"Paranormal Activity: Inny wymiar" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 31-10-2015 21:48 ()


Jak co roku nadciąga mroczna pora duchów, makabry i horroru, potocznie zwana Halloween. Dla dzieciaków, a przynajmniej tych za oceanem jest to okazja by legalnie przyjąć cukierka od nieznajomego, dla nieco starszych by wskoczyć w kostium i zalać robaka, a dla wytwórni filmowych by nabić kabzę na kolejnym odcinku taśmowo kręconych horrorów. Czy po zeszłorocznej klapie na całej linii, jaką okazał się Paranormal Activity: Naznaczeni seria ma jeszcze szansę na powrót do jako takiej formy? Naprawić zszarganą reputację ma Inny wymiar. Szansę wprawdzie jedną na sto, ale cóż, sprawdźmy co też nam się wykluło w tym roku ze zgniłego jajeczka...

A ze skorupki wydłubało nam się coś, co już znamy z poprzednich odsłon raczkującej franczyzy. Czy to źle? Nie, na pewno w porównaniu do eksperymentu z treścią na jaki porwali się Naznaczeni. Wracamy do sprawdzonego schematu. Podejrzany dom, latorośl, która zaczyna „świrować”, przyprawiając o niepokój rodziców oraz kamery śledzące wszystko czujnym okiem soczewki. Zamiast wycieczki w przeszłość obraz serwuje nam jednak kontynuację i sili się na powiązanie okruszków fabuły, mało w gruncie rzeczy istotnych w poprzednich odsłonach, w jakąś głębszą okultystyczno-konspiracyjną historię. Poza oczywistym motywem nawiedzenia/opętania dorzucono wątek o próbie zgłębienia tajemnic kultu, jaką podejmuje główny bohater, Ryan, po odnalezieniu pudła pełnego podejrzanych kaset wideo. Mamy tu więc do czynienia z dość ciekawym przykładem filmu w filmie, co choć samo w sobie strasznie awangardowe nie jest to zasługuje na pochwałę. Miło widzieć, że pomimo ram i schematów gatunku autorzy starają się przemycić do kina kręconego typowo pod sezonową publiczkę jakiś nieortodoksyjny element. Tym bardziej, że tajemnice przeszłości, jakie powoli zgłębia nasz protagonista, całkiem przyjemnie wtapiają się w główny wątek nadając historii głębszy wymiar i pomagając budować napięcie. Gdyby tylko scenarzyści posilili się o lepszy finał, to nie za bardzo miałbym się do czego przyczepić... Bo finał jest naprawdę kiepski.

 

Poszerzenie scenariusza pozwoliło na dorzucenie scen, w których aktorzy mogą najzwyczajniej w świecie pograć zamiast nieustannie wydobywać z siebie obrazujące różne natężenia grozy onomatopeje. I chociaż siłą rzeczy materiał, z którym pracują Oscara im nie zapewni, to idzie im to nawet nieźle. Z pominięciem kwestii brata głównego bohatera, irytującego swoim nieustannym „What the fuck/hell?”, dialogi rozpisano przyzwoicie, znajdując nawet tu i ówdzie miejsce na niewyszukany, ale też i niewymuszony element humorystyczny. Aktorstwo to solidna średnia półka. Jak wspomniałem, obejdzie się bez statuetki, ale dzięki bogu i bez złotej malinki.

Co natomiast nie wszystkim przypadnie do gustu to o wiele większa dosłowność najnowszej części. Realizatorzy zdecydowali się pokazać znacznie więcej, prawdopodobnie skuszeni tym, że w budżecie znalazło się miejsce na nakręcenie filmu w 3d. I choć obraz wciąż opiera się na konwencji found footage, to Inny wymiar przypomina teraz bardziej klasyczny film grozy niż paradokument. Mamy dużo mniej podziwiania wystroju wnętrz, a znacznie więcej dziwnych i całkiem ciekawie zwizualizowanych manifestacji. I szczerze mówiąc aż tak wiele w odbiorze to nie zmienia, choć co prawda „wyskakujące strachulce”, jakimi raczą nas scenarzyści, są przez to nieco bardziej przewidywalne i być może czasem trochę bardziej męczące niż straszne. Oprócz finału...

  

Na szczęście oprawa audiowizualna trzyma poziom. Nałożone na obraz rozmaite filtry imitujące zakłócenia w działaniu porozstawianej po posesji elektroniki dodają obrazowi ciekawego smaczku i oryginalności, a dzięki zastosowaniu techniki trzech wymiarów wyglądają naprawdę dobrze. Dodatkowy plus ponownie za brak muzyki jako takiej. Mamy różne podstępnie oddziałujące na podświadomość dźwięki, ale muzykę ograniczono do tej współistniejącej z bohaterami w fikcyjnej przestrzeni filmu. Gdyby tylko nie ten wyraźny spadek poziomu w... zgadliście, finale!

Jak możecie się domyśleć, film całkiem mi się podobał. Zdjęcia, dźwięk, atmosfera dobrze ze sobą współgrają. Nie najgorsza fabuła, ciekawie rozbudowana względem poprzedników, mocno na plus. Przyjemnie zrealizowane 3d i efekty specjalne też bardzo ładne. No, ale co z tego, jeśli w ostatnich pięciu minutach sypie się dosłownie wszystko? Scenariusz pada jak gimnazjalistka na zakrapianej imprezie, aktorzy osiągają szczyty niekompetencji, a efekty, które w pierwszych dwóch aktach wyglądały bardzo fajnie nagle prezentują się niczym wyciągnięte z niskobudżetowej gierki, jaką można znaleźć w koszu wyprzedażowym? Inny Wymiar można obejrzeć bez bólu, prawie. Jeśli będziecie w stanie przymknąć oko na mało satysfakcjonujące zakończenie, możecie zaryzykować.

5/10

Tytuł: "Paranormal Activity: Inny wymiar"

Reżyseria: Gregory Plotkin

Scenariusz:

  • Jason Pagan
  • Andrew Deutschman
  • Gavin Heffernan
  • Adam Robitel

Obsada:

  • Chris J. Murray
  • Brit Shaw
  • Ivy George
  • Dan Gill
  • Olivia Taylor Dudley

Zdjęcia: John W. Rutland

Montaż: Michel Aller

Scenografia: Nathan Amondson

Kostiumy: Lisa Lovaas

Czas trwania: 95 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus