"Na granicy" - recenzja
Dodane: 19-02-2016 21:34 ()
Fabuła pełnometrażowego debiutu Wojciecha Kasperskiego przenosi nas w Bieszczady, w okolice, gdzie stykają się granice trzech państw - Polski, Słowacji i Ukrainy. W tym zapomnianym przez Boga i ludzi pustkowiu można spotkać tylko pograniczników tudzież zbłąkanych turystów, którzy zboczyli ze szlaku. Z dala od cywilizacji, gdzie nieprzejednana przyroda decyduje o majestacie okolicznych gór.
W to osobliwe i odseparowane od ludzi miejsce wybiera się Mateusz wraz ze swoimi synami, aby dokonać rozrachunku z przeszłością. Z jednej strony pragnie pokazać dorastającym dzieciom męski, dorosły świat, z drugiej naprawić rodzinne relacje. Już podczas podróży widać, że starszy z rodzeństwa nie przepada za ojcem, a rządy twardą rękę są okazją do buntu, przeciwstawiania się woli głowy rodziny. Młodszy z kolei bez szemrania wykonuje wszystkie polecenia rodzica. Nie stara się podważać jego autorytetu.
Tymczasem Mateusz postanawia odwiedzić stare śmieci, a potem wyruszyć do schowanego w górach byłego więzienia dla skazanych. Tam też zamierza spędzić z dziećmi trochę czasu. Sielankową wyprawę ku śnieżnej otchłani przerywa pojawienie się rannego, ledwie żywego i mamroczącego coś pod nosem przybysza. Jego pobyt na odludziu wzbudza podejrzenie Mateusza, który wyrusza śladami „turysty”, a synom nakazuje jego dokładne pilnowanie. Załamanie pogody i odkrycia, których dokonają bohaterowie są tylko wstępem do większej tragedii.
Nie można odmówić Wojciechowi Kasperskiemu ambicji i serca włożonego w część realizatorską „Na granicy”. Początek filmu zapowiada męski, brutalny, a zarazem trzymający w napięciu dreszczowiec. Sceny otwierające z pietyzmem ujęte przez Łukasza Żala, nie tylko oddają zapierającą dech w piersiach zdradziecką naturę przyrody, a także człowieka, ale pozwalają sądzić, że w tym odludnym miejscu czekają nas dantejskie sceny. Twórcy umiejętnie podnoszą ciśnienie opowieści, starając się nie zdradzać za dużo, a jednocześnie skrawek po skrawku ujawniać niezbyt chlubną działalność Konrada. On tymczasem, skuty i pozostawiony z małolatami rozpoczyna psychologiczną grę, którą stawką jest życie każdej ze stron.
Trzeba przyznać, że formuła aktorskiego minimalizmu, budowania napięcia poprzez rozmowę styranego podróżnika z chłopcami sprawdza się do pewnego momentu, kiedy na ekranie psychologiczna gra zamienia się w teatr brutalności. Kilka niezbyt rozsądnych decyzji, a być może mielizn fabularnych, spłycają za bardzo wymowę obrazu. Finał rozczarowuje, zwłaszcza że młodzi aktorzy nie do końca podołali swoim kreacjom. Młodszy jest praktycznie bezbarwną, zmarnowaną postacią przez cały seans, starszy jest o wiele ciekawszą osobowością, co jednak nie przekłada się na jego pełną metamorfozę. Ojciec natomiast, pomijając fakt jego alkoholizmu, z czasem przestaje się liczyć. Na dobrą sprawę oczy widza kierują się na tajemniczego przybysza – przemytnika. Konrad w interpretacji Marcina Dorocińskiego to postać na wskroś zła, zdegenerowana, jedynie w głuszy odnajdująca dla siebie bezpieczny azyl. I to właśnie za sprawą wirtuozerskiej gry Dorocińskiego, finałowe sceny są mocne i napawające niepokojem, a widz nie zastanawia się czy rodzina ocaleje, tylko czy temu szwarccharakterowi uda się wystrychnąć wszystkich na dudka i dać nogę. Zdeterminowany furiat, nieco demoniczny degenerat zaskarbia sobie sympatię widza. Widać, że jest wiele obliczy zła, a niektóre aż za bardzo nas fascynują.
Tytuł: "Na granicy"
Reżyseria: Wojciech Kasperski
Scenariusz: Wojciech Kasperski
Obsada:
- Marcin Dorociński
- Andrzej Chyra
- Andrzej Grabowski
- Bartosz Bielenia
- Kuba Henriksen
- Severina Špakovska
- Janusz Chabior
Zdjęcia: Łukasz Żal
Muzyka: Bartłomiej Gliniak
Montaż: Tymoteusz Wiskirski
Scenografia: Marek Warszewski, Wojciech Czapla
Kostiumy: Izabella Izbińska
Czas trwania: 98 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus