„Uncanny X-Men” tom 2: „Złamani” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 30-11-2016 16:12 ()


Mówi się, że nie ma nic gorszego niż mutant żółtodziób starający się poznać zakres swoich umiejętności, ale chyba w sytuacji nie do pozazdroszczenia znaleźli się niegdysiejsi studenci Charlesa Xaviera, których moce nie działają prawidłowo, przez co zagrażają życiu nie tylko ich samych, ale wszystkich wokół.

Rebelia podopiecznych Scotta Summersa przybiera na sile albo tak też może się wydawać, obserwując wydarzenia rozgrywające się w niniejszym albumie. Zanim jednak sympatycy Cyclopsa wyruszą po nowego mutanta, muszą zmierzyć się z niebezpieczeństwem w swoich szeregach. Niestabilne moce Magik spowodowały, że została opętana przez demona i ściągnięta do Limbo, a wraz z nią cała rzesza nieopierzonych uczniów. Potyczki z Dormammu to zazwyczaj domena Doktora Strange’a, ale w przypadku zagrożenia życia Illyany Rasputin, jej kompani z drużyny zrobią wszystko, aby wspomóc dziewczynę w tej nierównej batalii.

To jednak nie koniec zmartwień ekipy dowodzonej przez pierwszego z X-Men. Szefowa T.A.R.C.Z.Y. – Maria Hill – nie ufa radykalnemu odłamowi mutantów, obawiając się złowrogich podszeptów ze strony Mistrza Magnetyzmu, które wcześniej czy później sprowadzą Cyclopsa na złą drogę. Szuka więc dalszych możliwości infiltracji ekipy wyrzutków. Tym razem sięga po postać z przeszłości, która nie tylko bardzo dobrze zna swoich byłych kolegów, ale także dysponuje potężną mocą soniczną. Tymczasem na horyzoncie pojawia się całkiem nowe zagrożenie, które może zaowocować niespodziewanym aliansem zwaśnionych obozów.

Pomysł Bendisa na skonfrontowanie Dormammu z mrocznym obliczem Magik, by przybliżyć nieco postać siostry Colossusa, sprawdziłby się bez zarzutu, gdyby nie udział wszystkich członków drużyny Summersa, przeszkadzających w ekscytującym pojedynku w samym sercu Limbo. Autor umie stopniować napięcie, ale w tym przypadku zaśmieca fabułę stertą niepotrzebnych dialogów i mało atrakcyjnych postaci, podkreślając ich bezradność nader często. Dużo lepiej Bendis czuje się w materii szpiegowskiej, toteż niepewność w szeregach X-Men, brak zaufania dla dawnych sprzymierzeńców i widmo podwójnego agenta udanie angażują uwagę czytelnika. Próby rozwoju umiejętności nowych adeptów również wypadają interesująco, mimo że Bendis jest chyba twórcą postaci o najgorszych czy kuriozalnych wręcz zdolnościach. Nie można mieć wszystkiego, jednak mimo tych niewielkich potknięć autorowi udaje się uchwycić atmosferę rodzącej się w bólach drużyny, która ma cały czas pod górkę, ale w końcu nowicjuszom udaje się załapać reguły zespołowej gry. Wygląda to obiecująco, patrząc na przyszłe wydarzenia.

Tym razem za oprawę graficzną oprócz sprawdzonego już Chrisa Bachalo odpowiada również Frazier Irving. Jego styl jest na tyle wyjątkowy, że trudno nie zachwycać się ilustracjami. Widać tu autorski sznyt, a wizja innego wymiaru, z jednej strony mroczna, z drugiej urzekająca sprawdza się w przypadku wyprawy w czeluści piekielne. Irving z powodzeniem wykorzystuje jaskrawe kolory na tle ciężkich i ciemnych barw, uzyskując spektakularny efekt, a przy okazji potrafi uchwycić emocje postaci w dość statycznych pozach.

Wydanie albumu jest bez zarzutu, rażą jedynie niewielkie wpadki translatorskie. To jednak drobnostka. Dla fanów Uncanny X-Men „Złamani” są pozycją obowiązkową. Kolejne perypetie drużyny Cyclopsa zapowiadają niemałe emocje.

 

Tytuł: Uncanny X-Men” tom 2: Złamani

  • Scenariusz: Brian Michael Bendis
  • Rysunki: Chris Bachalo, Frazier Irving
  • Tusz: Tim Townsend
  • Wydawca: Egmont
  • Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Objętość: 132 strony
  • Format: 165x255
  • Data publikacji: 23.11.2016 r.
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus