"Księga Pana Nadziei" - recenzja

Autor: Ania Stańczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 04-05-2015 16:40 ()


W cichej, małej wiosce gdzieś na uboczu wielkiego świata rozgrywają się wielkie, egzystencjalne dramaty Pana Nadziei. Pana, który życie ma już teoretycznie za sobą, ale który kurczowo się go trzyma i spędza każdy dzień intensywniej, niż tryskające wigorem młodzieniaszki. Nostalgiczna, pełna ciepłego uroku gawęda o tym co istotne i o tym, co błahe, zaczyna się 26 kwietnia 1986 r., w pewnym  domowym, fińskim zaciszu.

Z radia sączy się komunikat o katastrofie jądrowej, ale to nie ona jest głównym tematem komiksu Tommiego Musturiego. Czarnobyl staje się tylko impulsem do rozważań człowieka stojącego na progu starości. Przytłaczająca bliskość śmierci skłania go do kolejnych przemyśleń nad sensem życia. Codzienna rutyna egzystencji zamienia się na kartach komiksu w jakąś formę nieustannej medytacji, a postać Pana Nadziei przypomina momentami buddyjskiego mnicha zen, kontemplującego na rubieżach rzeczywistości otaczający go świat. W zawieszeniu, w trwaniu z dnia na dzień, tytułowy bohater formułuje nie tyle jednoznaczne odpowiedzi na temat natury naszej egzystencji, co kolejne pytania. Nieustannie w jego wypowiedziach przewija się motyw przemijania, a sam bohater, patrzący na swe życie z dość odległej perspektywy, próbuje odnaleźć w nim jeśli nie wartości, to przynajmniej rzeczy, które można by uznać za ważne. Możliwość przytulenia się do kogoś. Umiejętność słuchania, także tego co niesłyszalne. Przeżycie idealnego dnia. Odkrycie i zaakceptowanie swojej mrocznej natury.

"Księga Pana Nadziei" to komiks pełen kapitalnych dialogów, zrealizowany z dużą dozą dystansu. Pomimo filozoficznego zacięcia, nie przytłacza on czytelnika. W przystępny, częstokroć zabawny sposób prezentuje  uniwersalne, bardzo ludzkie dylematy. Sam bohater również jest bardzo ludzki – z jednej strony w swej wyobraźni buduje alter ego nieustraszonego mściciela na Dzikim Zachodzie, a w realnym świecie bez pomocy żony nie jest w stanie przygotować sobie najprostszego posiłku, a problem czystych kalesonów przytłacza jego metafizyczne zapędy. Wydany z dużą starannością album prezentuje pełen przekrój możliwości Tommiego Musturiego. Maksymalnie uproszczone, „cartoonowe” kadry sąsiadują z całostronicowymi, dopieszczonymi interludiami, które oddzielają od siebie kolejne części opowieści. Autor operuje żywymi, niekiedy wręcz oślepiającymi swą intensywnością barwami, a większość scen buduje za pomocą kontrastowego zestawienia kolorów. Ukazująca się pierwotnie w pięciu częściach historia, w polskim wydaniu zbiorczym otrzymała dodatkowo obwolutę nawiązującą do kolorystycznego szaleństwa, jakie panuje na jej kartach.

Album fińskiego twórcy to bardzo ciekawa próba opowiedzenia o doświadczeniu „bycia” – kategorii dotąd raczej nie podejmowanej przez komiks. Tytułowy bohater trwa na naszych oczach. Trwa i wspomina, znajduje się w jakimś egzystencjalnym zawieszeniu. Nie wypowiada sądów ostatecznych, ale pomimo tego skłania czytelnika do zastanowienia się nad sensem oraz naturą naszego życia. I przewrotnie, pomimo nieustannego widma śmierci, które wciąż mu towarzyszy, pokazuje jak w obliczu przemijania zachować godność, humor i zdolność do czerpania przyjemności z małych rzeczy. Polecam.

 

Tytuł: "Księga Pana Nadziei"

  • Autor: Tommi Musturi
  • Tłumaczenie: Bożena Kojro
  • Wydawca: Timof i cisi wspólnicy
  • Oprawa: twarda   
  • ISBN: 978-83-63963-75-0
  • Format: 225X170 mm (format włoski)   
  • Komiks nr 158
  • Str.: 228   
  • kolor
  • Cena: 99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus