"Szybcy i wściekli 7" - recenzja
Dodane: 11-04-2015 16:54 ()
Niezwykle szybkie i niebezpieczne kobiety oraz piękne i wściekłe auta – na ekranach zagościła kolejna odsłona jednej z najdłuższych filmowych serii XXI wieku. Czternaście lat temu rozpoczęła się przygoda dwóch niepokornych, żądnych wrażeń bywalców samochodowych wyścigów – Dominica Torretto oraz Briana O’Connera. Mimo że poziom poszczególnych części bywał różny, to jednak twórcom udało się przemienić serię w widowiskowe kino rozrywkowe pełną gębą.
Trzeba uczciwie przyznać – „Szybcy i wściekli” nigdy nie pretendowali do miana kina ambitnego i rozpatrywanie ich w tych kategoriach jest błędem. Z założenia miała to być lekka rozrywka z pięknymi, acz silnymi kobietami w tle, czarującymi draniami, pragnącymi naprawić swoje życiowe błędy oraz szybkimi wozami. Formuła zaproponowana na początku dość szybko się wypaliła, chroniczne popadanie w konflikty z prawem i uliczne ściganie okazało się krótkotrwałym rozwiązaniem. Potrzeba było czegoś bardziej ekstremalnego, fantastycznego, rozgrywającego się na granicach ludzkich możliwości, wyrywającego się z objęć skostniałych standardów sensacyjnych produkcji, gdzie podrasowane i odpicowane bryki stawałyby się obok aktorów pełnoprawnymi bohaterami. Rodzina Dominica Torretto sukcesywnie powiększała się o kolejne, barwne postaci, a misje wykonywane na zlecenie okazały się znakiem rozpoznawczym serii.
„Szybcy i wściekli 7” to film o staromodnej, przaśnej zemście. Deckard Shaw pragnie dopaść ludzi, którzy pokonali i oszpecili jego młodszego brata. Na cel obiera poszczególnych członków gangu Torretto. Człowiek cień, potwór stworzony przez agenturalną machinę nie cofnie się przed niczym, bowiem nawet śmierć nie jest mu straszna. Nie zdejmuje nogi z gazu, zawsze dążąc do czołowego zderzenia. Jak pokazuje scena otwierająca film – człowiek demolka. Z takim przeciwnikiem trudno walczyć, toteż grupie samochodowych zapaleńców w sukurs przychodzi niejaki Pan Nikt, kolejny z dobrych wujków najtajniejszych z tajnych agencji. Oferuje pomoc w zamian za misję odbicia uzdolnionego hakera z rąk porywaczy. Komputerowy geniusz stworzył przełomowy program szpiegowski – Oko Boga – potrafiący wytropić każdego, nawet w najdalszym zakątku świata. Nietypowy wynalazek może okazać się kluczem do odszukania Shawa. Torretto i spółka przyjmują wyzwanie i ruszają w jedną z najbardziej niebezpiecznych misji.
James Wan, bardziej niż swój poprzednik Justin Lin postawił na ekstremalne samochodowe akrobacje, które przeczą prawom fizyki. Atrakcje w Bondach czy „Mission: Impossible” to przy wymyślonych na potrzeby „Furious 7” sekwencjach akcji mało wyrafinowane wyczyny. Wan postawił na brawurę, szaleństwo dostarczając szereg efektownych, zapadających w pamięć scen, decydując się na totalny ekranowy eskapizm. Wspiął się na wyżyny kina kaskaderskiego, pokazując że ograniczenia i limity nie interesują go. W dodatku starał się sprawnie zatuszować ingerencję speców od komputerowych fajerwerków. Postawił na niezwykle kontaktowe pojedynki, z których warto wymienić babską rozgrywkę między Rodriguez a Rousey, a także finałowe starcie równolatków, czyli Diesela ze Stathamem.
Ekipa znana z poprzednich części powiększyła się o nowe twarze, z których należy z kronikarskim zacięciem odnotować epizod ikony kina akcji lat 80 ubiegłego stulecia, czyli Kurta Russella. Wan pozostawił mu dość dużo swobody, czyniąc jego postać niezwykle enigmatyczną w perspektywie ósmej części. Ale chyba największe zaskoczenie wiąże się z młodziutką Nathalie Emmanuel („Gra o tron”), która chrzest bojowy zdała śpiewająco i mimo zatłoczenia ekranowymi herosami potrafiła ukraść kilka scen dla siebie (cieszy nawiązanie do kultowej sceny z udziałem Ursuli Andress w „Doktorze No”, również w odniesieniu do plotek jakoby Nathalie miała wcielić się w kolejną dziewczynę Bonda). Etatowego bad guya w osobie Jasona Stathama wsparli: kompan Gladiatora, czyli Djimon Hounsou oraz niekwestionowany król kina kopanego - Tony Jaa.
Można narzekać, że obraz nasączony jest niezbyt wyszukanymi dialogami, a całość opiera się na więzach rodzinnych, o których przy każdej okazji wspomina Toretto. Jednak nikt nie powinien wymagać filozoficznych rozważań na temat życia i śmierci od bohaterów wyjętych spod prawa, żyjących we własnym, specyficznie skonstruowanym świecie, gdzie przemoc i walka są naturalnymi obronnymi odruchami. W założeniu jest to produkcja przepełniona testosteronem, karkołomnymi wyczynami, zajadłą walką do ostatniej kropli krwi. „Szybcy i wściekli” są odtrutką dla zniewieściałego metroseksualnego kina coraz częściej goszczącego na ekranach. Mimo prostoty i nie zawsze lotnych dialogów stanowią rozrywkę na najwyższym poziomie.
Siódma część to również epitafium dla Paula Walkera i godne pożegnanie niedocenianego aktora. Tragiczny wypadek - nomen omen samochodowy - w brutalny sposób przerwał jego karierę, pozbawiając ekipę filmową przyjaciela, człowieka skromnego i oddanego sprawie. Zakończenie filmu stanowi wspaniały hołd złożony aktorowi. Jeżeli tylko powstanie „Fast 8”, to z pewnością widzowie odczują brak jego osoby na ekranie.
7/10
Tytuł: "Szybcy i wściekli 7"
Reżyseria: James Wan
Scenariusz: Chris Morgan
Obsada:
- Vin Diesel
- Paul Walker
- Jason Statham
- Michelle Rodriguez
- Jordana Brewster
- Tyrese Gibson
- Ludacris
- Dwayne Johnson
- Kurt Russell
- Nathalie Emmanuel
- Tony Jaa
- Djimon Hounsou
- Ronda Rousey
Muzyka: Brian Tyler
Zdjęcia: Stephen F. Windon, Marc Spicer
Montaż: Christian Wagner, Kirk M. Morri
Scenografia: Bill Brzeski
Kostiumy: Sanja Milković Hays
Czas trwania: 140 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus