„Amerykańska Liga Sprawiedliwości” tom 1: „Najbardziej niebezpieczni” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 07-09-2015 07:35 ()


Podobno każdy ma swoją cenę. Jakby na przekór tej obiegowej opinii przedstawiciele Ligi Sprawiedliwości odmówili współpracy z amerykańską bezpieką. Rzecz jasna tzw. smutni panowie z Pentagonu ani myślą pozostawać bierni w obliczu potęgi pozostającej poza ich kontrolą. Odpowiedzią na brak chęci kooperacji ze strony ceniących sobie niezależność herosów jest sformowana przez władze Amerykańska Liga Sprawiedliwości.

Teoretycznie zakres obowiązków tej formacji niczym nie różni się od typowych, superbohaterskich aktywności. W praktyce sens jej istnienia sprowadza się do czuwania nad poczynaniami dowodzonej przez Batmana drużyny.  Co prawda trudno sobie wyobrazić, aby jakakolwiek organizacja zdołała oprzeć się połączonym siłom m.in. Supermana, Wonder Woman i wspomnianego chwilę temu lokatora Jaskini Nietoperza. Niemniej oddział obdarzonych nieprzeciętnymi właściwościami osobników na usługach rządu robi wrażenie. Ucieleśnienie ideału skutecznego wojownika rodem z planety Thanagar (Hawkman), ostatni przedstawiciel wymarłej w dramatycznych okolicznościach cywilizacji marsjańskiej (J’onn J’onzz, Marsjański Łowca Ludzi) oraz posiadaczka pozaziemskiego artefaktu zasilanego energią gwiazd (Stargirl) – to tylko część spośród rekrutów oddziału stanowiącego swoiste zabezpieczenie władz przed ewentualnymi problemami ze strony Ligi Sprawiedliwości. Dodajmy do tego pułkownika Steve’a Trevora, całkiem dobrze zorientowanego w możliwościach kłopotliwej drużyny, a otrzymamy zespół władny podjąć ryzyko zmierzenia się z wyzwaniami przerastającymi możliwości zwykłych agentów federalnych.

Swoiste „bezpieczeństwo w bezpieczeństwie” to pomysł nie nowy. Jak zapewne pamiętają czytelnicy spolszczonej przez Muchę (niestety nie w całości) serii „New Avengers vol.1”, ów motyw stanowił jeden z pobocznych, acz istotnych wątków prezentowanych w nich fabuł. Podobnie jak federalni rodem z uniwersum DC, także decydenci S.H.I.E.L.D. starali się trzymać przysłowiową rękę na pulsie wprowadzając w szeregi Mścicieli zaufanego informatora. W przypadki Ligi analogiczna zagrywka co prawda nie wypaliła (zob. przypadek Olivera Queena w „Podróży złoczyńcy”); niemniej cwani bezpieczniacy znaleźli sposób, aby chociaż częściowo ukoić skołatane nerwy swoich przełożonych. Tego typu taktyka fabularna okazała się (jak już zresztą wspomniano – nie po raz pierwszy) rozwiązaniem generującym emocje porównywalne z co bardziej udanymi utworami konwencji szpiegowskiej. Z drugiej natomiast strony po raz kolejny odarto superbohaterską konwencję z jej uroczo naiwnego blichtru. Tym samym „Najbardziej niebezpieczni” (zgodnie zresztą z tym tytułem) wpisują się w schematy tzw. Mrocznej Ery Komiksu.  

Widać to zwłaszcza na przykładzie zbrutalizowanej wersji Hawkmana, który co prawda do szczególnie łagodnych osobników nigdy nie należał (bez względu na to czy był on kosmitą czy też reinkarnowanym, staroegipskim arystokratą), jednak jego wersja zaproponowana wraz z rewitalizacją uniwersum DC celowo stylizowano na bezrefleksyjnego osiłka w stylu bohaterów heroicznej fantasy. Wizerunkowym modyfikacjom - całkiem zresztą udanym -  poddano również J’onn J’onzza. Podobny zabieg usiłowano zastosować już w latach 2006-2007 na kartach mini-serii „Martian Manhunter vol.4”. Jednak ówczesna reakcja czytelników była raczej umiarkowanie entuzjastyczna. Tym razem oceny były bardziej przychylne, zwłaszcza że przy względnie znacznym zachowaniu elementów pierwotnego wizerunku tej postaci nadano jej dodatkowej posępności. Stąd Marsjański Łowca Ludzi z kart tej opowieści jawi się jako postać jeszcze bardziej niż dotychczas intrygująca, a zarazem trawiona wspomnieniami zagłady jego rodzinnego świata. Wydawać by się mogło, że wcześniej ów motyw był wielokrotnie przybliżany (choćby na kartach niedocenionej niestety mini-serii „Martian Manhunter vol.1” Johna Marca DeMatteisa i Marka Badgera). A jednak scenarzyście tej części albumu, Mattowi Kindtowi, udało się zaproponować kilka istotnych zmian w mitologii tej postaci, która ostatnimi czasy (tj. w sierpniu bieżącego roku) ponownie doczekała się solowej serii.  

Z kolei schemat rekrutacji drużyny znacząco nie odbiega od tego co już wcześniej mieliśmy możliwość obserwować na przykładzie takich formacji jak Suicide Squad, Secret Six, Extreme Justice oraz marvelowskich Thunderbolts. Nieprzypadkowo, bo tzw. mózgiem przedsięwzięcia jest Amanda Waller, odpowiadająca również za utworzenie oryginalnego składu Oddziału Samobójców (zob. mini-seria „Legends”). Natomiast wdrożenia jej wytycznych podejmuje się wzmiankowany wyżej Steve Trevor. Pomimo początkowych obiekcji (a równocześnie nękających go dylematów natury sercowej) decyduje się on podjąć roli konsolidacji zespołu rządowych superbohaterów. Zwłaszcza, że na odpowiednie wyzwania nie trzeba długo czekać. Organizowane w ścisłej konspiracji Tajne Stowarzyszenie Superłotrów okaże się być może aż nazbyt ambitnym testem dla niesprawdzonej przecież formacji.

Seria „Amerykańska Liga Sprawiedliwości” okazała się nie tylko względnie udanym dyskontowaniem popularności czołowej drużyny uniwersum DC, ale też swoistym schronieniem dla komiksowych osobowości, które nie zdołały zaskarbić sobie przychylności czytelników wystarczającej do podźwignięcia samodzielnego tytułu. Tak się sprawy miały w przypadku przybyłego z Thanagaru Katara Hola, który utracił początkowo dobrze zapowiadającą się serię („The Savage Hawkman”) po dwudziestu jeden odcinkach. Jeszcze mniej szczęście mieli Vibe i Katana, których solowe cykle doczekały się ledwie dziesięciu epizodów. Niewiele tylko większą popularnością (31 odcinków) cieszył się miesięcznik „Stormwatch”, w którym istotną rolę odgrywał J’onn J’onzz (zresztą do czasu), a „Green Arrow vol.5” przez pierwsze kilkanaście odsłon (tj. do chwili przejęcia tej serii przez Jeffa Lemire’a wraz z odcinkiem siedemnastym) prezentował żenująco słaby poziom. Z kolei Simon Baz w roli Green Lanterna (ewidentny ukłon w stronę coraz liczniejszych w Stanach Zjednoczonych muzułmanów) okazał się kompletnym niewypałem, a zainteresowanie tą postacią wśród ogółu czytelników jest raczej nikłe. Johns po raz kolejny udowodnił jednak, że nie boi się wyzwań i z niemałym zapałem rozpisuje tytuły także z udziałem mniej ikonicznych osobowości. W przeszłości kilkukrotnie udowodnił, że daje się z nich wykrzesać jakość rozrywkową porównywalną z najpopularniejszymi tytułami, czemu dał wyraz m.in. na kartach takich serii jak „52”, „Hawkman vol.4”, a nade wszystko „Booster Gold vol.2”. Tak też się sprawy mają w przypadku niniejszego tytułu, w którym większość „czasu antenowego” przeznaczono właśnie na prezentacje drugo-, a nawet trzecioligowych osobowości uniwersum DC. Jak zwykle autor czyni to na tyle umiejętnie, że tęsknota za głównymi ikonami tego wydawnictwa ewentualnym czytelnikom raczej nie grozi. Także z tego względu, że ów album wzbogacono również o część oryginalnego wydania zbiorczego „Justice League Volume 4: The Grid”. Stąd nie zabrakło okazji do ujrzenia w akcji Supermana i spółki oraz prześledzenia procesu rekrutacji nowych członków Ligi. Tak się bowiem złożyło, że również przedstawiciele oryginalnej drużyny o tej nazwie zdecydowali się na poszerzenie jej składu o przysłowiową świeżą krew. Stąd udział w tej opowieści młodszego pokolenia herosów, wśród których przynajmniej część (np. Firestorm oraz pełniąca obowiązki Atoma Rhonda Pineda) ma szanse powalczyć o przychylność nastoletnich czytelników. Niech jednak nikogo nie zmyli młodzieńczy posmak historii snutej przez Johnsa. Nadciąga bowiem wojna, wobec której nawet członkowie-założyciele Ligi mogą okazać się bezradni.

