„Disco Polo” - recenzja
Dodane: 25-10-2015 10:22 ()
Dźwięki, które rezonują w świadomości różnych pokoleń i obrazy utrwalone w pamięci społeczeństwa. Film Macieja Bochniaka, który z wyczuwalną fantazją odwołuje się do estetyki disco-polo jest jednak nie tyle próbą wnikliwej charakterystyki rodzimego poletka muzycznego z końcówki ubiegłego wieku, co – przede wszystkim – oryginalną wariacją na temat amerykańskiego snu. Sukces w nadwiślańskim kraju przybrał zaś faktycznie formę graniczącą z czymś nie do końca określonym...
Zaskakujące, z jaką łatwością uzyskano w „Disco-Polo” umowną ramę dla wszystkich wydarzeń. Historia dwójki młodych muzyków, aspirujących do grona gwiazd estrady jest zarówno prawdopodobna, jak i całkowicie urojona. Rywalizacja na castingach i negocjacje z producentami swobodnie przeplatają się bowiem z wizją szalonej imprezy, gdzieś pośrodku pustynnego krajobrazu... Interpretacyjny klucz jest jednak zrozumiały, wszakże wraz z osiągnięciem sukcesu łatwo jest się zatracić, zapomnieć o konturach codzienności.
Owa fantazyjność stanowi zresztą niepodważalną wartość i autorski sznyt reżyserii debiutującego Macieja Bochniaka, który scenariusz filmu rozpisał wspólnie z Mateuszem Kościukiewiczem. „Disco-Polo” to także album z ciekawymi cytowaniami do innych przedstawicieli X Muzy. Czasem zobrazowanych jednoznacznie, innym razem odwołujących się do pewnego typu nastrojowości. Jest zatem zbiór romantycznych scen wyjętych niczym z „Titanica”, zwiedzanie wytwórni muzycznej, która swoją magicznością dla ludzi z zewnątrz może kojarzyć się z wyprawą do „Charliego i fabryki czekolady”, a także czytelne nawiązania do antagonistycznych postaci z „Funny Games”, sekwencji z „Pojedynku na szosie” czy prolog utrzymany w wybitnie westernowej konwencji.
W żadnym wypadku nie można jednak powiedzieć, że takie zestawienie obrazów przypomina przysłowiową wolną amerykankę. Ukazanie losów zespołu „Laser” toczy się bowiem w chronologicznym porządku – droga na szczyt nie jest tutaj może specjalnie kręta (prowincjonalne miasteczko, z którego wyruszają bohaterowie znajduje się przy linii kolejowej), natomiast bez dwóch zdań wymagająca. Zarówno sprytu, cwaniactwa, znajomości (Polaków portret własny w krzywym zwierciadle?), jak i determinacji z odrobinką szczęścia.
Korzystanie z określonego nurtu muzyki rozrywkowej, w jakiś sposób uwarunkowało również określony charakter bohaterów. W kreacjach aktorskich odnaleźć można sporo groteskowości, grania na, nomem omen, wysokiej nucie, sztucznego blichtru, który przejawia się nie tylko za sprawą pstrokatych kostiumów. Przy czym od razu trzeba zaznaczyć, że naturalnie odnajdują się w nich Joanna Kulig jako Gensonina, niekwestionowana gwiazda sceny disco-polo, Tomasz Kot - wcielający się w Daniela Polaka, potężnego producenta z całym szeregiem wad stereotypowego sarmaty, a nade wszystko Dawid Ogrodnik (Tomek) oraz Piotr Głowacki (Rudy), przedstawiciele wzmiankowanej wcześniej grupy „Laser”.
Centralne postaci są szyte na miarę wyobrażenia, ale także doświadczenia lat 90. XX wieku z idolami polskiej sceny muzycznej. Charakterystyczne zaśpiewy, sekwencja ruchów, określony typ prezencji – elementy oddane z niejaką kronikarską dokładnością, udanie współgrają z fantastycznym podłożem historii, w którym wyeksponowano również ujmujący wątek romansowy pomiędzy Tomkiem a Gensoniną. Najczystsze uczucie miłości ma w tym filmie wymiar eskapistyczny, chroniący przed zdegenerowanym światem szołbiznesu.
Czytelna w swej końcowej wymowie opowieść o realizacji własnych pragnień i tym, że – ponownie idąc za ludową mądrością – „zgoda buduje” nie zawiera elementów jawnie wartościujących. Twórcy obrazując kulturowy fenomen, jakim bez wątpienia było – a właściwie wciąż jest, chociaż w nieco innej, może mniej słyszalnej formie – disco-polo zdecydowali się, aby muzyczno-rozrywkowy pejzaż był skomponowany z polskich elementów (szlagierowe utwory odgrywane w filmie). Wyśniowana konwencja i zwariowany humor.
Godny to uwagi przypadek, gdy młodzi twórcy są tak samoświadomi własnych możliwości, a także analitycznego bogactwa, którym karmimy się w naszych kulturowych doświadczeniach. Chociaż w jednej z pierwszych scen filmu, podczas rozmowy między synem, który chce zostać muzykiem a pragmatycznym ojcem dochodzi do znaczącego nieporozumienia, to z perspektywy lat można zaryzykować stwierdzenie, że międzypokoleniowym łącznikiem może być dzisiaj właśnie muzyka disco-polo. Kodyfikowana ironicznie, nostalgicznie czy, jak ma to miejsce w filmie Bochniaka, za pomocą marzeń zrozumiałych dla wszystkich. Wszakże opowieść spuentowano znaną frazą, że „wszyscy Polacy, to jedna rodzina...”.
Tytuł: „Disco Polo”
Reżyseria: Maciej Bochniak
Scenariusz: Maciej Bochniak, Mateusz Kościukiewicz
Obsada:
- Dawid Ogrodnik
- Piotr Głowacki
- Joanna Kulig
- Tomasz Kot
- Aleksandra Hamkało
- Mariusz Drężek
- Rafał Maćkowiak
- Juliusz Chrząstowski
Muzyka: Paweł Lucewicz, Michał Nosowicz
Zdjęcia: Tomasz Naumiuk
Montaż: Jarosław Barzan
Scenograf: Stanisław Tyczyński
Kostiumy: Katarzyna Lewińska
Czas trwania 107 minut
comments powered by Disqus