„Randka na weselu” - recenzja

Autor: Wojciech Wilk Redaktor: Motyl

Dodane: 16-08-2016 21:50 ()


Mike i Dave od lat starają się urozmaicać monotonne rodzinne imprezy, dodawać im nieco pieprznej otoczki, niespodziewanych wrażeń czy wybuchowych atrakcji. To, co w ich przekonaniu uchodzi za dobrą i szaloną zabawę nie zawsze podoba się pozostałym członkom rodziny. Mimo popsucia niejednej uroczystości, bracia Strangle nic sobie nie robią ze swoich wybryków. Dla nich to doskonała rozrywka. Nadchodzi jednak ten moment – ślub ukochanej siostry – gdzie rodzice stawiają im poważny warunek. Mają przyprowadzić na wesele dwie normalne dziewczyny i nie narozrabiać. Czy uda się im spełnić ten z pozoru niewinny wymóg?

Poszukiwanie partnera/partnerki na wesele to rzecz całkiem powszechna, ale zazwyczaj oczekujemy, że osoba, którą wybieramy przynajmniej trochę odpowiada naszym wymaganiom. Swoisty casting na „piękną, mądrą i rozsądną” drugą połówkę Mike i Dave przeprowadzają z pompą i medialną akcją. Pech chce, że dziewczyny, które wpadają w ich sidła, same zastawiły pułapkę na łatwowiernych i nierozgarniętych chłopaków. Bo któż by nie skorzystał z darmowych wakacji na Hawajach? Innymi słowy – trafiła kosa na kamień.

Nie da się ukryć, że pod komedią o wdzięcznym, angielskim tytule Mike and Dave Need Wedding Dates nie kryje się wyrafinowana, ambitna i błyskotliwa komedia, którą będziemy wspominać jako jeden z niezapomnianych klasyków gatunku. Nie, „Randka na weselu” wpisuje się w nurt niezwykle głupich, niewymagających myślenia komedii, o dość rubasznym i prostackim humorze. Podteksty seksualne, rzucanie fuckami na lewo i prawo czy przerysowane wstawki romantyczne to główne atrakcje produkcji. Fabuła toczy się od żartu trafnego do żartu niesmacznego, po całkiem chybione i  mało śmieszne gagi.

Całość ogląda się znośnie, jeżeli nie ma się oczywiście zbyt wygórowanych wymagań odnośnie głównych postaci, które są jednowymiarowe i niespecjalnie interesujące. Żadnemu z czwórki pierwszoplanowych aktorów nie udało się wybić powyżej przeciętności, a patrząc na dotychczasową karierę Anny Kendrick, można rzec, że aktorka marnuje swój potencjał na przysłowiowe podśmiechujki. Za weselne ekscesy bohaterów odpowiada reżyser o swojsko brzmiącym nazwisku, a mianowicie Jake Szymanski. 

Kto nie przepada za pompatyczną, pozbawioną finezji grą Zaca Efrona, niskiego lotu dowcipami, które zawsze kumulują się w obrębie spraw damsko-męskich bądź damsko-damskich, a także stawia na inteligentną rozrywkę, to ewidentnie nie jest to film dla niego. Ale jak ktoś lubi marnować czas oglądając wybryki pseudo aktorów, okraszone garścią głupich, acz w miarę śmiesznych gagów, to z pewnością będzie się bawił co najmniej dobrze. Rewelacji nie ma się jednak co spodziewać, równie dobrze można poczekać na wersję DVD. 

 

Tytuł: „Randka na weselu”

Reżyseria: Jake Szymanski

Scenariusz: Andrew Jay Cohen, Brendan O'Brien

Obsada:

  • Zac Efron     
  • Adam Devine     
  • Anna Kendrick     
  • Aubrey Plaza     
  • Stephen Root     
  • Stephanie Faracy
  • Sugar Lyn Beard     
  • Sam Richardson    

Muzyka: Jeff Cardoni

Zdjęcia: Matthew Clark

Montaż: Lee Haxall, Jonathan Schwartz

Scenografia: Mark Garner

Kostiumy: Cory Ching

Czas trwania: 98 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus