„Osaczona” - recenzja
Dodane: 30-11-2016 12:07 ()
Tragiczny wypadek zmienia życie Mary Porter na zawsze. Jej mąż ginie, a syn Stephen zostaje poważnie ranny. Mimo długiej rehabilitacji wydaje się pozbawionym życia warzywem, przykutym do wózka inwalidzkiego. Kobieta jednak nie traci nadziei na wyzdrowienie pasierba, codziennie pielęgnując chłopca, karmiąc, dbając o jego wygodę. Poświęca się całkowicie dla niego, podporządkowując codziennym, mozolnym czynnościom. Stara się jednak nie rezygnować z pracy zawodowej, prowadzi gabinet psychologiczny i pomaga trudnej i potrzebującej pomocy młodzieży.
Pewnego dnia do jej gabinetu trafia niesłyszący Tom, a kobieta nawiązuje z nim wątłą nić porozumienia. Jednak nie jest jej dane dalej leczyć małego pacjenta. Pewnej nocy chłopiec pojawia się niespodziewanie w domu Mary, ale dość szybko znika, a ona nie przestaje się martwić. Tym bardziej że zaczynają ją dręczyć koszmary, ma też wizję Toma kręcącego się w nocy po jej domu. Traci resztki zdrowego rozsądku czy może duch chłopca przyszedł się zemścić za brak pomocy z jej strony?
Trudno określić jaki zamiar przyświecał twórcom przy tworzeniu „Osaczonej”. Film stara się być horrorem, ale ewidentnie nim nie jest. Jako dramat psychologiczny również się nie sprawdza, bo motywacje bohaterów, ich przeżycia i traumy są tak niewiarygodne, że odnosi się wrażenie nadmiernej sztuczności widowiska, a osadzenie akcji w odseparowanej, zaśnieżonej lokacji, służy jedynie jako straszak mający wywołać u widza klaustrofobiczny lęk. Jednak samym umiejscowieniem i paroma wizjami, halucynacjami bohaterki nie udaje się zbudować na tyle wyrazistej atmosfery grozy czy pobudzić napięcia, aby film żywo interesował. Z ekranu wieje nudą i żadne twisty nie są w stanie temu zaradzić.
Rozwój wydarzeń, patrząc przez pryzmat niewielkiej ilości postaci zaangażowanych w rozwój pretekstowej fabuły, jest bardzo powolny, pozwalając też szybko domyślić się, o co tak naprawdę chodzi. A gdy już docieramy do najważniejszego odkrycia w filmie, to jest ono tak niedorzeczne, by nie powiedzieć nad wyraz idiotyczne. Jak widać na przykładzie niniejszego obrazu, w ludziach drzemią potwory, które tylko czekają na ujawnienie z błahych, by nie rzec niezrozumiałych powodów. Najwyraźniej scenarzysta nie wiedział jak solidnie wykreować antagonistę, toteż uznał, że z każdej osoby można zrobić mordercę bez wyraźnej przyczyny.
Aktorsko również film nie wybija się poza standardowy zestaw atrakcji, skupiający się na uciekaniu przed prześladowcą bądź też wykrzywianie twarzy w grymasie bólu lub zdziwienia. Zarówno Naomi Watts, jak i Oliver Platt nie mają tu miejsca na pokazanie swych umiejętności, poza oczywistymi rozmowami, które wpadają jednym uchem, by zaraz wypaść drugim. Na pewno dużo lepiej prezentuje się młodziutki Jacob Tremblay, który pokazał się z jak najlepszej strony w „Pokoju”. Mimo że jego rola jest pozbawiona słów, potrafi samym wyrazem twarzy przerazić albo udanie oddać emocje przestraszonej osoby. W tym młodym aktorze drzemie ogromny potencjał.
Jeżeli chcecie wybrać się na kino z dreszczykiem to dzieło Farrena Blackburna omijajcie szerokim łukiem. Oglądanie „Osaczonej” jest po prostu męczarnią.
Ocena: 1/10
Tytuł: „Osaczona”
Reżyseria: Farren Blackburn
Scenariusz: Christina Hodson
Obsada:
- Naomi Watts
- Oliver Platt
- Jacob Tremblay
- Charlie Heaton
- David Cubitt
- Clementine Poidatz
Muzyka: Nathaniel Méchaly
Zdjęcia: Yves Bélanger
Montaż: Maryline Monthieux, Baxter
Scenografia: Paul D. Austerberry
Kostiumy: Odette Gadoury
Czas trwania: 90 minut
comments powered by Disqus