„Konungowie” tom 3: „Kara” - recenzja
Dodane: 05-06-2016 12:44 ()
Rozejm zawarty pomiędzy Sigvaldem i Rildrigiem – braćmi od lat bezwzględnie walczącymi ze sobą o prawo do korony po ojcu, królu Ragnulfie – skończył się bardzo szybko. Rildrig okazał się zdrajcą, który myśli tylko o własnych korzyściach. Nie wróży to dobrze Alstavikowi.
W trzecim tomie serii „Konungowie” śledzimy dalszy rozwój zdarzeń związanych z bratobójczym konfliktem rozgrywającym się w cieniu ogromnego zagrożenia, jakie wisi nad rozdartym królestwem. Akcja komiksu nadal rozgrywa się w dwóch planach czasowych, ale tym razem retrospekcje wprowadzają nieco zamieszania do opowieści. W pierwszym planie czasowym, obserwujemy rozwój sytuacji w Astaviku. Zerwanie przymierza wprowadza sporo chaosu – trudno stwierdzić, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Szczególnie, że na scenie pojawia się coraz więcej graczy: siły zbrojne obu braci, Centaury, berserkowie, Dvergi, Celtowie, a nawet – w nieco zaskakujący sposób – Trolle. W finale wszyscy walczą już przeciwko wszystkim.
Przeszłość znów jest prezentowana przez serię retrospekcji, które tym razem jednak nie tylko nie wnoszą do opowieści nic interesującego, ale dodatkowo wprowadzają zamieszanie. W tomie drugim opisane zostało zdarzenie rozgrywające się dziewięć lat przed główną akcją, kiedy to król Ragnulf w honorowym pojedynku zmierzył się królem Centaurów Wasagonem. Tymczasem w tomie trzecim ukazane jest zdarzenie sprzed jedenastu lat. Jeżeli bowiem Ragnulf faktycznie dopuścił się tak haniebnego czynu, to przebieg późniejszej o dwa lata wojny z Centaurami musiałby chyba być zupełnie inny, a samego Ragnulfa trudno posądzać o skłonność do honorowych zachowań. Jedynym wyjaśnieniem tej niespójności, jest interpretacja, według której do pojedynku nigdy nie doszło – był on tylko wymysłem specjalistów od propagandy. Tak czy inaczej, panuje tu pewien zamęt.
Graficznie komiks prezentuje się nieco inaczej niż dwa poprzednie. Rysunki Juzhena chwilami sprawiają wrażenie nieco bardziej szkicowych. Zdecydowanie mniej jest tu gęstego kreskowania, do którego rysownik nas przyzwyczaił. Zamiast tego dominują plansze, na których przedstawione są tylko zarysy postaci czy krajobrazu, natomiast reszta jest wypełniana komputerowo generowanymi kolorami. Trzeci tom – inaczej niż dwa poprzednie – utrzymany jest w zdecydowanie jaśniejszych, zimnych barwach sporadycznie kontrapunktowanych czerwienią krwi oraz ognia.
Finał opowieści o mrocznej krainie, nad którą wisi widmo totalnej wojny, przynosi niestety rozczarowanie. Po niezłym tomie drugim, w którym pojawiły się zwiastuny interesującego finału, dostaliśmy tom, w którym dzieje się za dużo. Autor wrzucił do finałowych scen wszystko, co miał, powodując w ten sposób spore zamieszanie. Nie wiadomo kto z kim walczy, kto przed kim ucieka, kto jest czyim sojusznikiem. Zamęt potęguje przedstawianie niespójnych wersji zdarzeń z przeszłości. Pogubiony w tym wszystkim czytelnik zamiast cieszyć się spektakularnym finałem musi nieustannie wprowadzać do tej opowieści jakiś porządek.
W konsekwencji „Konungowie” są raczej przeciętną sagą fantasy. Wprawdzie pojawiły się w niej wszystkie składniki, z których zazwyczaj przyrządza się opowieść tego typu, ale nie powstało z nich porządne danie. Można odnieść wrażenie, że scenarzysta trochę przedobrzył, wtłaczając w tę krótką opowieść zastępy różnych postaci, ale nie pozwalając im na zaprezentowanie pełni swoich możliwości. Doprowadziło to do tego, że chaotyczny finał został pozbawiony emocji, które wynikałyby z utożsamiania się czytelnika z bohaterami.
Tytuł: „Konungowie” tom 3: „Kara”
- Tytuł oryginału: „Konungar, vol. 3, Le Chatiment
- Scenariusz: Sylvian Runberg
- Rysunki: Juzhen
- Kolory: Juzhen
- Tłumaczenie: Jakub Syty
- Wydawca: Egmont
- Data polskiego wydania: 18.05.2016 r.
- Wydawca oryginału: Glenat
- Data wydania oryginału: 2013
- Objętość: 48 stron
- Format: 215x290 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 29,99
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus