„W stronę lasu Świetlików” - recenzja
Dodane: 19-03-2017 10:56 ()
Na nieco ponad stu siedemdziesięciu stronach Yuki Midorikawa zdołała zamieścić cztery historie zebrane w jeden zbiór zatytułowany „W stronę lasu Świetlików”. Czy pomysł na umieszczenie aż czterech opowieści w jednym de facto krótkim zbiorze mógł się udać? Jedno jest pewne. Wybór tytułu nie jest tu przypadkowy, gdyż manga o tym samym tytule doczekała się nawet swojej animowanej ekranizacji i było to anime, które wzbudziło bardzo pozytywne wrażenia na widzach.
Na początek można odsiać potencjalnych czytelników i grupy docelowe dla tego tytułu, aby zaoszczędzić czas i pieniądze, a innych z kolei do lektury nakłonić. Jeśli jesteś fanem shounenów, zaczytujesz się w różnego rodzaju komiksach akcji, w których rolę główną odgrywają czy to mechy, czy jacyś wojownicy, trup ściele się gęsto i w ogóle jesteś chłopakiem, to raczej nie będzie to lektura dla ciebie. Jeśli jednak shojo manga jest niezwykle bliska Twojemu sercu, przeżywasz miłosne rozterki bohaterów jak swoje własne, a w zasadzie jesteś nastoletnią czytelniczką mangi i oglądasz z zamiłowaniem anime pokroju „Czarodziejki z Księżyca”, to w tym tytule możesz znaleźć dokładnie to, czego szukasz. A zatem podsumowując, chłopaki mogą sobie odpuścić i poczekać na kolejną recenzję, a dziewczyny zapraszam do dalszej lektury. Myślę, że takie rozdzielenie grupy docelowej będzie uczciwe i raczej nie będzie to z mojej strony nadużycie.
Skąd takie przekonanie? Ano stąd, że to manga, która opowiada o miłości. Nie zawsze kolorowej i znanej z bajek, częściej raczej takiej, jaką jest w rzeczywistości, czyli z wieloma problemami w zanadrzu, ale jednak o miłości. Bohaterami poszczególnych historii są młodzi, przeważnie bardzo zwyczajni Japończycy, którzy szukają swojej drugiej połowy. Właśnie ich miłosne rozterki i podboje są główną osią każdej z ukazanych historii. To, co jednak ten tytuł może wyróżnić spośród rzeszy innych, pozostałych dostępnych na rynku to fakt, że miłość nie jest tu ukazana jako sama słodycz. Autorka nie ma skrupułów, aby pokazać jej drugą, nie zawsze miłą stronę. Jak powszechnie wiadomo, każda róża ma swoje kolce. Są to więc opowieści okraszone ogromną dawką uczuć, ale też bardzo melancholijne, takie, w których nie zawsze mamy okazję się cieszyć, a zakończenia historii nie do końca można nazwać happy-endem. Według mnie to zalety, gdyż pomimo tematyki, próżno szukać tu przesadnej słodyczy.
To na co jeszcze warto zwrócić uwagę to fakt, że poszczególni bohaterowie, ale też historie są od siebie bardzo różne. Podczas gdy w pierwszej z nich, tytułowej, postacią odgrywającą główną rolę jest przyjazny, ale jednak demon, który nie może dotknąć żadnego człowieka, i który ma problem z zakochaną w nim przygodnie poznaną dziewczyną, tak w innej na główny plan wysuwa się narcystyczny piękniś, który nigdy nie dostał od dziewczyny kosza. Jak chyba nie trudno się domyślić, nagle zaczyna on pałać uczuciem do niewiasty, która nie zwraca na niego uwagi, a role się tym samym odwracają. Już choćby po tych dwóch przykładać widać jak różnorodne są umieszczone w zbiorze opowieści. I to jest spora ich zaleta. Panujący w historiach klimat potrafi przyciągnąć i zaintrygować tych, którzy w tego typu lekturze się odnajdują. Cały ten zbiór cechuje ogromne nasycenie emocjami, które może niekiedy jest naiwne czy irytujące to jednak przy tym bardzo szczere. Nie jet więc wielką trudnością to, by dostępna tu melancholia, a czasami wręcz smutek udzieliły się temu, kto po ten tytuł sięgnie. Autorka stara się jednak również przemycić do historii odrobinę humoru, który rozładowuje narastające napięcie i tę depresyjną atmosferę.
Jestem również przekonany, że i szata graficzna wielu z czytelniczek przypadnie do gustu. Na poszczególnych, luźno ułożonych kadrach dużo się dzieje, dziewczyny są efektowne, a męskie grono bohaterów niezwykle przystojne i z ogromnymi oczami. Damska część ma więc na czym zawiesić oko. Co prawda niekiedy można się pogubić w akcji komiksu z uwagi na często wykorzystywane przez autorkę przeskoki w czasie, powroty do przeszłości i często stosowane dymki, w których ukazywane są myśli bohaterów, ale przy odrobinie skupienia każdy sobie z tym poradzi.
I choć znany jest już standard wydawniczy Waneko, to wydawca zaskakuje jednym elementem, a mianowicie swoistą rozkładówką umieszczoną jeszcze przed samą historią. Kolorowy i klimatyczny rysunek robi wrażenie i wprowadza nas w nastrój całej historii.
Biorąc pod uwagę to, co napisane zostało na samym początku tekstu, „W stronę lasu Świetlików” można z czystym sumieniem polecić starannie wydzielonej grupie odbiorczyń. Dziewczęta powinny znaleźć w niej naprawdę dużo miłych chwil. Zupełnie inne, bardzo odważne i nie zawsze radosne spojrzenie na łączące ludzi uczucia, sprawia, że tytuł ten jest wart poznania. Jest tu garść słodyczy, ale i ździebko goryczy się znajdzie, przez co zachowana jest odpowiednia proporcja, aby tytuł nie stał się nieznośnie przesłodzony. Z drugiej jednak strony, właśnie ta hermetyczność scenariuszowa sprawia, że męska część czytelników raczej nie ma tu czego szukać. To chyba dobrze, bo przecież taki był z pewnością zamiar autorki, a i Waneko wydając ten tytuł, ku uciesze mangowego światka, zdawało sobie sprawę z docelowej grupy.
Tytuł: „W stronę lasu Świetlików"
- Scenariusz: Yuki Midorikawa
- Rysunki: Yuki Midorikawa
- Wydawca: Waneko
-
Premiera: 09.2016 r.
- Oprawa: miękka
- Format: A5
- Papier: offset
- Druk: cz-b
- Stron: 176
- Cena: 19,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus