Marcin Jamiołkowski „Keller”- recenzja
Dodane: 17-11-2015 11:32 ()
Powieści SF przeżywają ostatnio renesans, choć trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. Prym wiodą kosmiczne strzelanki, wojenki rodem ze średniowiecza, rozgrywki między politycznymi watażkami, prowadzone według ogranych schematów. Dziś króluje w tym temacie prymitywna brutalność, okraszona na osłodę problemami tak wymyślnymi, że tracą najmniejszy nawet pozór prawdopodobieństwa. Space opera rzadko kiedy wychodzi poza te schematy, główną osią jest to, że wszyscy ze sobą o wszystko walczą. Istnieje jednak pewien wycinek głównego nurtu fantastyki, który ma swych przedstawicieli także w Polsce. Powieści osadzone w realiach kowbojskiej eksploracji kosmosu, mające w sobie żartobliwą nutę i lekkość seriali z lat 60-tych. Taka właśnie jest książka Marcina Jamiołkowskiego, zatytułowana „Keller”.
Kapitan Keller, dowodzący prywatnym statkiem międzygwiezdnym o nazwie Truposz, słynie jako niezwykle zręczny przewoźnik. Legalne zlecenia uzupełnia sobie dużo intratniejszym przemytem, nie lubi więc kontroli ze strony statków policyjnych. Jego niewielka, ale dobrana załoga wyćwiczona jest w unikaniu konfrontacji z przedstawicielami władz nawet wtedy, gdy dokumenty przewozowe są w pozornym porządku, a towar czysty jak łza. Niebezpieczny proceder jest na tyle opłacalny, że Kellera stać nawet na dzierżawienie planetoidy od planety, noszącej swojską nazwę Polonus. Pewnego dnia jednak odwiedza go przedstawiciel władz wojskowych, Malicki, który kwestionuje legalność wynajmu planetoidy. Jest to tylko pretekst, by nakłonić Kellera do przyjęcia niezwykle ważnej, a zarazem tajnej i – co tu dużo ukrywać – dziwacznej misji. Przedstawiciele Watykanu – tego „prawdziwego”, ziemskiego, bo są też inne podobne siedziby – chcą, żeby wykradł pilnie strzeżoną i z wszech miar nietypową relikwię. Jest ona w posiadaniu Pontifexu, suwerennej planety i jednocześnie najsilniejszej obecnie w galaktyce „Stolicy Apostolskiej”...
Jedno trzeba powiedzieć od razu na wstępie: dawno nie miałam w ręku książki polskiego autora, którą czytałoby się równie łatwo i przyjemnie. Pod tym względem można ją porównać do dzieł Jamesa White'a, które nie tyle się czyta, co pożera. Nie znaczy to jednak, że jest ona wyłącznie błahą rozrywką i niczym więcej. Przede wszystkim bardzo mi się spodobały polskie akcenty w osadzonej pośród gwiazd awanturniczej historii. Są one bardzo rzadkie, przy czym nie chodzi mi tu wcale o nazwiska czy pochodzenie głównych bohaterów. W „Kellerze” mamy polskie realia – nie będę ich wymieniać, żeby nie spoilerować. Myślę, że czytelnicy sami chętnie poodkrywają to, co autor ma im do zaoferowania, a jest tego niemało.
Załoga „Truposza” to wspaniała zbieranina. Nie będę tu opisywać każdego jej członka z osobna, powiem tylko, że lubi się ich „od pierwszego zetknięcia”. Są żywiołowi i przyciągają uwagę – od pyskatej sterniczki po wiecznie zaćpanego i nadpobudliwego seksualnie lekarza. Są nawet ciekawsi niż ich kapitan, jako żywo przypominający Malcolma Reynoldsa z kultowego serialu „Firefly” - zresztą wpływ tej serii na autora można łatwo wyczuć. Przygody załogi Truposza są znakomitą lekturą, wciągającą, zabawną i trzymającą w napięciu. Polskie „smaczki” są w niej dodatkową atrakcją. Do tego dochodzi jeszcze styl Marcina Jamiołkowskiego – lekki, gładki, chciałoby się nawet użyć słowa „smaczny”, mimo pojawiających się okazjonalnie wulgaryzmów. Gdzie ich zresztą dzisiaj nie ma...
Pięknie wydana, pięknie napisana, o niebanalnej treści i w przystępnej cenie – czego więcej chcieć? Z całego serca polecam ten zakup.
Tytuł: „Keller”
- Autor: Marcin Jamiołkowski
- Wydawnictwo: Czwarta Strona
- Gatunek: SF
- Okładka: miękka ze skrzydełkami
- Ilość stron: 416
- Rok wydania: 09.2015
- ISBN: 978-83-7976-337-5
- Cena: 34.90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus