"Ex Machina" - recenzja
Dodane: 30-03-2015 16:29 ()
Alex Garland, scenarzysta takich hitów sci-fi jak „28 dni później” czy „Dredd 3D”, zadebiutował jako reżyser ze swoim własnym projektem. „Ex Machina” to produkcja zrealizowana za stosunkowo niewielkie pieniądze. Obraz stanowi swojego rodzaju refleksję nad naturą sztucznej inteligencji, egzystencjalną podróż w poszukiwaniu istoty tego, co możemy nazwać człowieczeństwem. Problem w tym, że choć Garland odcina się od bezpłciowości kasowych, pozbawionych scenariusza superprodukcji, a stawia raczej na fabułę, dialogi, refleksję widza, to mimo wszystko ma niewiele do powiedzenia w temacie. Mimo ambitnych założeń i olbrzymiego potencjału, twórca zdaje się iść po najmniejszej linii oporu.
Poznajemy Caleba, młodego samotnego informatyka, który w wyniku konkursu trafia do stacji badawczej swojego szefa – milionera odpowiedzialnego za sukces największej wyszukiwarki internetowej świata. Mężczyzna prowadzi tu zamknięte badania nad sztuczną inteligencją. Caleb w oparciu o słynny test Turinga ma dowieść, że wykreowany przez szefa robot posiada świadomość. Kreacja o wyglądzie kobiety zaczyna jednak flirtować z Calebem i wciągać go w swoją grę, a tymczasem na wierzch zaczynają wychodzić mroczne tajemnice szefa.
Jeśli potraktować tytuł filmu alegorycznie, to zauważymy że brakuje w nim słowa „Deus” oznaczającego Boga. W dziele Garlanda Bóg się nie pojawia. Pozostają odniesienia do Biblii i Księgi Rodzaju – proste, niekiedy wręcz banalne, począwszy od imienia głównej bohaterki, przez postać Caleba, którą można potraktować jako Adama, a na buncie wobec stwórcy skończywszy. Korzystanie z tego rodzaju banałów odbiera „Ex Machinie” pozostałe atuty.
Od strony technicznej Garlandowi udało się zrealizować intrygujące dzieło. Powolna, stonowana narracja, sterylne zdjęcia Roba Hardy’ego budzące pewnego rodzaju niepokój wobec klaustrofobicznych pomieszczeń, porządnie zagrani bohaterowie kreowani na zasadzie kontrastów czy wreszcie psychologiczna rozgrywka – to wszystko pozwala mieć nadzieję na kameralne, ale wielkie kino. Garland bez wysiłku przykuwa uwagę odbiorcy, lecz nie wie co dalej z tą uwagą zrobić. Zdaje się, że spośród wszelkich możliwych zakończeń, wybrał to najbardziej przewidywalne. W efekcie niemal od początku wiemy, jak potoczy się fabuła „Ex Machiny”.
Nie oznacza to wcale, że Garland nakręcił słaby film. Należy go pochwalić już za sam fakt, że odważył się nakreślić własny, autorski styl. Efekty specjalne podporządkowane są treści, nawet w jednym momencie reżyser nie zapomina o czym opowiada. A opowiada w sposób wysublimowany, nakreślony z pietyzmem i dbałością o szczegóły. Widać, że twórcy celebrują każdą ekranową minutę, do granic możliwości dopieszczając każde ujęcie. Z pomocą wspomnianego już Hardy’ego udaje się niemal zahipnotyzować widza. Znamienna jest w tej kwestii scena tańca Oscara Isaaca i Sonoyi Mizuono. Reszta to już dyskusje z pogranicza filozofii, egzystencjalizmu, seksualności. I tylko żal, że Garland uczepił się pewnych motywów nie po to, by odrobinę nimi zamieszać i wpuścić nieco świeżego spojrzenia, lecz żeby skonstruować bardzo klasyczną opowieść.
„Ex Machina” to świetnie zrealizowane kino o wielkich ambicjach, niestety miejscami przegadane i rozbijające się o głupie zachowania bohaterów. Domhnall Gleeson i Oscar Isaac znakomicie wcielają się tutaj w bardzo inteligentne postaci, tym bardziej dziwi fakt, że ich bohaterowie zachowują się niekiedy pretensjonalnie i nielogicznie. W przypadku kina o mniejszym potencjale tego rodzaju wady byłyby prawdopodobnie niezauważalne, Garland jednak niestety sam zarzucił sobie wysoką poprzeczkę, której nie udało mu się przeskoczyć.
Tytuł: "Ex Machina"
Reżyseria: Alex Garland
Scenariusz: Alex Garland
Obsada:
- Domhnall Gleeson
- Oscar Isaac
- Alicia Vikander
- Sonoya Mizuno
- Chelsea Li
- Evie Wray
Muzyka: Geoff Barrow, Ben Salisbury
Zdjęcia: Rob Hardy
Montaż: Mark Day
Kostiumy: Sammy Sheldon
Scenografia: Mark Digby
Czas trwania: 108 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus