„Anihilacja" tom 1 - recenzja
Dodane: 10-02-2017 16:54 ()
Kosmos Marvela nigdy nie był tak piekielnie dobry – takie stwierdzenie nasuwa się samo po lekturze wstępu Anihilacji. Gdyby wybierać, które uniwersum – Marvel czy DC – posiada lepiej skonstruowany pozaziemski sektor poszczególnych serii, to raczej należałoby skłonić się w kierunku DC i wojaży Zielonych Latarni. Dużo dzieje się tam w kosmosie, a i inne postaci nie stronią od wycieczek poza rodzinną Ziemię. Z kolei herosi Domu Pomysłów na ogół wolą stąpać po twardym gruncie, nie kusząc losu i nie decydując się na długie i wyczerpujące podróże po Drodze Mlecznej. Jednak, wspominając choćby takie tytuły jak Silver Surfer czy eventy na miarę Infinity War, widać, że również Marvel ma sporo do zaoferowania w swoim kosmicznym rewirze. Anihilacja jest tego najlepszym przykładem.
Pierwszy tom Anihilacji nie zabiera nas wprawdzie w samo jądro konfliktu, ale powoli przygotowuje do jego nadejścia. Można rzec, że wpierw przedstawia bohaterów tego dramatu, poczynając od Draxa Niszczyciela, który rozbija się na Ziemi wraz z innymi kosmitów. Nie jest to jednak typowa historia z nawalanką w tle, bo fabułę zdominowała nastolatka o imieniu Cammi. Zostaje towarzyszką przygód Draxa, który przechodzi tu największą metamorfozę. Widać, że autorzy mają pomysł na wyciągnięcie jak najwięcej z tej postaci. W połączeniu z towarzysząca mu małą dziewczynką wychodzi z tego swoiste buddy movie.
Kolejnym etapem kosmicznej wyprawy jest Prolog Anihilacji, gdzie fabuła oscyluje wokół Korpusu Nova i jej ziemskiego członka, Richarda Ridera. Poznajemy tu los Xandaru, który ugiął się pod naporem niepohamowanej siły Annihilusa, władcy Strefy Negatywnej, i hordy jego wojowników. Całkiem możliwe, że odbiór tej części byłby znacznie bardziej pozytywny, gdyby nie mało przejrzyste i miejscami dość kiepskie rysunki, które jednak mącą ten rozmach galaktycznego najazdu i wielkiej tragedii dla Korpusu Nova.
Ostatnia część jest niejako pokłosiem poprzednich wydarzeń, gdzie Nova wraz z Pulsarem i Draxem ruszają do walki z nacierającą falą anihilacji. Jest widowiskowo, dynamicznie, a nadto dramatycznie. Annihilus nie bierze jeńców, a ogromna moc Novy nie jest wystarczającą bronią przeciwko błyskawicznie rozprzestrzeniającemu się złu. Tym bardziej że Richard Rider przeżywa tu moralne rozterki, wręcz załamanie, kryzys wartości własnej osoby i dopiero bodziec w postaci namacalnego zagrożenia wyrywa go z macek obłędu, w który powoli wpada. Bez dwóch zdań finalny akt tego zbioru wypada najlepiej.
Kosmos Marvela jest miejscem ciekawym i na pewno warto dać mu szansę. Lepszej okazji niż Anihilacja na razie nie będzie, a wstęp, mimo że może nieco rozczarowywać pod względem graficznym, stanowi jednak sprawnie rozpisaną opowieść, z ciekawymi bohaterami, których postawy ewoluują. A dalej ma być tylko lepiej, zatem warto też czekać na kontynuację.
Tytuł: „Anihilacja" tom 1
- Scenariusz: Keith Giffen, Dan Abnett, Andy Lanning
- Rysunki: Mitch Breitweiser, Kev Walker, Scott Kolins
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawnictwo: Egmont
- Data wydania: 25.01.2017 r.
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Oprawa: twarda
- Format: 170x260 mm
- Stron: 256
- Cena: 79,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus