„Konungowie” tom 1: „Najazdy” - recenzja
Dodane: 02-07-2015 20:16 ()
Nad ulokowaną gdzieś na mitycznej północy krainę Alstavik nadciągają czarne chmury. Konung Rildrig walczy ze swoim bratem Sigvaldem, który nie uznaje jego prawa do tronu. Wyniszczająca kraj, bratobójcza wojna wybuchła dziesięć lat temu. Wówczas ojciec braci – Ragnulf – po pokonaniu śmiertelnie niebezpiecznych Centaurów, wyznaczył Rildriga na swojego następcę. Teraz, gdy bracia pomimo upływu lat nadal zaciekle ze sobą walczą, znów pojawiają się Centaury pałające żądzą zemsty za klęskę sprzed lat. Na domiar złego ziemiom Konunga Rildriga zagraża także celtycki lud Mog Ruith dowodzony przez króla Luga. Wszystko wskazuje na to, że jeżeli bracia się nie pojednają i nie stawią wspólnie czoła wrogom atakującym Alstavik z dwóch stron, dni tej krainy są policzone.
Akcja komiksu rozgrywa się w dwóch planach czasowych. W pierwszym, obserwujemy potyczki pomiędzy wojskami braci, dowiadujemy się o zewnętrznych zagrożeniach w postaci Centaurów oraz ludu Mog Ruith i obserwujemy działania księżniczki Elfi – siostry Sigvalda i Rildriga – zmierzające do pojednania obu braci i nakłonienia ich do podjęcia walki przeciwko wspólnym wrogom. Przeszłość poznajemy natomiast dzięki retrospekcjom wplecionym w akcję komiksu. Porywczy i nierozważny Rildrig w pewnym sensie przyczynił się do tego, że Sigvald nie mógł wziąć udziału w wojnie z Centaurami i nie miał okazji wykazać się męstwem, dzięki któremu zyskałby tron Alstaviku. Sigvald w konsekwencji nie akceptuje tego, że na tronie zasiada jego brat Rildrig i nieustannie próbuje mu ten tron odebrać. Wzajemna nienawiść, jaką żywią do siebie bracia wydaje się być nie do pokonania.
Historia jest dość sprawnie opowiedziana, zdarzenia z przeszłości płynnie przeplatają się z teraźniejszością, ale jednak po lekturze pozostaje uczucie niedosytu. Nie sposób uwolnić się od wrażenia, że czegoś tu zabrakło. Sytuacja wyjściowa zarysowana w pierwszym tomie wydaje się idealna do stworzenia porywającej i dynamicznej narracji. Alstavik rozdziera oto krwawy konflikt rodzinny, u bram stoją śmiertelnie niebezpieczne Centaury i Celtowie… a cała akcja toczy się dość niemrawo. W komiksie brakuje napięcia, nie ma tu jakiegoś punktu kulminacyjnego, który wstrząsnąłby czytelnikiem. Niewiele tu także emocji, które pozwalałyby utożsamić się z bohaterami. Obrazu całości dopełnia zupełnie nieprzekonujące zakończenie tomu pierwszego.
Graficznie komiks również trudno uznać za porywający. Rysunki debiutującego na polskim rynku, chińskiego rysownika Juzhena są dość statyczne, co jest szczególnie rażące w scenach walk. Chwilami można odnieść wrażenie, że przedstawiają one raczej pozujących do zdjęcia statystów niż znajdujących się w ruchu, walczących na śmierć i życie rycerzy. Natomiast sceny „pozowane” wyglądają znacznie lepiej – np. całostronicowa plansza przedstawiająca prężącego się Centaura robi niezłe wrażenie. Wiele do życzenia pozostawiają rysunki twarzy. Mimika bohaterów jest dość uboga – w gruncie rzeczy znajdziemy tu tylko dwa wyrazy twarzy. Wariant pierwszy, to twarze bez jakichkolwiek emocji, wariant drugi natomiast obejmuje twarze wyrażające zdziwienie (względnie przerażenie). Niestety graficznej warstwy komiksu w żaden sposób nie ratują kolory. Miałoby być pewnie mrocznie i przerażająco, a wyszło po prostu ciemno. Cały komiks utrzymany jest w ciemnych, przeważnie zimnych kolorach, które niestety nie ułatwiają lektury. Trzeba naprawdę uważnie wpatrywać się w rysunki, żeby dostrzec wszystkie szczegóły ukryte w ciemnych szarościach i błękitach. Poza tym, komputerowo nakładane kolory nie służą wszystkim bohaterom. Na przykład twarz księżniczki Elfi na niektórych kadrach wygląda, jakby dzielna siostra skłóconych braci właśnie obstrzyknęła się botoksem.
Podsumowując należy stwierdzić, że „Konungowie” zapowiadają się raczej na dość przeciętną serię fantasy. Ostateczną ocenę współpracy znanego z serii „Orbital” scenarzysty Sylvaina Runberga z rysownikiem Juzhenem odłóżmy jednak do momentu pojawienia się kolejnych tomów. Otwierające serię „Najazdy” wprawdzie nie są lekturą zapierającą dech w piersiach, ale na pewno warto będzie powrócić do mrocznego Alstaviku, by sprawdzić, jaki będzie dalszy rozwój wypadków. W komiksie niewątpliwie jest kilka wątków, które umiejętnie rozwinięte mogą okazać się interesujące. Czy to wystarczy, żeby uznać całą serię za coś więcej niż tylko przeciętne czytadło? Przekonamy się niebawem – po lekturze „Wojowników nicości” i „Kary”.
Tytuł: „Konungowie” tom 1: „Najazdy”
- Tytuł oryginału: „Konungar, vol. 1, Invasions
- Scenariusz: Sylvian Runberg
- Rysunki: Juzhen
- Kolory: Juzhen
- Tłumaczenie: Jakub Syty
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 15.06.2015 r.
- Wydawca oryginału: Glenat
- Data wydania oryginału: 2011
- Objętość: 48 stron
- Format: 215x290 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: offsetowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 29,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus