„Zakładnik z Wall Street" - recenzja
Dodane: 19-05-2016 14:45 ()
Jodie Foster, George Clooney i Julia Roberts to trójka aktorów, których nie trzeba przedstawiać. Każdy z nich podczas swojej kariery zachwycał przełomowymi rolami, wyciskał łzy z oczu widzów, choć raz przemawiał na gali Oscarów, trzymając upragnioną statuetkę w rękach. Czy połączone siły tak znakomitych artystów gwarantują udany film?
Jodie Foster stanęła z kamerą Zakładnik z Wall Street prawdopodobnie pragnąc przekazać coś więcej niż tylko kolejny dramat rozgrywający się w tle jakiejś afery na giełdzie czy innej piramidy finansowej. Na pewno aktorka znana z Milczenia Owiec miała szczytne pobudki, pragnąc przekazać dramat człowieka, który stracił wszystko i postanowił ukarać winnych tej sytuacji. Jednak jego zemsta nie ma charakteru prywatnej vendetty rozgrywającej się gdzieś w ciemnych uliczkach Nowego Jorku. Nie. Postanawia wejść odważnie do studia i na oczach wszystkich widzów i pracowników telewizji upomnieć się o swoje, a raczej przestrzec przed nadużyciami ze strony bankowych i giełdowych krezusów.
Zakładnik z Wall Street mimo szczytnych idei nie ma amunicji, aby wstrząsnąć widzem, zagrać na jego emocjach czy choćby wzbudzić jakieś podczas seansu. Wszystko jest tu niezwykle sterylne i wyreżyserowane od linijki. Ukartowane? Nie, ale wygląda tak, jakby główni bohaterowie tego dramatu cynicznie czy pompatycznie wypowiadali swoje kwestie, a nie ma w nich odrobiny wiarygodności czy autentyczności całej sytuacji. Bo Zadziorny i ironiczny prowadzący program telewizyjny Lee Gates ma wprawdzie urok i szelmowski uśmiech George’a Clooneya, ale aktor jest w tej roli nieprzekonujący, zachowuje się zbyt asekurancko. Julia Roberts wcielająca się w reżyserkę programu Money Monster (taki jest tytuł filmu w oryginale) jest z kolei kobietą uległa, podporządkuje się każdej sytuacji, nie ma w niej dziennikarskiej zadziorności i przebojowości. Schowana w swojej reżyserskiej klice zachowuje się jakby była tylko głosem z offu. Największą bolączką jest jednak główny gwiazdor telewizyjnego show, czyli desperat z bombą grany przez Jacka O’Connella. Odstaje ewidentnie od pozostałych aktorów, w jego nerwowości widać wyuczone ruchy, a nie żywe emocje. Wygląda to, jakby wszystko było ładnie rozplanowane, a widzowie to łykną. Niestety, nie tak prędko.
Jodie Foster wychowała się w innych czasach, gdy ludzie byli solidniejsi, uczciwsi, prawi, a przede wszystkim nie wszystko obracało się wokół kasy. Ze swoim moralitetem chce trafić w czasy już nawet nie wyścigów szczurów, ale ostentacyjnych kantów, podkładania świń i wielomilionowych przekrętów. Tematyka, którą podejmuje, jest istotna, ale pokazana została w zbyt lekkiej formule. Tu potrzeba czegoś mocniejszego, krzykliwego przekazu, który trafi do widza XXI wieku. Bo Zakładnik z Wall Street to zbyt ugrzeczniony film, nakręcony z potrzeby wewnętrznego sumienia, ale nieporadnie zabierający się za dramat jednostki. Archaiczny w przekazie i niedzisiejszy w formie realizacji. Warto zobaczyć, ale nie można się spodziewać, że dokona przełomu czy wstrząśnie widzem. Ot, taki średniak.
Ocena: 5/10
Tytuł: „Zakładnik z Wall Street"
Reżyseria: Jodie Foster
Scenariusz: Jamie Linden, Alan DiFiore, Jim Kouf
Obsada:
- George Clooney
- Julia Roberts
- Jack O'Connell
- Dominic West
- Caitriona Balfe
- Giancarlo Esposito
- Christopher Denham
- Lenny Venito
- Chris Bauer
Muzyka: Dominic Lewis
Zdjęcia: Matthew Libatique
Montaż: Matt Chesse
Scenografia: Lydia Marks
Kostiumy: Susan Lyall
Czas trwania: 98 minut
comments powered by Disqus