Natłokowi postaci towarzyszy niemal tak samo liczny zastęp plastyków, których zaangażowano do rozrysowania pomysłów Johnsa i wspomagających go scenarzystów. David Finch („Avengers: Disassembled”), Ivan Reis („Liga Sprawiedliwości: Tron Atlantydy”) i Gene Ha („Top 10”) to sprawdzeni twórcy, którzy cieszą się wśród czytelników (w tym także polskich) znaczną popularnością. Nie zawodzą również i tutaj prezentując jakość wypracowaną przy realizacji wielu tytułów. Kroku starają się dotrzymać im nieco mniej hołubieni ilustratorzy (m.in. znany z pracy przy serii „Mystique” Raul Fernandez). Stąd stylistyka zaprezentowana w niniejszym zbiorze wykazuje znaczny stopnień różnorodności. Jakością łączącą prace wszystkich wspomnianych twórców jest ich dążenie do osiągniecia efektowności przypisanej tytułom takim właśnie jak „Liga Sprawiedliwości”.

„Najbardziej niebezpieczni” to kolejna solidna porcja suprebohaterskiej rozrywki oraz jeszcze jeden dowód warsztatowej sprawności Geoffa Johnsa. Tymczasem ledwie kilka lat temu (mniej więcej w latach 2009-2010) zdawać by się mogło, że ów wyjątkowo aktywny scenarzysta jest na dobrej drodze do twórczego wypalenia (zwłaszcza w kontekście wydarzeń przybliżonych w opowieści „Brightest Day”). Na przykładzie opisywanego albumu widać wyraźnie, że Johns nie dał się przytłoczyć zarówno funkcji dyrektora kreatywnego DC Comics, jak również obowiązkami rozchwytywanego scenarzysty. We współtworzonych przezeń opowieściach niezmiennie daje się odczuć sporo twórczego entuzjazmu oraz wartkość zaproponowanych fabuł. Nawet łatwo uchwytna wtórność wobec takich tytułów jak wzmiankowany wcześniej „Suicide Squad” nie uchybia ogólnie dobrej jakości tej opowieści. Krótko pisząc: bezpretensjonalna rozrywka z myślą o czytelnikach, którym superbohaterskiej kotłowaniny wciąż za mało.

 

Tytuł: „Amerykańska Liga Sprawiedliwości” tom 1: „Najbardziej niebezpieczni”  

  • Tytuł oryginału: „Justice League of America Volume 1: The Most Dangerous”, “Justice League Volume 4: The Grid”
  • Scenariusz: Geoff Johns, Matt Kindt i Jeff Lemire
  • Szkic: David Finch, Scott Clark, Brett Booth, Andres Guinaldo, Manuel Garcia, Jesus Saiz, Ivan Reis, Gene Ha
  • Tusz: David Finch, David Beaty, Norman Rapmund, Raul Fernandez, Robin Riggs, Jesus Saiz, Joe Prado, Oclair Albert, Jonathan Glapion, Robert Hunter
  • Kolor: Sonia Oback, Andrew Dalhouse, Jeff Chang, Jeromy N. Cox, Gabe Eltaeb, Nathan Eyring, Pete Pantazis, Wil Quintana, Art Lyons, Rod Reis, Hi-Fi
  • Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
  • Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca: Egmont Polska
  • Data premiery: 9 września 2015 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17 x 26 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy 
  • Liczba stron: 240
  • Cena: 75 zł 

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięcznikach „Justice League of America vol.3” nr 1—5 (kwiecień-sierpień 2013 r.) oraz „Justice League vol.2” nr 18-20 (maj-lipiec 2013 r.).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 

 


comments powered by Disqus