"Dziewczyna z portretu" - recenzja
Dodane: 30-01-2016 22:00 ()
Tom Hooper, twórca oscarowych „Jak zostać królem” i „Nędzników” powraca z kolejnym głośnym filmem. „Dziewczyna z portretu” to biografia duńskich malarzy – małżeństwa Einara i Gerdy Wegener. Ten pierwszy mocniej niż swoją twórczością, zapisał się w historii faktem, że już w pierwszej połowie XX wieku zdecydował się przejść operację zmiany płci. Z napisów końcowych dowiemy się, jak wiele jego postawa wniosła do działalności ruchów genderowych. Widzimy zatem, że temat to niezwykle aktualny i przy odpowiednim do niego podejściu, można było stworzyć dzieło zabierające bardzo ważny głos w dyskusji. Hooper nie miał jednak takich ambicji. „Dziewczyna z portretu” jest jednowymiarowa, stronnicza, a miejscami nawet pretensjonalna.
Einar jest cenionym malarzem, a jego żona, Gerda, choć także próbuje spełnić się artystycznie, nieustannie skryta jest w jego cieniu. Jej portrety nie zdobywają powszechnego uznania. Pewnego razu, gdy jej modelka się spóźnia, Gerda prosi Einara by przebrał się w kobiecy strój i pozował do jej obrazu. Wówczas odzywa się w nim skryta w głębi kobiecość. Bohater odkrywa swoje prawdziwe ja, jednak jego pragnienie bycia kobietą staje naprzeciw jego małżeństwa i żony, którą w dalszym ciągu kocha.
Nie ukrywam, że najbardziej w „Dziewczynie z portretu” mogą podobać się dwie aktorskie role – Alicii Vikander i Eddie’ego Redmayne’a. Szczególnie ta pierwsza udowadnia, że dojrzała już do znacznie bardziej wymagających ról niż drugoplanowe występy w romansach kostiumowych. Tutaj bez zarzutu wciela się w kobietę rozdartą pomiędzy pragnieniem miłości i potrzebą mężczyzny u swojego boku, a poczuciem wierności wobec męża i podążaniem za przysięgą złożoną przed ołtarzem. Nie należy również zapominać o jej artystycznych ambicjach. Młoda Szwedka nakreśliła bardzo wiarygodną postać, za którą słusznie otrzymała nominację do Oscara. Podobnie Redmayne. Choć zdaje mi się, że lansowany jest on nieco na wyrost, to jednak nie można odmówić mu zaangażowania w tę rolę, zwłaszcza że wymagała ona ogromnego poświęcenia w przekraczaniu kolejnych granic.
„Dziewczyna z portretu” ma wszystko, co trzeba, by o filmie było głośno i rozmawiało się o nim w kontekście najważniejszych filmowych nagród. Począwszy od poprowadzonej jak po sznurku fabuły, skrojonej idealnie pod gusta Akademii i trzymającej się ważnego, aktualnego tematu, przez wzorcową realizację, a na świetnym aktorstwie skończywszy. Jednocześnie film Toma Hoopera nie posiada niczego, co by sprawiło, że w pełni zjednałby sobie widza i pozostał w jego pamięci na dłużej. Możliwe, że za kilka lat mało kto będzie o nim pamiętał. Film sprawia wrażenie nakręconego z dystansem, brakuje w nim pasji, zaangażowania. Zbyt wiele w nim sztuczności i chłodnej kalkulacji obliczonej na sukces.
Gdy Hooper odbierał zasłużonego Oscara za reżyserię „Jak zostać królem”, sądziłem, że do głosu dochodzi młody reżyser, który wniesie – szczególnie do kina historyczno-kostiumowego – wiele świeżości. Niestety, już „Nędznicy” byli sztucznie „nadmuchani”, a niekiedy wręcz niestrawni, zwłaszcza przy drugim podejściu, które potrafi odkryć wiele niezauważalnych za pierwszym razem słabości. Okazuje się, że Hooper świetnie potrafi zamaskować swoje braki. W „Dziewczynie z portretu” jednak nie udaje już nawet, że jego dzieło ma coś wspólnego z artyzmem. Z pełnym wyrachowaniem twórca realizuje laurkę dla Einara Wegnera, a w zasadzie Lili Elbe, bo takie nazwisko przyjął Duńczyk po zmianie płci.
Reżyser z Oscarem na koncie powinien podejść do swojego filmu z większym zaangażowaniem. Tymczasem Hooper korzysta z palety pretensjonalnych chwytów, by sztucznie udramatyzować obraz i przekonać widzów do racji bohatera. Ot, chociażby próbuje wzbudzić w odbiorcach litość sceną, w której dwóch mieszkańców Paryża znęca się nad Wegenerem za to, jak wygląda. A jego wyzwolenie się z łańcuchów cielesności Hooper obrazuje porwanym przez wiatr szalem.
Najnowszy film twórcy „Jak zostać królem” z pewnością zyska licznych zwolenników, zdaje się jednak, że przede wszystkim ze względu na poruszony temat. „Dziewczyna z portretu” razi niewykorzystanym potencjałem, niezdecydowaniem i reżyserskim pójściem na łatwiznę. Braki zamaskowane są piękną realizacją, malarskimi kadrami i naprawdę rzetelnym aktorstwem, ale to za mało, by przymknąć oko na fakt, jak płytki jest to film.
Tytuł: "Dziewczyna z portretu"
Reżyseria: Tom Hooper
Scenariusz: Lucinda Coxon
Obsada:
- Eddie Redmayne
- Alicia Vikander
- Ben Whishaw
- Sebastian Koch
- Amber Heard
- Sophie Kennedy Clark
- Adrian Schiller
- Emerald Fennell
Zdjęcia: Danny Cohen
Muzyka: Alexandre Desplat
Montaż: Melanie Oliver
Scenografia: Eve Stewart
Kostiumy: Paco Delgado
Czas trwania: 120 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus