„Królewska Krew” tom 2: „Zbrodnia i kara” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 23-09-2016 12:14 ()


Alejandro Jodorowsky zdążył już przyzwyczaić odbiorców swojej twórczości do standardowych dlań obszarów tematycznych. Bezpardonowe zmagania o władze, folgowanie najbardziej nawet perwersyjnym chuciom, wyżynanie całych narodów w imię wydumanego kodeksu honorowego – wszystko to i o wiele więcej odnajdujmy na kartach takich serii jak: „Castaka”, „Technokapłani”, „Kasta Metabaronów” i „Megalex”. Nie inaczej rzecz się ma w przypadku „Królewskiej Krwi”, cyklu którego niedawno ukazał się drugi tom.

Zawarta w nim opowieść nie jest co prawda osadzona w tak widowiskowym anturażu co sztandarowe fabuły tego autora, jednak także w tym przypadku zabraknąć nie mogło niekiedy aż nazbyt wyrazistych osobowości, brutalnych intryg, a także poświęcenia niczym z mitów neolitycznych cywilizacji. W poprzednim tomie poznaliśmy historie Alvara, władcy królestwa, które z powodzeniem dawało odpór najeźdźcom naruszającym granice tego tworu politycznego. Działo się tak za sprawą zarówno ofiarności poddanych rzeczonego, jak również odziedziczonej po koronowanych przodkach charyzmie oraz poczuciu sakralnego wymiaru monarchii. Wskutek ciągu przypadków oraz osobistej naiwności został on jednak pozbawiony tronu na rzecz kuzyna i kolejne lata, nieświadomy zaistniałych wypadków (w efekcie doznanej amnezji), spędził w nędznym domostwie szpetnej, acz zapatrzonej weń niewiasty. Z czasem zdołał odzyskać zarówno wspomnienia, jak i koronę, a małżonkę, która uznała uzurpatora, sprowadził do rangi ozdoby sali tronowej. Miast niej związał się z koczującą w dziczy Sambrą, która okazała się dlań kimś znacznie więcej niż tylko przygodnie napotkaną nieznajomą. Taka też była konkluzja „Świętokradczych zaślubin”, których finał zdawał się wskazywać na pomyślne zwieńczenie losów odnalezionego po długiej nieobecności monarchy. Oczywiście, jak to zresztą w utworach Jodorowsky’ego bywa, nic z tych rzeczy. Przekonają się o tym czytelnicy kontynuacji niniejszej sagi, w której przywiązanie do honoru aż nazbyt często zdaje się przyćmiewać rozsądek jej bohaterów.

„Królewska Krew” to kolejna już próba rzeczonego autora zmierzenia się ze zjawiskowością namiętności targających krewkimi arystokratami. Bowiem tak jak miało to już kilkukrotnie miejsce we wcześniejszych dokonaniach chilijskiego scenarzysty, tak też przy tej okazji bieg wypadków obserwujemy z perspektywy przedstawicieli warstwy rządzącej ukazanej tu społeczności. Toteż po raz kolejny wypada odwołać się do „Diuny” Franka Herberta, która to powieść (a przy okazji również wyrosły z niej cykl) odcisnęła istotne piętno na kierunkach rozwojowych „demiurga” uniwersum Incala. Mamy tu zatem poświęcenie niczym u Paula Atrydy („Mesjasz Diuny”), ale też bezwzględność i nadrzędność interesów dynastycznych na wzór jego matki, Jessiki („Dzieci Diuny”). Nie sposób ponadto zignorować tropów wprost wiodących ku tradycjom arturiańskim oraz religijnej otoczce ideologii monarchicznej obowiązującej we Francji jeszcze w okresie panowania Karola X (1824-1830). „Królewska krew” to również opowieść o kolejnych stopniach inicjacji z tarotyczną symboliką w tle, z większą subtelnością kamuflowaną, niż miało to miejsce w macierzystym cyklu z udziałem Johna Difoola. Przemijanie i odrodzenie zazębia się w spójną fabułę, w ramach której szczególną rolę odgrywa pożądliwość przekraczająca granicę perwersji. A wszystko to dosycone patosem i rozmachem przywołującym skojarzenia z realizowanym w Chinach wysokobudżetowym kinem historycznym.

Piszący te słowa nieprzypadkowo pozwolił sobie przywołać Państwo Środka, jako że plastyk zaangażowany do zilustrowania „Królewskiej Krwi” wywodzi się właśnie z tegoż odległego kraju. Niemniej pod względem ogólnej wrażliwości zdaje się on pokrewny współczesnym twórcom z obszaru oddziaływania kultury frankofońskiej. Momentami znać jednak dalekowschodni sznyt, przejawiający się w obliczach części uczestników tego dramatu. Liu z wyczuciem urozmaica sposób postrzegania przebiegu fabuły sprawnie użytkując rozmaite rodzaje perspektywy. Wzmiankowany patos i rozmach w sposób szczególny są dostrzegalne w sekwencjach batalistycznych. Pędzące ku sobie zbrojne roty prezentują się okazale i stosownie do podniosłego nastroju snutej przez Jodorowsky’ego opowieści. Niewykluczone, że dla części potencjalnych odbiorców tegoż albumu problematyczna okaże się jego warstwa kolorystyczna, jako że generowane cyfrowo barwy niekiedy drażnią nadmierną sztucznością. Ogólna swoboda w nakreślaniu przestrzeni kadrów kompensuje jednak ów mankament.

Mimo że Scream Comics rozpoczęło swoją działalność ledwie kilkanaście miesięcy temu, to oferta tego wydawcy jest już całkiem pokaźna. Nie brak w niej tytułów dobrych i jeszcze lepszych. Przynajmniej na etapie niniejszego albumu do drugiej z wspomnianych grup można zaliczyć „Królewską Krew” i tym samym z pełnym przekonaniem polecić lekturę tej serii. Jest to bowiem kolejny dowód, że - pomimo niemłodego już przecież wieku - pomysłodawca Incala nadal potrafi snuć przykuwające uwagę czytelników fabuły, a do ich zilustrowania dobiera śmiało poczynających sobie fachowców.

 

Tytuł: „Królewska Krew” tom 2: „Zbrodnia i kara”

  • Tytuł oryginału: “Sang Royal 1: Crime et châtiment”
  • Scenariusz: Alejandro Jodorowsky
  • Rysunki i kolory: Dongzi Liu
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Glénat
  • Wydawca wersji polskiej: Scream Comics
  • Data premiery wersji oryginalnej: 22 czerwca 2011 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 8 września 2016 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 24 x 32 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 56
  • Cena: 49 zł

Dziękujemy wydawnictwu Scream Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.

 

Galeria


comments powered by Disqus