„Demon” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 17-10-2015 18:55 ()


Horror w polskiej kinematografii jest gatunkiem, który dość rzadko przebija się przez stertę komedii romantycznych, nie ma też szans w konkurencji z dojmującymi dramatami, odpada również w przedbiegach mając przed sobą dzieła rozgrzebujące nasze historyczne powstania i klęski. Prawdę powiedziawszy, poza nielicznymi, zamierzchłymi produkcjami, rodzime obrazy grozy powstają niezwykle rzadko, a jak już są, to ich poziom jest daleki od oczekiwanego.

„Demon” jest niechlubnym wyjątkiem wygrzebującym się spod gruzów tandety, efekciarstwa oraz kręcenia produkcji w celach spożytkowania słusznych dotacji czy datków hojnych sponsorów.   Tym bardziej szkoda, że jest to dzieło zamykające skromny dorobek reżyserski tragicznie zmarłego Marcina Wrony, bowiem patrząc na jego film ma się poczucie, że długo nie doczekamy się podobnego, młodego talentu.

„Demon” nie jest horrorem czysto gatunkowym. Stale rosnące napięcie i mroczna atmosfera skłaniają do takiego przekonania, jednak Wrona umiejętnie szafuje konwencjami, bo przecież myślą przewodnią obrazu jest wesele, a wiadomo, że to okres radosny, zabawowy, nad wyraz uroczysty. Peter – londyński architekt – przyjeżdża do Polski, aby wziąć ślub z Żanetą. Po drodze do wybranki swego serca, niczym przestroga jawi mu się rozpaczająca kobieta, która właśnie straciła dziecko w odmętach pobliskiej rzeki. Zły omen nie zniechęca Piotra, który obiecuje przyszłemu teściowi, że nawet zaprojektuje most zniszczony niegdyś przez Niemców. Sielanka trwa, wszyscy są szczęśliwy przygotowując się do ślubu. W dzień poprzedzający uroczystość pan młody odkrywa makabryczne znalezisko. Na posesji przyszłego domu przypadkowo natrafia na ludzkie szczątki. Niepewność wkrada się w umysł Piotra, osoby - jakby nie patrzeć - obcej, spoza środowiska lokalnej społeczności, jak również o nieco odmiennym światopoglądzie.

 

Czasu na myślenie jednak brakuje, nazajutrz staje na ślubnym kobiercu, po czym rozpoczyna się suto zakrapiane gorzałą weselisko. Polska gościnność daje się we znaki Piotrowi od samego początku, pierwszy kontakt z teściem nie obywa się bez tradycyjnego kielicha. Im dłużej trwa impreza, tym zachowanie pana młodego staje się coraz dziwniejsze. On sam przeżywa męczarnie mając przed oczami dybuka, upiora kobiety upominającej się o sprawiedliwość.

Utwór Wrony wymyka się schematom, uderza świeżością, a jednocześnie czerpie z najlepszych wzorców. Na uwagę zasługuje kreacja Itaya Tirana. Piotr w jego wykonaniu to postać tragiczna, zagubiona, bezsilna, a jego rozpaczliwe wołanie o pomoc trafia w pustkę, nie robiąc wrażenia na bezdusznych weselnikach, mających niejedno za uszami. Szczególnie na teściu, brawurowo zagranym przez Andrzeja Grabowskiego. Prowadzący rodzinny biznes Jasiński, to osoba obdarzona sporym ładunkiem komicznym, a zarazem straszna i odrażająca. Jak kameleon potrafi dostosować się do każdej sytuacji, żonglując dowolnie przywdziewanymi maskami. Najlepiej kamufluje kłamstwo, zasłaniając się niepamięcią.

 

Marcin Wrona nie decyduje się na zachowanie jednej konwencji, lawiruje – niekiedy udanie, a niekiedy mniej – między groteską, humorem a grozą. W jego historii mającej w jakimś stopniu stanowić rozliczenie za lata zagłady Żydów, w żadnym momencie nie czuć stuprocentowej powagi. Wyraźnie akcentuje problem, który kino wałkowało już wielokrotnie, posługując się sprawdzonymi figurami – sędziwego nauczyciela, strachliwego księdza czy lekarza ateisty – jednak ich postawy nie wnoszą nic konstruktywnego. Reżyser nie ma za to sobie równych w obrazowaniu wiejskiego rozpasania, weselnej orgii, podczas której goście głuszą się hektolitrami alkoholu, aby zapomnieć o koszmarach przeszłości, zarówno małych i dużych grzeszkach. Zatracić się w zabawie i zapomnieć. Niestety ten wizerunek polskiej prowincji wydaje się nazbyt krzywdzący i wyolbrzymiony.  

„Demon” najlepiej radzi sobie z aurą tajemnicy. Sceny wizyjne, halucynacje czy sekwencje opętania robią wrażenie, budują nastrój strachu i niepokoju, spotęgowany ścieżką dźwiękową (świetny duet Macuk-Penderecki) wywołującą dreszcz emocji. Ale nie tylko one. Pola spowite upiorną mgłą, miejscowość wyglądająca na wymarłą czy puste ulice wprowadzają atmosferę grozy. Udanie wypada też poszukiwanie racjonalnych wyjaśnień nietypowego zachowania pana młodego. Wymówki teścia – osoby majętnej, o ugruntowanym statusie społecznym, z którą liczy się okoliczna ludność, a także nieustanna ucieczka księdza od odpowiedzialności pokazują, że pewna mentalność od lat pozostaje niezmienna. I obcy – bo takim jest dla nich Peter – będzie zawsze traktowany z nieufnością, bez szansy na zrozumienie i właściwą pomoc. Zakorzenione od pokoleń przekonania trudno wyplewić, a najlepiej – jak to w iście hipnotycznym transie wypowiedział rezolutny teść – o wszystkim zapomnieć i przejść do porządku dziennego. Wesela przecież nie było, pana młodego nie było, żadnej zbrodni również nie było. Demony przeszłości mogą straszyć dalej.

 8/10

Tytuł: „Demon” 

Reżyseria: Marcin Wrona

Scenariusz: Marcin Wrona, Paweł Maślona

Obsada:

  • Itay Tiran
  • Agnieszka Żulewska
  • Andrzej Grabowski
  • Tomasz Schuchardt
  • Katarzyna Herman
  • Adam Woronowicz
  • Włodzimierz Press
  • Tomasz Ziętek

Muzyka: Marcin Macuk, Krzysztof Penderecki

Zdjęcia: Paweł Flis

Montaż: Piotr Kmiecik

Scenograf: Anna Wunderlich

Kostiumy: Aleksandra Staszko

Czas trwania 93 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus