„Maszinga” - recenzja
Dodane: 23-10-2016 08:16 ()
Grupa Maszin – ekipa od kilku dobrych lat działająca w polskim komiksie, która stała się swoistym fenomenem rynkowym. Choć ich twórczość nie jest przeznaczona dla wszystkich, grono odbiorców ich prac jest mocno określone, i w wypadku ich twórczości ciężko mówić o mainstreamie, to jednak są oni obecni i bardzo widoczni w środowisku, choćby ze względu na sporą ilość wystaw, podczas których prezentują swoje prace.
Hanami – wydawnictwo specjalizujące się w dostarczaniu mang na polski rynek. Za ich sprawą poznaliśmy komiksy Jiro Taniguchiego, a także tytuły takie jak „Monster”, „Mushishi” czy „Biblia” Bisleya. To również Hanami jest odpowiedzialne za wydanie książki „Japońskie słodycze”, pozycji, która została nagrodzona prestiżową nagrodą Gourmand World Cookbook Awards.
Te dwa w sumie całkowicie odmienne od siebie „twory” połączyły niedawno siły, aby wydać wspólną pracę i wprowadzić do słownika nowe określenie - „maszinga”. „Maszinga”, czyli własne spojrzenie grupy Maszin na japoński komiks. Na próżno jednak szukać tu nawiązań do publikacji, które znane są na całym świecie, i które można zakupić w każdym sklepie. Twórcy zgromadzeni wokół Maszina postanowili sięgnąć głębiej i za przykład został wzięty japoński komiks niezależny, do którego trudno jest dotrzeć w naszym kraju, a co za tym idzie, jest dużo mniej popularny od mainstreamu. Pomysł bardzo odważny i choć niewiele zabrakło, aby nie ukazał się za pośrednictwem Hanami - Radosław Bolałek z początku odrzucił propozycję wydania - to jednak na ostatnim MFKiG tomik miał swoją premierę i, według słów szefa wydawnictwa, sprzedawał się całkiem nieźle.
„Zwodnicze nowe obrazy” - taki tytuł nosi tomik z pracami twórców Maszina, w którym zawarto dziewięć niezbyt długich historii, za które odpowiada sześciu członków grupy. Zbiór ten jest projektem niezwykle charakterystycznym i - aby w pełni go docenić - warto znać inspiracje, którymi kierowali się „maszinowcy” w tworzeniu swoich historii. Poszukiwanie tych inspiracji nie jest sprawą łatwą, ale dającą przy tym dużo satysfakcji. Czy jeśli ktoś nie ma tak ogromnej wiedzy w temacie, odnajdzie się w tym komiksie? Pewnie tak, tym bardziej że przynajmniej w części rozdziałów inspiracja Krajem Kwitnącej Wiśni jest nad wyraz widoczna. Raz są to wykorzystane onomatopeje, innym razem układ dymków dialogowych czy sposób prowadzenia narracji. Myślę, że ci, którzy siedzą na co dzień w japońskim komiksie, bez większych trudności odkryją tu upragniony azjatycki klimat.
Tematyka podejmowana w kolejnych rozdziałach jest tak zróżnicowana, jak styl i kreska poszczególnych autorów. Ciężko znaleźć w nich wspólny mianownik, co z jednej strony nadaje tomikowi ogromnej różnorodności, a z drugiej sprawia, że pewnie nie każdy z rozdziałów sprawi na czytelniku równie duże wrażenie. Jednak spora część osób powinna znaleźć w tej swoistej antologii coś dla siebie. I jeśli sam nie jestem fanem, aż tak przesadnie surowej i prostej kreski, jaką prezentuje choćby Bartek Zadykowicz w rozdziale „Mu”, tak Jacek Świdziński i jego „Pacjent X” wywarły na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem, czy to przypadek (w końcu inspiracja czerpana jest z komiksu niezależnego), ale ten rozdział przypomina mi graficznie to, co robił w swoich pracach Tezuka. Wygładzone postaci czy projekty ich twarzy to elementy, które przywodzą na myśl dzieła „boga mangi”. Wskazuję na tę konkretną historię zresztą nieprzypadkowo, gdyż w mojej opinii jest to najmocniejszy punkt zbioru. Graficznie jest naprawdę intrygującą, ale to nic w porównaniu z zaskakującym, pokręconym i wciągającym scenariuszem, z którym mamy tu do czynienia. To nie jedyna praca tego autora umieszczona w zbiorze. Pod sam jego koniec mamy jeszcze jedną okazję obcowania z jego twórczością. „Silni mężczyźni” wskazują na dużą wszechstronność tego utalentowanego rysownika. Kreska jest tu całkowicie odmienna od tego, co widzimy w poprzedniej opowieści, a również pomysł na historię jest całkowicie inny, dużo lżejszy, żeby nie powiedzieć humorystyczny z efektowną puentą. Świdziński to trochę odzwierciedlenie tego, co czytelnik dostanie w tym zbiorze. Odmienne style, bardzo różne historie i różnorodne ilustracje, a także wymagająca tematyka – wszystkie te elementy czekają na tych, którzy sięgną po „Maszingę”. Z jednej strony czytelnik otrzyma bardzo ciężką i wstrząsającą tematykę „Gołębicy” czy „Staruszkowie myśleli, że to żart” po to, by za chwilę móc poczytać dużo lżejsze, aczkolwiek nie mniej wymagające „Bez tytułu”. I tak jest przez cały tomik. Różnorodnie i zaskakująco, ale przy tym naprawdę bardzo specyficznie.
Opisując ten zbiór nie sposób nie wspomnieć o okładce zdobiącej niniejszą publikację. Ta jest bardzo klimatyczna i już na pierwszy rzut oka wskazująca, z czym możemy mieć do czynienia wewnątrz. Dobór kolorów rzuca się w oczy, przez co ciężko jest przejść obok niej obojętnie. Wnętrze oczywiście, jak przystało na komiks inspirowany Japonią, utrzymane jest w czerni i bieli.
Czy więc jest to komiks, który przypadnie do gustu wszystkim czytelnikom? Z pewnością nie. Surowość kreski, niekiedy tematyka trudna w odbiorze czy zupełnie inne, od tego, które znamy z komiksów popularnych i mainstreamowych, podejście do tworzenia historii może sprawić, że będzie to rzecz ciężko przyswajalna nawet (a może tym bardziej) dla osób, które chcą stricte Japonii w „Zwodniczych nowych obrazach”. Te same elementy mogą być jednak dla innych zachętą, gdyż twórcy zachowali swój styl, unikając kalki, a gdzieś między wierszami przemycili to, na czym im zależało. Zresztą „Maszinga” jest pracą eksperymentalną i choćby ze względu na bycie takową „ciekawostką” warto jest po ten zbiór sięgnąć. To chyba pierwszy podobny projekt w Polsce i dlatego nie dziwi, że Radosław Bolałek postanowił dać szansę grupie Maszin.
Tytuł: Maszinga
- Autorzy: Renata Gąsiorowska, Jacek Świdziński, Michał Możejko, Michał Rzecznik, Mikołaj Tkacz
- Wydawnictwo: Hanami
- Data publikacji: 10.2016 r.
- Format: 130 x 180 mm
- Ilość stron: 192
- Oprawa: miękka
- Druk: czarno-biały
- Papier: offset
- Cena: 24.99 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Hanami za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus