„Krwawe gody” – recenzja
Dodane: 24-06-2016 11:38 ()
Familiarna atmosfera, wspólna celebracja oraz doświadczenie szczęścia, które płynie ze ślubu i wesela dwójki młodych ludzi. Tak być powinno. W „Krwawych godach”, komiksie autorstwa Jeana Van Hamme’a oraz Hermanna Huppena, rzeczywistość zarysowana jest jednak w zupełnie inny, nader pesymistyczny sposób.
Weselić się, radować, cieszyć – sama etymologia słowa określającego uroczystości po zaślubinach zwiastuje określony charakter imprezy. Zazwyczaj jednak duch tradycji wiąże się z konwenansami, obyczajowym gorsetem, spod którego przebijają się tłumione emocje. Złość, zawiść, zazdrość, kompleksy. Jean Van Hamme sprawił, że usztywniony korpus moralności został zniszczony, przez co wydarzenia w „Krwawych godach” są zgodne z tytułem komiksu. Bezkompromisowe i fascynujące przedstawienie.
Historia zaczyna się jednak dosyć sielankowo. Jerome i Dominique, Państwo Młodzi wywodzący się z francuskiej klasy średniej, są u progu wspólnego życia. Uroczystości weselne przebiegają pomyślnie do czasu pewnej kulinarnej wpadki, która jest tylko pretekstem do wytworzenia większej awantury. Odmienne charaktery weselników dają o sobie znać wyjątkowo szybko, szczególnie w przypadku Jeana Maillarda, który jako głowa rodu Pana Młodego, nie pozwoli sobie na żaden sprzeciw i kompromitację.
Komiksowa opowieść po prostu kipi emocjami. Stopień intensywności i różnorodność bohaterów jest tak wielka, że całkiem zrozumiałą decyzją było przygotowanie wstępu z nakreśleniem najważniejszych postaci „Krwawych godów”. Z precyzją oddano pochodzenie, wrażliwość, wzajemne relacje jakie panują na przykład pomiędzy seniorami rodów, małżonkami czy obsługą hotelu, w którym dzieją się znaczące zajścia. Van Hamme podzielił się ponadto informacją, iż początek historii powstał na kanwie autentycznych wydarzeń. Najlepsze scenariusze pisze samo życie?
Nie do końca, ponieważ rozwinięcie akcji, późniejsze następstwa błahej sprzeczki o krewetki, a także sama wymowa utworu odsyłają przede wszystkim do kategorii groteski. Deformacja rzeczywistości i stopień nieprawdopodobieństwa niektórych elementów fabularnych nakazywałyby właśnie takie odczytanie „Krwawych godów”. Jeśli śmiech, to przez łzy, radość idąca zazwyczaj w parze ze smutkiem, tragiczna awantura, wesele... erotyczne rozpasanie i trupy. Zestawienia miejscami zaskakujące, które jako całość sprawdzają się wybornie. Choć nie jest to historia, którą można się jawnie delektować. Raczej poddawać refleksji.
Smakować należy zaś z całą pewnością prace Hermanna, jednak z zaznaczeniem, że autorski styl belgijskiego artysty nie należy do najbardziej oczywistych. Elegancka kreska rzeczonego staje się bowiem narzędziem do wykreowania ludzkich wizerunków naznaczonych pewną karykaturą, wpisaną w charakter bohaterów, jak można byłoby chyba odczytywać intencje grafika. Opowieść skąpana w stonowanych barwach odznacza się nieprawdopodobnym dopracowaniem detali, zwłaszcza wnętrz domostw. Dramat rozpisany w wyjątkowo sugestywnych przestrzeniach.
Kameralna historia o skrywanych emocjach, obyczajowym tabu, społecznych konwenansach i dzikich żądzach, które potrafią zniszczyć nawet największe świętości. „Krwawe gody” to pozycja arcyciekawa, za którą stoją prawdziwi mistrzowie sztuki komiksu.
Tytuł: "Krwawe gody"
- Scenariusz: Jean Van Hamme
- Rysunek: Hermann Huppen
- Tłumaczenie: Wojciech Birek
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
- Data publikacji: 19.05.2016 r.
- Tytuł oryginalny: Lune de guerre
- Wydawca oryginalny: Le Lombard
- Rok wydania oryginału: 2000
- Liczba stron: 54
- Format: 240x320 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: II
- Cena: 41,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus