciemnością. Zrobisz sobie krzywdę... Gdy zaczniesz rozróżniać kształty, oprowadzę cię po tym miejscu...

- Ale ja muszę się spieszyć! – młodzieniec zdenerwował się nie na żarty. Chciał zerwać się z łóżka, ale bał się ruszyć z miejsca. – Kligar i Vivia! Muszę się spieszyć, zanim oni...

- Musisz poczekać. Wiem, po co tu jesteś. Jak masz wybrać sobie nową twarz, skoro nic nie widzisz?

 

*

 

 

Czekanie ciągnęło się w nieskończoność. Kedd nie miał pojęcia, jaka rachuba czasu obowiązuje po Ciemnej Stronie – czy mają takie same Pory Odpoczynku, Pracy i Spania, jak po Jasnej? Czemu tu jest ciągle zimno, jak się nie leży pod miękkim okryciem? Czemu jedzenie smakuje tak dziwnie? I jak można zamknąć promienie światła w takich małych przezroczystych kulkach?

Wszystkie te pytania właściciel złowieszczego głosu zbył tylko szyderczym śmiechem.

- Wy, dzieci światłości macie wszystko, czego wam potrzeba na wyciągnięcie ręki i nie musicie o to walczyć ani zabiegać. Światło, ciepło, jedzenie. Zaś urodzeni w mroku zawsze potrafią zdobyć to, na czym im zależy. Używamy do tego rąk, rozumu, magii i różnych wynalazków, których nie jesteś w stanie pojąć. Niedługo sam zobaczysz.

Wreszcie nadszedł czas, kiedy oczy Kedda przywykły do słabego światła. Wówczas ujrzał swojego przewodnika – spowitego ciemnym płaszczem bladego jegomościa, z kosmykami czarnych włosów, wpadającymi do oczu, które były...

Kedd cofnął się i wpadł na ścianę. Przewodnik ucieszył się.

- Nareszcie widzisz. Musisz wiedzieć, że nasze oczy są przystosowane do mroku i zbudowane nieco inaczej niż wasze. A teraz chodź.

Chłopak nie potrafił przestać myśleć o tych mrocznych otchłaniach, w które przed chwilą spojrzał. Podobne do zwierzęcych, ale... puste? złe?

Miejsce, które przewodnik nazwał Fabryką, było ogromne. Długie ciemne korytarze ciągnęły się w nieskończoność, wielkie sale i malutkie izby, w których siedzieli pracownicy i nad czymś się mozolili. Wreszcie znaleźli się w oświetlonej komnacie, pełnej odrąbanych, unoszących się w powietrzu głów. Kedd wrzasnął przerażony.

- Uspokój się, dzieciaku – przewodnik był wyraźnie zniecierpliwiony – zobacz, to są maski. A właściwie – nowe twarze. Jedna z nich może być twoja. Wskaż tylko która.

Przestraszony młodzieniec rozglądał się ciekawie, panika powoli przeradzała się w fascynację. Wybór był ogromny – twarze męskie, kobiece, dziecięce, stare, przepiękne, szlachetne, szkaradne, dziwaczne... Przewodnik czekał cierpliwie, aż w końcu Kedd powiedział: „To ta!”. Podszedł i obejrzał wybraną maskę. Zastanawiał się chwilę, aż wreszcie rzekł:

- Dobrze. Dokonałeś wyboru, chcesz mieć nową twarz. Pytam cię w takim razie, co chcesz mi za to dać. Oprócz swojej obecnej twarzy, bo dokonuję tylko takiej wymiany. Masz czym zapłacić?

- Ja... ja... nie mam pieniędzy... nie pomyślałem, że... Szyderczy śmiech sprawił, że chłopak poczuł się okropnie głupio.

- Ach, te istoty zrodzone ze światła... zawsze takie naiwne i bezmyślne... jesteście bezradni, jak niemowlęta... W takim razie musisz to odpracować.

- Ja... ale ja się spieszę... muszę...

- W takim razie teraz odpracujesz część, a następnie przyjdziesz za jakiś czas. Jeżeli twoja ukochana – przewodnik znów zaśmiał się szyderczo – będzie cię chciała z nową twarzą, to wrócisz do mnie za trzy zaćmienia. Jeżeli nie, to wtedy wrócisz i odpracujesz to od razu, jasne? Zgadzasz się?

- Tak. Dziękuję...

- Nie dziękuj, dziecko. To ja w końcu wyjdę na swoje... A teraz chodź, zaprowadzę cię do pracy. Postaraj się zrozumieć, to co do ciebie mówię, choć wiem, że dzieciom światłości bardzo trudno pojąć proste zasady działania i mechanizm wytwarzania nowych twarzy.

 Znów szli długim ciemnym korytarzem, aż wreszcie Kedd poczuł chłodny powiew na twarzy. Przewodnik pokazał mu ciemną bramę, przez którą wjeżdżały dziwaczne furmanki, których nie ciągnęły konie.

- Tędy dostarczają nam materiał do robienia nowych twarzy. Wydobywają go z Zimnych Bagien i przywożą tutaj. Potem te maszyny...

- Co to są maszyny? I dlaczego te furmanki jeżdżą bez koni? – chłopak nie mógł się nadziwić.

- Powiedzmy, że to technologia. Coś, czego nie zrozumiesz. W każdym razie, materiał dostarczany jest tutaj – przewodnik wskazał kolejne pomieszczenie. – Tu będziesz pracował. Damy ci trochę więcej światła, byś dobrze wykonywał swoje zadanie.

- Czyli co?

- Będziesz wycinał. Stań tu, gdzie ja i naciśnij ten guzik... o... tak. Wtedy, na tej taśmie podjedzie materiał, tak jak teraz...

Kedd znów krzyknął przerażony i w niemym osłupieniu wpatrywał się w leżące zwłoki.

- I przestań wrzeszczeć, zakłócasz system pracy. Bierzesz ten nóż laserowy... to znaczy ten patyczek ze światełkiem, tylko go nie dotykaj, bo poobcinasz sobie palce. To specjalne światło, które... no, jest technologiczne. Nie dotykaj go. Rozumiesz, co do ciebie mówię?

Chłopak, wciąż oszołomiony, pokiwał głową.

- Dobrze. W takim razie tniesz tu pod szyją, dalej pod uchem i pod linią włosów. A potem, delikatnie, żeby nie rozerwać skóry, zdejmujesz, o w ten sposób. Z uszami. Rozumiesz?

Kedd nie wytrzymał – odwrócił się i zwymiotował.

- Tak, wiem – skomentował przewodnik. – Do tego miejsca trafia tylko materiał słabej jakości, o nader niekorzystnym układzie kości policzkowych i skroniowych. Te naprawdę piękne sztuki idą do innej sekcji, gdzie zostawia się wszystkie kości czaszki, tylko trzeba środek wydrążyć. Ale tam pracują najlepsi, musisz się bardzo postarać, żeby cię tam przyjęli.

Chłopak wciąż wymiotował, zaś przewodnik ciągnął niewzruszony:

- Reszta jest transportowana do sąsiednich fabryk, więc postaraj się nic nie uszkodzić, bo można odzyskać jeszcze serce, płuca, wątrobę, czasem kończyny lub genitalia. A nową twarz wrzucasz tutaj, naciskasz ten guzik i potem idzie do dalszej obróbki.

- Ja już nie chcę... – wyjąkał Kedd. – Chcę do domu...

- Tak czy inaczej musisz tu trochę popracować, no wiesz, za utrzymanie, wyżywienie, gościnę... Niedługo ktoś po ciebie przyjdzie i dowiesz się, co masz dalej robić. Lepiej bierz się do pracy...

 

*

 

 

Długo trwało, zanim Kedd zdołał przywyknąć do nowych zadań. I kiedy wreszcie zjawił się przewodnik z pytaniem, czy nadal chce nową twarz, młodzieniec zdecydował, że w sumie to już nic gorszego nie może go spotkać. Przynajmniej będzie ładnie wyglądał i wreszcie zdobędzie miłość Vivii.

Zdumiał się, że nic nie bolało, a całą wymianę twarzy przespał. Tylko raz poczuł się bardzo nieprzyjemnie, kiedy wstawał ze stołu i zobaczył swoją starą poczciwą gębę, leżącą w błyszczącej misie. Powtarzał sobie, że teraz już nic się nie liczy, bo tryumfalnie powróci do ukochanej.

Vastar zacierał ręce. Nie zdradził Keddowi swojego imienia, ale pomógł mu wrócić na Jasną Stronę, wymusił tylko przyrzeczenie, że chłopak wróci. Młodzieniec cieszył się, że będzie znów oglądać słońce, choć ponowne przystosowanie się do światła miało być powolne i bolesne.

- Pamiętaj o obietnicy – przewodnik rzucił na pożegnanie - Bo wiesz, nową twarz trzeba pielęgnować, bo inaczej zgnije i odpadnie – dodał przebiegle.

 

*

 

 

Kedd wrócił szybciej, niż Vastar się spodziewał. Tym razem o wiele prędzej przystosował się do mroku i wrócił do pracy. Nie był to jednak ten sam osobnik, bezbronny i przerażony, który zawitał kiedyś do Krainy Cieni. Był bardziej odporny, wyrachowany i bezwzględny. Nowa twarz przyrosła doskonale i zmieniła życie obecnego właściciela. Zapytany o ukochaną, wzruszał tylko ramionami i odpowiadał: „Wybrała Kilgara”.

Zdumiało to nawet samego Vastara – przewidywał, że rzekomy romans szybko się skończy, ale obawiał się, że Kedd długo będzie leczył zranione uczucia. Wreszcie Tammar przypomniała mu o czymś, co sam przeoczył – istoty zrodzone z ciemności nie potrafią kochać.

I tak kolejna iskierka światła pogrążyła się w mroku...


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...