"Dzień targowy" - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 12-05-2015 10:33 ()


Czy komiks traktujący praktycznie o "niczym", w którym leniwie tocząca się akcja prezentuje zaledwie jeden dzień z życia handlarza może być ciekawy? Wygląda na to, że jak najbardziej tak, jeśli weźmie się pod uwagę choćby "Dzień targowy" Jamesa Sturma. Po lekturze tego tytułu łatwo można się przekonać, że nie tylko pojedynki trykociarzy mogą być wciągające.

Autor "Dnia targowego" nie jest postacią anonimową. Znany jest polskim czytelnikom dzięki publikacji z 2005 roku, zatytułowanej "Golem i Gwiazdy Dawida". Dziesięć lat później dzięki Wydawnictwu Komiksowemu możemy poznać kolejne dzieło amerykańskiego rysownika oraz scenarzysty. "Dzień targowy" opowiada historię pewnego twórcy dywanów, który dowiaduje się, że jego małżonka jest w ciąży. Radość z mającego pojawić się potomka mąci widmo biedy, zaglądające w oczy Mendlemana. Mocno zaniepokojony tym faktem handlarz, wyrusza na targ, aby zdobyć potrzebne pieniądze. Niestety sytuacja komplikuje się jeszcze mocniej, gdy okazuje się, że dotychczasowy odbiorca towaru przekazał skup w ręce innego członka rodziny. Ten nie jest już skory, by płacić Mendlemanowi tyle co poprzedni właściciel. Nasz bohater zmuszony jest wybrać się w dalszą drogę w poszukiwaniu zarobku. Drogę, która przyniesie wiele niespodzianek.

Już na wstępie wspomniałem, że na pierwszy rzut oka "Dzień targowy" jest komiksem, w którym dzieje się niewiele (niektórzy mogliby wręcz stwierdzić, że wieje nudą) i nie było to stwierdzenie przesadzone. James Sturm prowadzi akcję opowieści bez pośpiechu. Jest ona pozbawiona nieprawdopodobnych zwrotów akcji czy niewiarygodnych przygód. Dlatego też nie jest to komiks dla wszystkich. Mnie osobiście jednak historia skonstruowana przez autora bardzo urzekła. Już od pierwszej strony, na której widać przygotowania bohatera do drogi, "wszedłem" w skórę Medlemana i już do końca przeżywałem ten jeden dzień wraz z nim. Niezwykle sugestywne rysunki powodują, że wykreowany świat wchłonął mnie w pełni, co było tym łatwiejsze, że jest to opowieść niezwykle uniwersalna. Długie fragmenty można odnieść nie tylko do przeciętnych pracowników fizycznych, ale też choćby do twórców komiksów czy początkujących dziennikarzy. Autor w nieprawdopodobny sposób oddaje uniwersalność problemów, które wciąż są aktualne, mimo że akcja tytułu rozgrywa się na początku XX wieku.

 

Obserwując świat wokół nas bez trudu dostrzeżemy to jak ludzie wciskani są w machinę popytu, jak muszą walczyć o przetrwanie niczym bohater "Dnia targowego". Widzimy też jak często są niszczeni przez różnego rodzaju mechanizmy gospodarcze i sztucznie kreowany świat konsumpcji. Taki obraz przedstawia też trochę niniejszy komiks. Niezwykle sugestywny jest fragment, w którym artysta niejako zmuszony jest do sprzedaży swojego dzieła za doprawdy marne grosze. Tego typu sytuacje skłaniają do przemyśleń, bo właśnie w tym tkwi największa siła tego komiksu. Wcielając się w postać Mendlemana wraz z nim wybieramy się na własny "targ" i choć czas płynie leniwie, to każdą z tych chwil wykorzystujemy jak najlepiej potrafimy. Postać głównego bohatera jest tak skonstruowana, że nie sposób jej nie polubić. Wszystko co robi, czyni z myślą o swoich pragnieniach i tym co kocha. Obserwuje świat, zastanawiając się jednocześnie jak najlepiej oddać go na swoich dziełach. W jego wypadku są to akurat dywany, ale każdy kto tworzy sztukę, bez trudu postawi się na jego miejscu.

Niewątpliwie ogromny wpływ na pozytywny odbiór komiksu mają rysunki Sturma. Są one piękne, choć piękno to nie jest tak oczywiste. Z pewnością nie jest to takie piękno jak choćby w kultowych "Marvels", ale oddanie nie tylko ducha epoki, ale przede wszystkim panującego nastroju stoi na najwyższym poziomie. Znów wrócę tu do początkowych fragmentów komiksu, które dla mnie są prawdziwym majstersztykiem. Noc, cisza, spokój i tylko samotny handlarz wyruszający w trasę na targ...niby nic wielkiego, a jednak buduje nastrój całej historii, który utrzymuje się do ostatniej planszy. Cieszy mnie to, że brakuje tu niepotrzebnych fajerwerków, że rysunki są dość minimalistyczne, a kolory mocno stonowane. One też wpływają na sposób postrzegania tej pozycji, jako melancholijnej i skłaniającej do skupienia i refleksji opowieści. Nie sposób nie pochwalić tu polskiego wydania, a dokładnie Wydawnictwa Komiksowego za użyty papier. Szorstki i gruby w pełni przenosi uczucia, które kształtują się w człowieku podczas lektury. Niewiele zaryzykuję stawiając tezę, że jeśli tytuł ten wyszedłby na papierze kredowym, zniknęłaby ogromna część jego klimatu.

Tocząca się niejako na dwóch płaszczyznach (jedna to wewnętrzne przemyślenia bohatera, a druga to dialogi - których de facto jest niewiele - i gwar targowy) historia ma dużo więcej do zaproponowania niż mogłoby się początkowo wydawać. Z jednej strony komiks o "niczym", z drugiej jednak bardzo uniwersalna historia, która może wciągnąć bez granic. Myślę, że docenią ją głównie Ci, którzy muszą na co dzień zmagać się z finansowymi problemami i, którym nie jest obca ciężka praca. Właśnie tacy czytelnicy docenią piękno i ponadczasowość tej historii. "Dzień targowy" to w moim odczuciu komiks niezwykły, a przy tym bardzo smutny. Komiks, wobec którego nie można przejść obojętnie. Być może opinie będą całkowicie skrajne, ale będą "jakieś" i tym właśnie wyróżnia się praca Jamesa Sturma. Od Was tylko zależy czy zapragniecie dać jej szansę.

 

Tytuł: "Dzień targowy"

  • Autor: James Sturm
  • Tłumaczenie: Grzegorz Ciecieląg
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
  • Format: 160 x 250 mm
  • Stron: 96
  • Okładka: twarda
  • Wydanie: pierwsze
  • Premiera: 21.04.2015
  • Cena: 49,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 


comments powered by Disqus