"Żywe trupy" tom 4: "Zejście" - recenzja
Dodane: 05-03-2016 09:36 ()
Zejście Roberta Kirkmana i Jaya Bonansingi to kolejna część książkowej wersji kultowego uniwersum The Walking Dead.
Lilly Caul coraz lepiej radzi sobie w roli przywódcy Woodbury. Wszystko wskazuje na to, że w mieście wreszcie zapanuje spokój i upragniona normalność. Tymczasem do mieszkańców dołącza kolejna grupa ocalałych, z charyzmatycznym kaznodzieją na czele. Brat Jeremiah od razu zyskuje sympatię Lilly i pozostałych, jednak Bob Stookey jest wobec niego nieufny. Jaki sekret kryje pastor? Czy coś grozi Woodbury?
Czy jest jeszcze cokolwiek, co mogłoby zaskoczyć Lilly Caul i jej świtę, a zarazem czytelnika Żywych trupów? Okazuje się, że tak, i jest przynajmniej tak niebezpieczne i wycieńczające, jak niekończąca się batalia z zombi.
Już od pierwszej strony Zejścia da się zauważyć pewną nowość, jaką są wyraźne nawiązania do doktryny katolickiej: tytuły rozdziałów przywołujące na myśl biblijne wersety, cytaty z Pisma Świętego, bohaterowie - wyznawcy, czy w końcu charyzmatyczny, a raczej fanatyczny, pastor Jeremiah. Trzeba przyznać, że ten pomysł jest bardzo udany. „Coś” się dzieje, pojawia się nowa jakość, lekka zmiana tematu, przez co niekończące się oblężenie potworów nie staje nudne. Kirkman i Bonansinga wprawdzie nie szokują czytelnika, ale na pewno rzucają nam coś w rodzaju intelektualnej zaczepki. Efekt? Chce się czytać.
Jest jeszcze jeden plus, a w zasadzie plus i minus. Trzeba przyznać, że ta część serii jest nieco bardziej wymagająca, jeśli chodzi o zrozumienie treści czy głębszą interpretację. Z pewnością przydatna będzie znajomość zagadnień religijnych, i raczej nie wystarczy mgliste pojęcie o tym, czym jest Biblia. Jednak z drugiej strony trzeba podkreślić jedną kwestię. Żywym trupom raczej bliżej do mainstreamowej rozrywki niż dzieła sztuki. Dlatego trudno doszukiwać się tutaj wyszukanych metafor czy mocnych przesłań. Nie przeszkadza to jednak w tym, żeby szukanie znaczeń tych wszystkich symbolów prowokowało do przemyśleń i było dobrą zabawą.
Na koniec o tym, co w książce zaskakujące. Jeśli ktoś cenił Żywe trupy za psychologiczną głębię, przenośnie i analogie do zombie, teraz może się nieco rozczarować. Jak wspomniałam, książkę zdominował wątek religijny i grzebania w głowach bohaterów jest zdecydowanie mniej. No, może z wyjątkiem postaci Jeremiaha. Można się zastanawiać, co tak naprawdę dzieje się w jego umyśle, czy kłopoty, które sprowadza na Woodbury to skutek religijności, fanatyzmu, szaleństwa… A może jeszcze czegoś innego. Dość zaskakujący jest też brak dość specyficznej rzeczy, czyli porównania do żywego trupa. Do tej pory praktycznie w każdej części pojawiła się taka analogia, jakiś bohater z jakiegoś powodu mógł być porównany do zombie na zasadzie metafory. Tym razem nic takiego się nie pojawia, a przynajmniej trudno się tego doszukać.
Zejście dostaje wysoką ocenę. W dalszym ciągu są to te same Żywe trupy, jednak w odświeżonej, ale niezmiennie mocnej formie. Stali czytelnicy nie powinni być zawiedzeni, książka spodoba się także tym miłośnikom horroru, którzy z tą serią zetknęli się po raz pierwszy.
Tytuł: "Żywe trupy" tom 4: "Zejście"
- Autor: Robert Kirkman, Jay Bonansinga
- Wydawca: Sine Qua Non
- Okładka: Rafał Szłapa
- Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
- Miejsce wydania: Kraków
- Liczba stron: 336
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Data publikacji 09.2015 r.
- Format: 140x205 mm
- Cena: 34,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus