„Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary” - recenzja
Dodane: 07-04-2015 08:38 ()
Jak swego czasu stwierdził skądinąd znany Steven Spielberg: „Wciąż spotykam różnych scjentologów i robią na mnie wrażenie najmilszych ludzi pod słońcem”. Istotnie, władze tej organizacji dwoją się i troją, aby jej wizerunek jawił się maksymalnie nęcąco. Do udziału w scjentologicznych kursach zachęcają celebryci różnego płazu (w tym także niektóre gwiazdy Hollywood) zapewniając o szansie na niemal nieograniczony rozwój ich uczestników. Lawrence Wright, na co dzień dziennikarz związany z magazynem „The New Yorker”, zdecydował się wnikliwe przyjrzeć historii i zasadom tej nad wyraz osobliwej religii.
Efektem jego poszukiwań jest licząca niemal sześćset stron książka, oparta m.in. na gruntownym rozeznaniu życiorysu jej założyciela, jak i niemal dwustu wywiadach przeprowadzonych m.in. z byłymi członkami tej wspólnoty. Wśród wypytywanych znalazły się osoby takie jak Paul Haggis (twórca scenariuszy do hitów wielkiego ekranu – np. „Bez przebaczenia”, „Casino Royale” i „Miasto gniewu”), które przez wiele lat swego życia nie szczędziły zarówno finansów jak i osobistej aktywności na rzecz wspierania scjentologii. Z owych rozmów wyłania się jednak obraz w równym stopniu niezwykły co przygnębiający. Zdawałoby się bowiem, że pomysłodawca tej religii – L. Ron Hubbard – opracowując autorski system interpretacji ludzkiej psychiki, kierował się zamiarem wspomożenia osób borykających się np. z depresją bądź też nie w pełni uświadomionymi lękami. Zwłaszcza, że tych w roku 1950 (tj. w momencie premiery przełomowej w jego karierze książki „Dianetyka: współczesna nauka o zdrowiu umysłowym”) nie brakowało. Na ówczesnym etapie wielu Amerykanów wciąż jeszcze nie w pełni podźwignęło się z traumy II wojny światowej (co wbrew pozorom dotyczyło nie tylko weteranów walk na Pacyfiku i w Europie, ale często również ich rodzin) doszukując się coraz to nowych metod uporania z osobistymi demonami. Nic zatem dziwnego, że swoją ofertą Hubbard trafił na podatny grunt. „Dianetyka” przez niemal trzydzieści tygodni figurowała na liście ówczesnych bestselerów, a jej autor błyskawicznie dorobił się ogromnego majątku.
Nie zamierzał jednak na tym poprzestawać, bo jak miał ponoć stwierdzić z rozbrajającą szczerością: „Chciałbym założyć własną religię. To tam są prawdziwe pieniądze (s. 117)”. Jak czas pokazał słowa dotrzymał. Terapia oparta na poradniku rychło przepoczwarzyła się w ruch quasi-religijny z wyjątkowo osobliwą doktryną. Nie wnikając nadmiernie w jej szczegóły (tj. buntu tzw. Thetanów, do którego doszło ponoć 75 milionów lat temu przeciw ówczesnemu władcy kosmicznego imperium obejmującego m.in. Ziemię) wypada nadmienić, że weny do jej opracowania mu nie brakło. Bowiem Hubbard przez kilkanaście lat zawodowej aktywności utrzymywał się z tworzenia opowiadań na potrzeby pulpowych magazynów. Pisał dużo, szybko, a przy tym nie stronił od żadnego z popularnych wówczas w literaturze groszowej gatunków (westerny, opowieści marynistyczne, orientalne etc.). Tym samym wpisał się w grono twórców takich jak Robert E. Howard i Henry Kuttner, którzy również próbowali swoich sił w różnych odmianach popularnej beletrystyki.
Szczególnym upodobaniem darzył jednak science fiction, które w toku lat trzydziestych przeżywało autentyczny rozkwit (nawet jeśli znawcy literatury amerykańskiej nadal nie są szczególnie skłonni to przyznać). To właśnie wówczas zaznajomił się on m.in. z cenionym twórcą Robertem Heinleinem oraz Johnem W. Campbellem, wydawcą legendarnego magazynu „Astounding Science Fiction” (z czasem zresztą entuzjastą dianetyki), wyrabiając sobie opinię pisarza o sprawnym warsztacie, ale też i jakby nieco zbzikowanego. Nieprzypadkowo, bo rozbuchane ego dosycone mitomanią i megalomanią zdawało się częstokroć przejmować nad nim kontrolę. Hubbard wdawał się w niezliczone romanse (m.in. z żoną Heinleina), popadł w bigamie, długi oraz towarzystwo praktykujące rytualny okultyzm. Nie omieszkał przy tym zastosować kilku autorskich innowacji, czym miał wzbudzić wściekłość samego Aleistera Crowleya. Ochoczo kreował się również na bohatera wojennego odznaczonego ponoć Purpurowym Sercem podczas walk na Pacyfiku (w rzeczywistości nic takiego nie miało miejsca). Zwieńczeniem jego nieco intuicyjnych poszukiwań okazała się właśnie scjentologia – dziwaczny, pseudo-ezoteryczny system promowany obietnicą osiągnięcia niemal boskości. „Chodzenie po wodzie? Lewitacja? Zamiana wody w wino? To tylko kwestia odpowiednich ćwiczeń!” – jak swego czasu reklamowano jeden z licznych kursów oferowanych przez przedstawicieli kościoła scjentologicznego. Dodajmy, że wymagające odpowiednio wysokich opłat (np. Nancy Cartwright, najbardziej znana z użyczenia swego głosu Bartowi Simpsonowi, wydała na owe szkolenia niemal 10 milionów dolarów).
Mniej więcej połowę książki Wright poświęcił właśnie burzliwemu życiu Hubbarda, przybliżając m.in. jego trzy małżeństwa, zmagania z urzędem podatkowym, formowanie scjentologicznego „kleru” znanego jako Sea Org (jego adepci podpisują kontrakt na miliard lat służby!), niemal baśniową kosmogonię, specyficzny żargon grupy, nawarstwiające się kontrowersje wobec metod terapeutycznych stosowanych w tej wspólnocie oraz zasady rekrutacji ukierunkowane w dużej mierze na ludzi sukcesu (czyt. osoby zdolne do finansowego podźwignięcia obciążeń finansowych wynikających z konieczności udziału w kursach kościoła). Dodajmy, że nie bez znamion psychomanipulacji stosowanej w grupach uznawanych powszechnie za sekty. W drugiej części na plan główny wysuwa się osoba następcy Hubbarda, Davida Miscavige’a, w świetle relacji osób wypytywanych przez autora „Drogi do wyzwolenia”, postaci skrajnie apodyktycznej, skłonnej do używania wobec problematycznych dlań osób przemocy fizycznej.
Sporo miejsca poświecono również zaangażowanym w działalność scjentologii gwiazdom Hollywood. Wśród nich szczególne miejsce (obok Johna Travolty) zajmuje Tom Cruise, który sam siebie uważa ponoć za trzecią osobowość kościoła (po Hubbardzie i Miscavige’u). Tym samym ewentualny czytelnik zyska okazje do zapoznania się z kulisami kariery tego nadal wziętego aktora oraz szczególnej troski wykazywanej wobec niego przez lidera scjentologii (m.in. przy okazji castingu na kolejną partnerkę tego aktora po jego rozstaniu z Penélope Cruz). Ogólnie „smaczków” tu nie brakuje, choć na szczęście Wright uniknął maniery przejawianej przez co najmniej część dziennikarzy udzielających się na plotkarskich portalach. Razi natomiast okazjonalne popadanie autora w poprawność polityczną (tym razem w kontekście m.in. córek Paula Haggisa). Nie są to jednak częste przypadki, a wartkość reporterskiego dyskursu w pełni kompensuje tę niedogodność.
Podobnie jak w książce „Niesamowita historia Marvel Comics” Seana Howe’a (publikacji opartej na zbliżonych, demaskatorskich założeniach), również w tym przypadku daje o sobie znać brak ikonografii. Stąd pomijając okładkę niniejszej książki nie uświadczymy w niej żadnych reprodukcji fotografii zarówno przywódców kontrowersyjnego kościoła jak i osób, które jawnie zechciały wypowiedzieć się o swoich doświadczeniach z tą wspólnotą. Niewykluczone, że ta sytuacja wynikła z braku zgody władz scjentologii na publikacje tego typu uzupełnienia.
Efekt dociekań Wrighta w kontekście scjentologii bezsprzecznie warto sobie przyswoić. Nie tylko dlatego, że tę publikację śmiało można uznać za pisaną ku przestrodze (scjentolodzy na niewielką skalę działają również w Polsce), ale jako interesujący materiał poglądowy dla wielbicieli hollywoodzkich produkcji, fantastyki oraz specyficznych quasi-religijnych grup oferujących „zbawienie” w zamian za pełne podporządkowanie wymogom charyzmatycznych liderów.
Tytuł: „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary”
- Tytuł oryginału: „Going Clear. Scientology, Hollywood, and the Prison of Belief”
- Autor: Lawrence Wright
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Agnieszka Wilga
- Wydawca wersji oryginalnej: Alfred A. Knopf
- Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Czarne
- Data premiery wersji oryginalnej: 17 stycznia 2013 r.
- Data premiery wersji polskiej: 18 lutego 2015 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 13,7 x 22,3 cm
- Papier: offset
- Druk: czarno-biały
- Liczba stron: 576
- Cena: 54,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Czarne za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus